Pytanie za sto punktów brzmiało: co teraz będzie? Co poczną? Milla czuła się tak zagubiona jak rankiem. Tylko że teraz nie była już sama. -29- Milla obudziła się następnego ranka w ramionach Diaza. Jej głowa spoczywała przy głowie mężczyzny, jego ciało dawało jej ciepło i komfort w ten szary grudniowy poranek. Padał deszcz, znacznie ulewniejszy niż poprzedniego dnia. Jak zwykle Diaz ocknął się chwilę po niej. Albo był już tak psychicznie zsynchronizowany z Millą, że czuł, kiedy ona się budzi, albo wewnętrzna czujność nie pozwoliła mu spać w pomieszczeniu, w którym podświadomie za1 rejestrował jakiś podejrzany ruch. Znając Diaza, Milla zakładała raczej, że chodzi o to drugie. Usiadła na łóżku i przeciągnęła się, by rozruszać zastałe mięśnie. Diaz, wciąż leżąc, wyciągnął dłoń i pogłaskał ją po plecach. Włosy zasłaniały jej oczy i Milla odgarnęła je z twarzy. Jej fryzura musiała przedstawiać obraz nędzy i rozpaczy, pamiętała, że włosy były wciąż wilgotne, gdy zwalili się na łóżko. Tym razem jego łóżko, nie jej, choć wątpiła, czy po ostatniej nocy takie rozróżnienie mieć będzie jeszcze jakikolwiek sens. Teraz wszystko już będzie po prostu ich. Ta http://www.abc-budownictwa.com.pl zimne ostrze noża. - Głupia! - wysyczała do ucha Milli; nóż naparł mocniej na skórę, która zaczęła ustępować pod ostrzem klingi. Potem dało się słyszeć ciche kliknięcie: odgłos odbezpieczania broni. Lola zamarła. - Wygląda na to, że cała twoja rodzina nieźle radzi sobie z nożem - powiedział Diaz cichym i spokojnym tonem, prawie an43 219 szepcząc. - Za to moja rodzina, wyobraź sobie, ma silną skłonność do broni palnej. Zdezorientowana i przestraszona Milla z trudem spojrzała w
293 Pomyślała o Diazie i o tym, co zrobią dzisiejszej nocy - o ile uda im się wrócić do hotelu. Dotarli do samochodu dokładnie w tym momencie, w którym Milla stwierdziła, że nie da rady zrobić już ani kroku. Nigdy przedtem Sprawdź może już po prostu nie żyć. Wolała wyobrażać sobie, że wiedzie normalne, szczęśliwe życie, że został znaleziony, kupiony czy adoptowany przez ludzi, którzy dali mu miłość i dobrą opiekę. Ale to była tylko teoria: że został sprzedany ludziom nielegalnie organizującym adopcje dzieci dla rodzin ze Stanów i Kanady Same rodziny najczęściej nie miały pojęcia, że adoptują porwane dzieci, że wiąże się z tym straszliwa tragedia prawdziwych rodziców. Próbowała się pocieszać, wyobrażając sobie Justina roześmianego, bawiącego an43 42 się, rosnącego. Niewiedza i niepewność były potworne, ale wszystko było lepsze niż zamartwianie się myślami o możliwej śmierci dziecka.