- Wytrzęsło mnie okropnie - mruknął, rozcierając kark. Tęsknił za swoim faetonem, sprzedanym kilka miesięcy temu na spłatę długów. Becky nie słuchała go jednak, wpatrzona w mewę, która przysiadła obok, gładząc dziobem pióra. - Słyszę stąd ocean! Obróciła się w koło i aż jęknęła, wpatrzona w błękitniejący horyzont za domami. - Och! Chodźmy zobaczyć morze! - Czy nie lepiej wejść najpierw do domu? - spytał. Lecz ona już szła ku plaży, jak w transie. Wolał trzymać się z tyłu. Coś mu mówiło, że chce być teraz sama. Becky stanęła nad wodą. Długie włosy trzepotały na pachnącym morzem wietrze. Zatrzymał się bez słowa za nią. - Nie byłam nad morzem od lat, odkąd wraz z mamą wyjechałyśmy z Portsmouth. Zobaczył, że dotyka muszelki na wstążce i wiedział, że myśli o ojcu. Zaskoczyło go bardzo, gdy zdjęła z szyi pamiątkę. - Weź to - powiedziała z powagą. - Chcę, żeby była twoja. - Becky, ależ... - No, weź. Miej ją zawsze przy sobie. - Ona tak wiele dla ciebie znaczy. Dlaczego mi ją dajesz? - Na szczęście. Nie zawsze będę cię mogła pocałować podczas gry. - Włożyła mu ostrożnie muszelkę w dłoń. - Będę się o ciebie martwić, Alec. - Niepotrzebnie. Wkrótce wrócisz do swojego domu, kochanie. http://www.abc-budownictwa.net.pl słońca niemiłosiernie kłuły ją w oczy. Nad samą wodą dwie mewy wydzierały sobie wzajemnie zdechłego kraba. Becky zmarszczyła ze wstrętem nos i odwróciła od tego widoku wzrok. Morze pieniło się jej wokół nóg, niosąc ze sobą strzępki wodorostów, kiedy weszła w przybrzeżne fale, rozpryskujące się na pobliskich głazach. Wiatr igrał z jej długimi włosami, gdy wypatrywała Parthenii Westland, usiłując nie ulec nieodpartemu urokowi morza. Zanurzyła się aż po pas w zimnej wodzie, wstrzymując oddech. Szybko zauważyła, że wiejskie matrony mają za dużo roboty, by zwracać na nią uwagę. W morzu pluskało się bowiem dobre pół setki amatorek kąpieli, a z pięciu wozów kąpielowych wciąż wysiadały nowe. Widok tyłu dziewcząt w jej wieku zasmucił ją, choć tylko na chwilę. Uświadomiła sobie, ile w życiu straciła z winy dziadka. Jego wrogość pozbawiła ją nie tylko pięknych strojów i przyjęć, ale też towarzystwa rówieśnic z jej własnej sfery. Nie miała jednak czasu na żale. Osłaniając oczy dłonią, wypatrzyła w gronie
- W jaki sposób? - Po prostu nagle uświadamiasz sobie, że bez względu na to, kim jesteś, istnieje siła dużo od ciebie potężniejsza. Wobec natury wszyscy jesteśmy równi, Bello. Spójrz na morze. - Skinął ręką w stronę migotliwego błękitu. - Jest teraz takie spokojne i piękne. Ciekawe, że sztorm nie odbiera mu piękna, jedynie czyni je bardziej groźnym. - Lubisz niebezpieczeństwo? - Czasami. Jest w nim coś kuszącego. Wiedziała o tym. Sama odkryła to kilka lat temu. Edward dał sygnał, że zjeżdża na pobocze. Zignorował zaniepokojoną minę agenta ochrony, który wyskoczył z drugiego samochodu, i otworzył drzwi od strony Belli. - Przejdźmy się po plaży - zaproponował, wyciągając rękę. - Obiecałem, że nazbieram muszelek dla Marissy. Sprawdź więzów, przecinając węzeł. - Ci dwaj już nic nam nie zrobią - szepnął - ale szuka cię jeszcze dwóch innych. Odgłos strzałów naprowadzi ich na nasz ślad. Możesz biec? - Oczywiście. - Teraz, kiedy wiedziała, że nie jest poważnie ranny, poczuła się lepiej. - Tędy! - wskazał jej drogę. - Nie mam pojęcia, kim jesteś, ani o co tu chodzi. Musisz mi wszystko wyjaśnić. Zasłużyłem sobie na to. Widziała, że jest na nią zły, lecz nie mogła go winić. - No, chodźmy - mruknął. Biegnijmy na ukos przez stajnie! Usłyszeli za sobą gardłowe głosy. Zbliżali się kolejni prześladowcy. Kamerdyner Westlanda zajrzał do salonu z dziwną miną. - Przepraszam, ale jeden z ludzi księcia Kurkowa żąda rozmowy. Michaił i Westland wymienili spojrzenia bez słowa. Woleli nie mówić przy Parthenii o sprawie Rebecki. - Powiedz, że zaraz przyjdę - zwrócił się Michaił do kamerdynera. Sługa się skłonił i