- Rolar, przestań z niej szydzić - oburzyłam się. -- Orsana, ty nie pierwszy raz zderzasz się z czarnym wampirzym humorem, pora by przyzwyczaić się. Trafnie, wilgotna wątroba jest szkodliwa, trzeba czasem wymoczyć ją nie w wodzie, a w dobrym mleku. - Ja czasem nie rozumiem, kto z was jest wampirem - gwałtownie wypuściła powietrze Orsana, obracając się plecami do nas i do trupów. -- Jak u niego kły poodpadały, to u ciebie wyrosły! O, cholera... Wypadło szybko wyprowadzić ją z polany. Rolar zatrzymał się, zabierając ocalały ziemniak i wyrywając z drzewa sztylety. - A gdzie nasze konie? - spostrzegłam się, niejasno przypominając sobie, że Smółka pierwsza rzuciła się do ucieczki, jak tylko na polanie pojawili się rozbójnicy. Najemniczka nie odpowiedziała - było z nią tak źle, że pytanie nie doszło do jej świadomości. - Niby by na trakt wybiegły, zaraz przyprowadzę - obiecał wampir, podając mi zapomnianą przy ognisku torbę. - Bardzo dobrze. -- Odkorkowawszy jedną z buteleczek, odmierzyłam kilka kropli w manierkę z wodą i wręczyłam Orsanie. -- Pij. Małymi łyczkami, i po każdym - głęboki wdech i powolny wydech. Pierwszy łyk wydawał się najtrudniejszym ze wszystkich, potem sprawa poszła na gładko. Do powrotu Rolara najemniczka jeżeli nie ostatecznie wyzdrowiała, to chociażby zauważyła, że siedzi na ziemi, a w ustach jest obrzydliwy zgniły posmak. Skrzywiwszy się, zwróciła mi manierkę i wstała. - Znalazłeś konie? Wampir załamany pokołysał głową: - Sądząc po śladach, one pogalopowały do Arlissu bez nas. - No i z Legionem można się pożegnać. – Orsana przegryzła wargę, powstrzymując napływające do gardła łzy, a może, mdłości. Z takim bladym licem mogła pójść do kompanii upiorów lub zombi. Rolar chciał było rzucić złośliwością , lecz spojrzał na Orsanę i żal mu się jej zrobiło. - Znajdziemy twojego Wianuszka, nie przeżywaj. Za dwadzieścia wiorst las się skończy, za nim będzie duże pole, z trzech stron otoczone przez rzekę Kroganię - tam ona akurat zatacza szeroki łuk. Chyba nie nasze mądre, lecz tchórzliwe koniki skręcą z traktu lub puszczą się wpław, to je złapiemy. Żywa? Będziesz mogła iść? Orsana zebrała się w sobie i niepewnie kiwnęła. - Wszystko w porządku. Przepraszam, że zerwałam się, po prostu to moje pierwsze trupy. To znaczy nie moje, a ich, w sensie, mojej pracy. A tu jeszcze głowa odrąbana, krew, wątroba... Wolha, daj szybciej manierkę! - Cóż, gratuluję inicjatywy. -- Wampir przyjacielsko klepnął Orsanę po ramieniu, najemnica aż się zakrztusiła. -- Trwaj w tym duchu, tylko weź u Wolhy przepis na te zioła, ono tobie jeszcze nieraz przydadzą się. Ja taktownie przemilczałam, że wyliczenie wchodzących w niego komponentów zdezorganizowałoby żołądek nawet trollowi. Rolar obrócił się do mnie i spoważniał. - Szkoda, że nie znaleźliśmy czasu na przeprowadzenie z nimi wstępnej rozmowy lub złapać jednego rozbójnika w celu przesłuchania. To nawet jakoś nieuprzejmie z ich strony - nie wtajemniczyć nas w swoje zbrodnicze plany. Mogli chociażby przedstawić się, byśmy my nie gubili się w domysłach, komu stanęliśmy w gardle! - Przeszukajmy ich - zaproponowałam. - Dobra idea. Spóźniona, lecz zdrowa. Orsana, idziesz z nami? Wytrzymasz? http://www.activefood.pl - Trochę jestem zmęczona - odparła Lizzie i po raz kolejny upomniała się w duchu, by z niczym się nie zdradzić. - Całe dwa dni wolnego - cieszyła się Susan. - Mamy basen z morską wodą i na pewno fantastyczne jedzenie. Pełny odlot! - Przynajmniej dopóki nie będę musiała gotować. Cały niepokój rozwiał się w chwili, gdy zza zamkniętych drzwi usłyszała rozradowane głosy dzieci. - Mamusia! - Sophie, prześliczna w bladoniebieskiej plażowej sukience i z bosymi nóżkami, zobaczyła ją pierwsza i od razu rzuciła się jej na szyję. - Hej, mamo. - Edward, który jak przystało na
niezakłócony sen. Czwarty dzień spędziła w kuchni swojej willi Riviera dei Fiori, w której chłód gliny ocieplały kwiaty i żar bijący ze stalowego pieca. Gotowanie na czymś takim było wielką przyjemnością, toteż połączywszy tradycje liguryjskie ze starorosyjskimi, przygotowała Sprawdź - Ktokolwiek to jest, macie się zachowywać jak ludzie. Dotarło? 9 Woodrow i Rory przewrócili tylko oczami, za to Reese wpatrywał się w Asha z butną miną, jakby chciał powiedzieć, że nie jest już smarkaczem, którym najstarszy brat może dyrygować. Ash poszedł otworzyć. Miał nadzieję, że to Whit i że w końcu uda się coś ustalić. Mógłby wtedy spokojnie wyjechać z Tanner Crossing, zostawić w diabły rodzinne miasteczko i ranczo. Niestety, zamiast Whita zobaczył dziewczynę w spranych dżinsach i jaskrawoniebieskim T-shircie.