wszystkich członków mojej rodziny - powiedział Nick. -

woda po goleniu. Zło¿ył na policzku Marli serdeczny pocałunek. Na Marli nie zrobiło to ¿adnego wra¿enia. O Bo¿e, przecie¿ nie mo¿e byc a¿ tak płytka. Tak nieczuła. Piekace łzy napłyneły jej do oczu, zamazujac wszystko wokół. Uniosła sie troche i przytuliła do niego, rozpaczliwie szukajac w sobie choc cienia czułosci, miłosci czy poczucia przynale¿nosci. Mogła miec tylko nadzieje, ¿e wkrótce uczucia te wróca wraz z reszta jej wspomnien. To wymaga czasu, powtarzała sobie, ale była coraz bardziej sfrustrowana. Marla zdała sobie sprawe, ¿e cierpliwosc nie le¿y w jej naturze. Była zadowolona, ¿e udało jej sie dowiedziec czegos o swojej osobowosci, doszła jednak do wniosku, ¿e to chyba nie jest dobra cecha charakteru. Rozległ sie ostry dzwonek telefonu i Alex zesztywniał. - Wydałem polecenie, ¿eby nie nekano cie telefonami - powiedział, siegajac po słuchawke. Cissy siedziała pod oknem oparta o aparat do klimatyzacji, a Eugenia wyskubywała zeschłe kwiatki z kaktusa: - Halo... halo? Kto mówi... cholera! - Rzucił słuchawke. - Nikt sie nie odezwał? - spytała Eugenia i Marle nagle http://www.akcesoria-bhp.com.pl/media/ Ściągnęła usta i Shep zaczął zastanawiać się nad tym, co by poczuł, gdyby ją pocałował albo... coś więcej. Skoro miała taki gorący temperament, w łóżku musiała być istną kocicą. Wystarczyło, że spojrzał na nią i już czuł 100 twardość w kroczu. Poprawiła ręcznik i odprowadziła wzrokiem furgonetkę sunącą po ulicy. Kiedy podnosiła ręce, jej bluzka trochę się rozchyliła i Shep widział przez chwilę kawałek miodowej skóry wystający zza czerwonej koronki stanika. Czerwonej - prawie szkarłatnej. Shep nie widział takiego odcienia od lat. Ostatnio Peggy Sue nosiła białą bieliznę, która po kilku praniach nabierała odcienia nieapetycznej szarości. Ale to, co widział teraz, sprawiało, że nie mógł oderwać oczu i z wrażenia zupełnie zaschło mu w gardle. - Gracias. - Jej głos był chłodny i szorstki. Podniósł szybko głowę i zobaczył, że Vianca przypatruje mu się tymi swoimi ognistymi, czarnymi oczami. Surowo. Wytrzymał to spojrzenie. Nie było sensu ukrywać, że bardzo go pociągała. Nawet nie mrugnęła. Chrząknął.

- Ktos do ciebie przyjechał - burknał stary Ole Olsen, siedzacy w oknie budki z przynetami na podescie. Ruchem brody wskazał na schody, nawet nie spojrzał na Nicka, zajety, jak zawsze, wyrabianiem przynet. - Do mnie? - spytał Nick. W ciagu ostatnich pieciu lat, czyli odkad tu przyjechał, nikt Sprawdź takim natężeniem, jakby brał ją na cel. - Co? - wychrypiał. - Mówię prawdę. - O Boże. - Dziewczynkę. Przez chwilę panowała cisza. Ogłuszająca cisza potępienia. Patrzył jej w oczy, szukając w nich choćby śladu kłamstwa. - I nie powiedziałaś mi o tym? - wyszeptał w końcu. Twarz miał napiętą, jego spojrzenie zdradzało narastający gniew. - Nie. - Gdzie ona jest? - Jego wargi ledwo się poruszały. - Nie wiem. - Nie wiesz? - Zapomniał o piwie i o orzeszku. Wyglądał tak, jakby za chwilę miał przeskoczyć stół i potrząsnąć nią. - Jak to, nie wiesz? - Myślałam, że... ona urodziła się martwa - wyjąkała Shelby, siląc się na spokój.