Quincy spojrzał w okno recepcji. Hotelarz miał białą koszulę mokrą od potu i chwiał się

pamięta pani, mówiłem o maniaku, który, podobnie jak ja w młodości, chce żyć wiecznie? Nazywa się Weller, pawilon numer dziewięć. Jest cały skoncentrowany na swoim zdrowiu i długowieczności. Ten bodaj dożyje nawet roku dwutysięcznego osiemdziesiątego, kiedy przylecą Wuferianie, aby się nam przedstawić. Jada wyłącznie zdrowe pożywienie, dokładnie wyliczając jego skład chemiczny. Mieszka w hermetycznie zamkniętym i sterylnym pomieszczeniu. Nigdy nie zdejmuje rękawiczek. Ja i służba porozumiewamy się z nim wyłącznie przez osłonięte gazą okienko. Zanim trafił do kliniki psychiatrycznej, dobrowolnie poddał się kastracji; twierdzi, że każda ejakulacja odbiera dwudobową porcję energii życiowej, przez co mężczyźni żyją przeciętnie o siedem-osiem lat krócej od kobiet. – Ale bez świeżego powietrza i ruchu długo nie pożyje! – Proszę się nie martwić, Weller wszystko przemyślał. Po pierwsze, wedle jego rysunków w pawilonie założono skomplikowany system wentylacji. Po drugie, od rana do wieczora to gimnastykuje się, to ćwiczy głębokie oddychanie, to oblewa się gorącą i zimną wodą, destylowaną, rozumie się. Dzień w dzień godzinę spaceruje na świeżym powietrzu, zachowując niewiarygodne środki ostrożności. Nie dotyka stopami ziemi, specjalnie nauczył się chodzić na szczudłach, „żeby nie wdychać miazmatów glebowych”. Szczudła stoją na ganku, na zewnątrz, dlatego inaczej niż w rękawiczkach ich nie dotyka. Spacerujący Weller, powiadam pani, to obrazek sam w sobie! Proszę przyjechać i popatrzeć między dziewiątą a dziesiątą rano. Wciśnięty w ceratowy kostium, na twarzy respirator, i z drewnianymi żerdziami po ziemi: bum, bum, bum. Po prostu posąg Komandora! http://www.aptekarskie.pl/media/ nie poparł. Szanse były raczej mizerne. – Znalazłby się też motyw – kontynuował Sanders. – W dzienniku Avalon wyczytałem, że piękna Melissa zaczynała mieć wątpliwości co do dalszego związku z Vander Zandenem. Ostatni wpis poświęcony jest konieczności znalezienia terapeuty. No wiecie, żeby uporać się z rolą ojca w jej życiu. – Powiedziała o tym Vander Zandenowi? – zapytał Quincy. – Nie wiem. Nic nam nie wiadomo o korespondencji między nimi. Poza tym nie mogę znaleźć żadnych bliskich przyjaciół, powierników, którzy potrafiliby powiedzieć coś więcej o stanie psychicznym Avalon. Według współpracowników była miła, ale trzymała się na uboczu. Z rachunków telefonicznych nic nie wynika. Ani śladu potwierdzenia, że dzwoniła do Vander Zandena, więc albo kontaktowali się wyłącznie osobiście, albo za pośrednictwem komputera. A komputery są wyczyszczone. – Mamy więc całkiem prawdopodobny scenariusz – podsumowała Rainie. – Avalon

– Moje, tak. A jak? Przecież nikt! Wymyśliłem. Skoro malinowe. Niech nie rozumieją, byle się nie pchali. Szkoda. – Dlaczego urządził pan ten świętokradczy spektakl? – Biskup podniósł głos. – Dlaczego ludzi pan straszył? Lampe przycisnął ręce do piersi i zaterkotał jeszcze szybciej. Widać było, że ze wszystkich sił stara się wyjaśnić coś bardzo dlań ważnego i nijak nie pojmuje, dlaczego nie Sprawdź nie interesuje. Więc pan Avalon postanawia wziąć sobie żonę, jakąś pasywną kobiecinę, żeby zamydlić ludziom oczy. Jednak uparcie trzyma się wspomnień o tym, co minęło. I zazdrośnie ich strzeże. – Czy Avalon ma dostęp do komputera? – zapytała Rainie. – W swoim biurze – odparł Luke. – A gdyby Avalon rzeczywiście miał stosunki z własną córką, czy przeszkadzałby mu jej związek z Vander Zandenem? – Przeszkadzałby mu jej związek z każdym mężczyzną. W pojęciu Avalona Melissa wciąż należy do niego. – No właśnie. Dowiedział się, wpadł w szał... – Ma alibi – przerwał stanowczo Luke. Pod ich uważnym spojrzeniem przybrał niemal przepraszający ton. – Szukałem, Rainie. Zostałem tam do jedenastej w nocy, żeby sprawdzić jego historyjkę.