- To byłoby zdecydowanie niemądre...

miała zieloną, pozbawioną połysku emalią, która wskutek długotrwałego użytkowania zaczynała się łuszczyć i odpry- ski wad Poza wysięgnikami, na których osadzono oczy, niewiele więcej dało się zaobserwować. Cały system mo- toryczny został ukryty. Po obu stronach metalowego kor- pusu widać było zarysy drzwi. Właśnie przez nie wysuwa- ły się magnetyczne chwytaki, ilekroć zachodziła potrzeba ich użycia. Przód korpusu był ostro zakończony, a także specjalnie wzmocniony. Dodatkowe warstwy metalu, przyspawane z przodu i z tyłu do kadłuba, nadawały Nia- ni wygląd jakiejś wojennej machiny. Przypominała czołg. Albo statek kosmiczny w formie kuli, który właśnie przy- był na ziemię. Była podobna do owada. Jakiegoś olbrzy- miego pancerzowca. — Prędzej! — zawołał Bobby. Niania gwałtownie się poruszyła, obracając się nie- znacznie wokół własnej osi, gdy koła napędu dotknęły podłogi. Jedna para bocznych drzwi otworzyła się. Ze środ- ka błyskawicznie wysunęło się długie metalowe ramię. Niania schwyciła Bobby'ego magnetycznym chwytakiem http://www.aqua-slim.pl - Chcę czegoś więcej - rzekł. - Cśś - położyła mu palec na ustach. - Cieszmy się dzisiejszym dniem. Miała rację. Bryce nie oczekiwał stałego związku. Wspólna noc o niczym nie decydowała. - Dzień się jeszcze nie skończył - zauważył. Uśmiechnęła się. W duchu zastanawiała się, gdzie znikła moc, która pozwoliła jej w Hongkongu odejść od tego człowieka. Nie wiedziała, jak zdoła to powtórzyć i wrócić do rzeczywistości, która oznaczała pracę agentki CIA. Pomyślała, że wiele dałaby za to, by tego nie robić. Bryce wrócił do pocałunków i pieszczot. - Cudownie smakujesz - powiedział. Gładził jej plecy i piersi. Znowu był podniecony. Wsunął rękę między jej gorące uda, ale ona zsunęła się po jego ciele w dół. - Och, nie! - zawołał, gdy zaczęła działać. - Co robisz? - Podziemną robotę, tajny agencie - mruknęła, znikając pod prześcieradłem. Jęknął z rozkoszy, gdy zaczęła go pieścić ustami. Czuł każdy ruch języka. Zamknął oczy, by pogłębić doznania. Kiedy już nie był w stanie wytrzymać więcej, wyciągnął ją spod prześcieradła. - Bryce... - w głosie Klary słychać było rozczarowanie. - Ty mała czarownico - szepnął jej do ucha. - Jak myślisz, ile jeszcze mogę znieść? - Dużo więcej - roześmiała się, a on wsunął palce między jej uda.

- Dziękuję. Ponownie wzruszyła ramionami. - Nie masz za co dziękować. Nie przyjaźnię się z tymi idiotkami. - Ale ja... - dziewczyna nie dokończyła. - Tak czy inaczej, dziękuję. Gloria przechyliła głowę i spojrzała uważnie na nową. - Co chciałaś powiedzieć? Sprawdź - Co się stało, kochanie? - spytał, bowiem spostrzegł, iż na twarzy Klary odmalowało się coś na kształt lęku. - Kocham ciebie, twoje dziecko, twoich przyjaciół - odpowiedziała cicho. - Tak? - Rozumiem, że ty możesz mnie nie kochać. Po tym wszystkim... - Cśś... Nigdy nie mówiłem tego kobiecie... - Nie mów - zgodziła się, kładąc mu palce na wargach. - Nie mów, jeśli tego nie czujesz albo cię zbiję. - Założę się, że naprawdę to zrobisz. - Uśmiechnął się, bawiąc się jej włosami. Po chwili nabrał tchu i powiedział: - Kocham cię, Klaro. Łzy nabiegły jej do oczu i stoczyły się po twarzy, gdy przesuwała mu dłonią po ustach i policzku. - Nikt mnie dotąd nie kochał - wyznała. - Ale ja cię kocham. Pocałowała go najgoręcej, jak potrafiła, czując, iż nigdy w życiu nie była bardziej szczęśliwa.