dawno chciałem panu powiedzieć: nie ma pan racji, sądząc, że chorzy nie słyszą tych

żeby nadawał się do badań balistycznych, bo będzie zbyt zdeformowany. Przypuszczam, że nasz strzelec też o tym wiedział. Kazał więc chłopakowi przynieść dwudziestkę dwójkę. Liczył na to, że pocisk odbije się rykoszetem wewnątrz czaszki, więc, zważywszy na wszystkie dowody poszlakowe, o zabójstwo Melissy Avalon zostanie oskarżony Danny. Tylko że pocisk nie odbił się rykoszetem. Trajektoria nasunęła nam podejrzenie, że strzelał człowiek dorosły. A poza tym nasz dobrze zachowany pocisk wyjawił swój mały sekret: jest idealnie gładki, co pomoże nam w identyfikacji broni. Jedna czterdziestogramowa drobina i wiemy, że w szkole wydarzyło się coś innego, niż to na pierwszy rzut oka wygląda. Rainie kiwała powoli głową. Bez pocisku i możliwości zbadania jego toru nie mieliby powodów, żeby rozszerzać krąg podejrzanych poza Danny’ego. Zwłaszcza że chłopak przy każdej okazji przyznawał się do winy. Ale Sanders, nadal sceptyczny marszczył brwi. – Nie rozumiem. Mówisz, że ktoś poprosił Danny’ego, żeby przyniósł dwudziestkę dwójkę, bo sam używał broni tego kalibru. Ale po co, do cholery, taka kombinacja? Dlaczego po prostu nie skorzystał z pistoletu dzieciaka? Rainie niepewnie spojrzała na Quincy’ego, który choć raz wyglądał na zbitego z tropu. – Pocisk kaliber 22 jest całkowicie gładki – odezwała się cicho. – Z pewnością nie wystrzelono go z pistoletu Danny’ego. A to nasuwa kolejne pytanie. Jeśli sprawca przyniósł własną broń, żeby zabić Melissę Avalon, dlaczego zdecydował się właśnie na dwudziestkę dwójkę? Nie jest zbyt skuteczna, zwłaszcza gdy chodzi o szanse przebicia czaszki. A mimo to http://www.badaniekliniczne.com.pl – Chusteczki higieniczne – podchwycił Walt. – Mogą zdziałać cuda! Chuck był najbliżej. Złapał za metalową gałkę i pociągnął mocno. Drzwi ani ruszyły. Uderzył w nieotwartą dłonią. Bez rezultatu. Wtedy sięgnął po broń. – Jezus Maria! – Rainie dopadła Chucka i zanim zdążył strzelić, wytrąciła mu pistolet z ręki. Czuła jak narasta w niej wściekłość. – Cholera jasna. Nigdy mi tego nie rób! Nie na miejscu przestępstwa, gdzie możesz zniszczyć dowody i nie w budynku, gdzie wszyscy umierają ze strachu. Połowa rodziców przybiegłaby tu zaraz ze strzelbami i podziurawiła cię jak sito. – Musimy otworzyć te drzwi! – upierał się Chuckie. – No to je wyważ. Nie jesteś ze szkła. Chuckiemu rozbłysły oczy. Rzucił się z rozbiegu na drewnianą płaszczyznę, a Rainie stanęła tak, żeby go osłaniać. Wszystkie klasy były pozamykane. Kto myśli o zamykaniu drzwi, kiedy zagrożone jest jego życie? Kto więc to zrobił? Kto miał na to wystarczająco

rozbiegu wskoczyła kapitanowi na ramiona, objęła go rękami i na dodatek ugryzła w szyję, która okazała się w smaku słona i twarda jak suszona wobła. Jonasz strząsnął lekką jak piórko damę niczym niedźwiedź psa: gwałtownie szarpnął cielskiem i pani Polina odleciała na bok. Ale od tego szarpnięcia stojący na skraju ganku olbrzym stracił równowagę, zachwiał się, a Dawid nie przegapił sprzyjającej okazji i z całych sił huknął mnicha-żeglarza czołem w podbródek. Sprawdź Wyjdzie krócej i jaśniej, niż gdybym opowiadała. A może mam ustnie? Mitrofaniusz włożył binokle. – Daj, przeczytam. Jak czegoś nie zrozumiem – będę pytał. Ze wszystkimi dopiskami, które uzbierały się w ciągu tygodnia, list wyszedł długi na prawie dziesięć stron. Niektóre wiersze tu i ówdzie podmokły, rozpłynęły się. Kareta przystanęła. Mnich-woźnica zdjął kołpak i zapytał: – Dokąd wasza przewielebność każe? Z miasta już wyjechaliśmy. – Do lecznicy doktora Korowina – powiedziała Polina Andriejewna półgłosem, żeby nie przeszkadzać czytającemu. Ruszyli dalej. Pani Polina z żałością przyglądała się zmianom, jakie w twarzy władyki spowodowała choroba. Och, za wcześnie wstał z łóżka. Żeby znów z tego nie było jakiegoś nieszczęścia. Ale z drugiej strony – od bezczynnego leżenia w pościeli tylko by mu się pogorszyło.