pomyślał! Mam nadzieję, że nie chybisz, bo masz tylko jedną kulę! Myślisz, że trafisz?

- Chciałem dać ci coś... znanego. Spojrzała mu w oczy. Tak wiele chciała powiedzieć, ale po raz pierwszy w życiu nie miała dość odwagi. Dlatego w milczeniu wspięła się na palce i pocałowała go w policzek. - Dziękuję. Musnął palcami jej twarz. - Nie poczęstujesz mnie? - Przepraszam, wszystko przez ten zapach - roześmiała się. - Dopiero teraz naprawdę czuję, że są święta. - Pomyślałem, że jeśli Cordina będzie ci się kojarzyła z domem, może zechcesz zostać dłużej. Spojrzała na niego, a potem szybko spuściła wzrok. - Dostałam rozkaz, żeby pod koniec tygodnia wracać do Anglii. - Rozkazy! - Wzruszył ramionami. Chciał ją objąć, ale rozmyślił się i cofnął dłoń. - Praca jest dla ciebie taka ważna? - zapytał, nie kryjąc rozczarowania. - Wiesz, że tak. - Słyszałem, że cię awansowali. - Owszem. - Cisza, która zapadła po tych słowach, wydała jej się niezręczna. - Na początku będę siedziała za biurkiem. I wydawała rozkazy - dodała ze sztuczną swobodą. - Czy kiedykolwiek myślałaś o tym, żeby się wycofać? - Wycofać się? Wyraz zdumienia w jej oczach sprawił mu przykrość. Nagle przestraszył się, że ona rzeczywiście nie wyobraża sobie innego życia. - A gdybyś mogła zastąpić pracę w ISS czymś innym? - badał ostrożnie. - Skusiłabyś się? Czy może za bardzo pociąga cię ryzyko? - Nie myślę o tym w ten sposób - odparła wymijająco. Nagle zebrała się w sobie i powiedziała to, co nie dawało jej spokoju. - Nie mieliśmy dotąd okazji porozmawiać o wydarzeniach na jachcie. Chcę ci podziękować za to, że uratowałeś mi życie. http://www.bemowo-stomatolog.pl/media/ zwykły dziwkarz? Jeśli tak właśnie o mnie myślisz, to obraziłaś mnie bardzo. - Nie wmawiaj mi, że powiedziałam coś podobnego. I nie obawiaj się, nie zaciągnę cię do ołtarza. Nie mogłabym zresztą tego zrobić bez zgody opiekuna. Skończę dwadzieścia jeden lat dopiero pierwszego sierpnia. Poza tym nigdy by mi na to nie pozwolił. - Masz na myśli Kurkowa? - Znasz Michaiła? - Zdumiała się. - Znam niemal wszystkich w Londynie. Oczywiście prócz ciebie, moja droga. Sprawdziłem, dokąd poszłaś. Próbowałaś zobaczyć się z Westlandem, ale Kurkow cię wyprzedził. Co teraz zrobisz? - Ja... nie wiem. Zastanowię się. - Dlaczego wybrałaś się akurat do Westlanda? - Przestań pytać, nie mam zamiaru ci opowiadać. - Właśnie, że będę pytał, nawet przez cały dzień! Dlaczego Kurkow cię prześladuje?

prawie podskoczył z radości. Jego książę trzymał w dłoni dwie smycze, a na nich dwa psy. Krystian niezbyt się znał na rasach, ale wiedział, jakiej jest ten duży. Golden retriever, sam kiedyś chciał takiego, ale mama się nie zgadzała. Spojrzał na mniejszego, brązowego kundelka z oklapniętymi uszami. Uśmiechnął się pod nosem, książę wyglądał cudownie z tymi psami. Blondyn wyszczerzył się jeszcze bardziej, szybko wstając z ławki i podbiegając do mężczyzny. Sprawdź - Ma spotkania w kancelarii. Tu, w pałacu. Ochrona zdecydowała, że tak będzie bezpieczniej. - Czyli nie musisz się o niego martwić - stwierdził niemal wesoło. - Pamiętaj, że Cullenowie są niezniszczalni. A ty miej ją na oku - zwrócił się do siostry. - Nie pozwól jej się zamartwiać. A sama też nie wyglądasz najlepiej. - Oj, ty to potrafisz prawić komplementy! - Od tego właśnie są młodsi bracia! - Zaśmiał się krótko. - A teraz znikam. Bawcie się dobrze. Nie znalazł Beli w jej pokojach. Nie odpowiedziała, gdy zapukał, mimo to wszedł do środka. Był zły, że nie może z nią porozmawiać, a jednocześnie bardzo się o nią bał. Wprost nie mógł znieść myśli, że mogła w tym czasie narażać się na kolejne niebezpieczeństwo. Dla niego. I dla jego rodziny. Nie chciał szperać w jej rzeczach, ale podszedł do toaletki i spojrzał na drobne przedmioty, które tam zostawiła. Wśród nich było małe pudełeczko z emaliowanym wieczkiem, z wizerunkiem pawia. Ciekawe, skąd je ma, pomyślał, przesuwając palcem po gładkiej powierzchni. Dostała w prezencie? A może kupiła w którymś z londyńskich antykwariatów? Chciał dowiedzieć się nawet takich drobiazgów. To był jedyny sposób, by uporządkować własne uczucia. Musi przecież poznać kobietę, którą nimi obdarzył. Podniósł oczy i spojrzał do lustra. Napotkał w nim odbicie łóżka, w którym zeszłej nocy walczyli ze sobą, a potem się kochali. Chwilami zdawało mu się, że w absolutnej ciszy pustego pokoju słyszy odgłosy ich namiętności. Coraz silniej dręczyło go pytanie, czy Bella nienawidzi go za to, co zrobił. Instynkt podpowiadał mu, że również dla niej ich wspólne doznania były silne, niemal zdumiewające. Ale czy to wystarczy, by wybaczyła mu, że sforsował jej barierę ochronną? Nie obszedł się z nią delikatnie... Spojrzał na swoje dłonie i uświadomił sobie, że musiał jej zadać ból. Tak bardzo się starał, by nigdy nie zrobić krzywdy żadnej kobiecie. Jak na ironię, gdy w końcu spotkał tę wybraną, złamał tę zasadę. Podszedł do otwartego okna i spojrzał na ogród. Niełatwo mu było określić to, co czuł. Wciąż miał do niej żal, że go oszukała. I ciągle zdawało mu się, że kochając ją, kocha dwie różne kobiety, ale żadnej nie ufa. Wtedy zobaczył ją pośród bujnej zieleni. Wszystko się z czasem ułoży, powtarzała sobie jak zaklęcie. Najważniejsze, że spotkanie z Blaquiem poszło w miarę gładko. Jeśli nie wydarzy się nic nieprzewidzianego, najdalej za tydzień wreszcie go dopadną, a ona odniesie największy zawodowy sukces. Niewykluczone, że nagrodą za udaną operację będzie awans na stopień kapitana. Tylko co potem? Czas pokaże, pomyślała. Może po prostu weźmie zasłużony urlop i pojedzie na wakacje. Od dawna marzyła o podróży do Ameryki. W miastach takich jak Nowy Jork lub San Francisco łatwo zgubić się w tłumie. Zresztą może zrobiłaby lepiej, wracając na jakiś czas do Anglii. Mogłaby pojechać do Kornwalii. Wprawdzie tam nie ma szans się zgubić, za to mogłaby spróbować się odnaleźć. Jedno wszak jest pewne. Już niedługo będzie musiała opuścić Cordinę. I Edwarda. Przygnębiona usiadła na ławce pod cienistą kopułą bujnej glicynii. Kim jestem? Od dawna nie zadawała sobie tego pytania, teraz zaś nie potrafiła na nie odpowiedzieć. Do tej pory jej dwoista natura była prawdziwym darem losu, bez którego nie mogłaby wykonywać swej pracy. Nie przeszkadzało jej, że z jednej strony pociąga ją spokojne życie, wypełnione lekturą i dyskusjami o literaturze, a z drugiej trawi ją żądza przygód. Dwie kobiety, które w niej tkwiły, współistniały dotąd zgodnie i harmonijnie. Jedna czytała książki, druga nosiła broń i nadstawiała karku. To się skończyło. Bardzo żałowała, że nie może porozmawiać z ojcem. On jeden potrafiłby ją zrozumieć, może nawet pomóc. Nikt lepiej od niego nie wiedział, co to znaczy prowadzić podwójne życie. Niestety, nie może się z nim skontaktować. Ryzyko jest zbyt duże. Jej praca oznacza całkowitą samotność. Nie zadawałaby sobie tych wszystkich pytań, nie zadręczała się nimi, gdyby nie Edward. To przez niego cierpiała i wątpiła w to, co dotąd przyjmowała za pewnik. A on? Znienawidził ją. Zeszłej nocy posiadł jej serce, umysł i ciało. Chciał ją poniżyć i udało mu się. Nikt przed nim nie pokazał jej, jak wiele potrafiła ofiarować. I nikt nie porzucił jej z tak wielkim poczuciem pustki i osamotnienia. Na szczęście on nigdy się nie dowie, jak bardzo ją zranił. Nie może się dowiedzieć. Szybko podniosła dłonie i przycisnęła mocno do twarzy, jednak było już za późno, by powstrzymać łkanie. Ciepłe łzy wymykały się spomiędzy palców, więc zrezygnowana opuściła ręce i rozpłakała się serdecznie. Z goryczą myślała o tym, że Bennett nie dowie się, jak silne było to, co do niego czuła. Dawno już wybrała swoją drogę. Nie pozostało więc nic innego, jak konsekwentnie się jej trzymać. I modlić się, żeby nigdy nie skrzyżowała się z jego ścieżkami. Za kilka dni Edward będzie bezpieczny. Jego rodzina również. A ona pójdzie w swoją stronę. Znalazł ją w odległym zakątku ogrodu. Siedziała na ławce. Ręce swoim zwyczajem skrzyżowała na kolanach, oczy miała zamknięte, a twarz mokrą od łez. Na jej widok doznał całej gamy uczuć. Zmieszały się w nim żal, zagubienie, miłość, poczucie, winy, gniew. Wiedział, że Bella chce być sama. Rozumiał to i chciał jej pragnienie uszanować. Zraniona miłość własna podpowiadała mu, że powinien ją tak zostawić. Nie mógł jednak tego zrobić, podobnie jak nie byłby w stanie zostawić na poboczu rannego psa. Kiedy usłyszała kroki, był blisko. Szybko wstała z ławki, ale nie zdążyła przybrać obojętnej miny. Edward zaś natychmiast zorientował się, że Bella jest zaskoczona i niepewna. W pierwszej chwili bał się, że odwróci się i ucieknie, ale nie zrobiła tego.