mówił o swoim ojcu. Właściwie o matce też w ogóle nie wspominał. Może

– Czy jest jeszcze coś, o czym chciałbyś nam powiedzieć? – Nie – odparł potulnie. – To wszystko. – Wiesz, kiedy Danny mógł spotkać się z tą osobą? Albo kiedy zaczęli korespondować? Pokręcił gorliwie głową. Cały czas nie śmiał spojrzeć Rainie w oczy. – Richard, korzystasz z Internetu? Dostałeś kiedyś email od panny Avalon? – Właśnie kupiłem pierwszy komputer. Idzie mi całkiem nieźle, ale nie czuję się jeszcze zbyt swobodnie w sieci. Właściwie myślałem, żeby wziąć kilka lekcji u Danny’ego. Moglibyśmy w ten sposób nawiązać bliższy kontakt. – Nigdy nie dostałeś emaila od panny Avalon? – powtórzyła Rainie. – Nie. A dlaczego? – To wszystko. Z tobą skończyliśmy. – Wykonała rękami żartobliwy gest, jakby chciała powiedzieć „a kysz!”. Richard Mann skinął głową, poczekał jeszcze chwilę na wypadek, gdyby policjantka zmieniła zdanie i odmaszerował w stronę, gdzie czekały jego znajome. Bez wątpienia powie im, że udzielił bezcennej pomocy władzom prowadzącym śledztwo w sprawie tej ohydnej zbrodni. Bez wątpienia koleżanki wygładzą mu nastroszone piórka i przywrócą poczucie, że jest wspaniałym facetem. Rainie osobiście miała dość jego niekompetencji. Odwróciła się do Quincy’ego. Potarła skronie. – Kobieta? Skontaktowała się z Dannym za pośrednictwem adresu emailowego Melissy Avalon. Raczej trudno uwierzyć, że panna Avalon pomogła zaplanować własną śmierć, http://www.bt-foto.pl/media/ Nocna jazda do Filadelfii zajęła Rainie tylko trochę ponad dwie godziny. Nie zważała na ograniczenia prędkości, zasady ruchu i zwyczajną uprzejmość. Na miejsce przyjechała w wojowniczym nastroju. Nietrudno było znaleźć elegancki dom Elizabeth Quincy. Rainie po prostu wjechała na wzgórze Society Hill i kierowała się jaskrawymi rozbłyskami kogutów na radiowozach. Na chodniku stała źle zaparkowana biała furgonetka lekarza. Trzy stojące obok siebie radiowozy należały do tutejszej policji. Starszy nieoznakowany sedan mógł być wozem dwóch przedstawicieli wydziału zabójstw. Oni też zaparkowali na chodniku, zostawiając dla innych samochodów dość miejsca na wąskiej uliczce. Trzy większe ciemne sedany stały skupione nieopodal wozów policyjnych. To musieli być federalni. Za dużo wodzów, za mało Indian - pomyślała Rainie, zastanawiając się nad samopoczuciem Quincy'ego.

- Dziękuję za to spotkanie - powiedział rzeczowo. - Nie ma sprawy - odparł Luke. Nagle zaczął mówić bardzo wolno i niezwykle niskim głosem. - Wydawał się pan porządnym gościem, dlatego postanowiłem spotkać się z panem osobiście i osobiście odpowiedzieć na pań¬ skie pytania. - Oczywiście. Zawsze lepiej rozmawiać w cztery oczy. Nie chciałbym Sprawdź Nie wiedziała. Możliwe, że miała ojca. A może to było kłamstwo, sprawka Tristana Shandlinga? Nie mogła tracić wiary. Z drugiej strony, cynizm mógł się przydać do zachowania życia. Rainie odeszła od okna. Przeszła przez pokój i otworzyła drzwi do sypialni. Okno było zasłonięte. Panował tu mrok poprzecinany ostatnimi cieniutkimi promieniami dnia. Quincy spał, rozciągnięty pośrodku łóżka. Lewą rękę trzymał na kwiecistej pościeli, prawą zarzucił za głowę. Zdjął buty 183 i krawat. Kabura z pistoletem znajdowała się w zasięgu ręki na nocnym sto¬ liku. Rainie zamknęła za sobą drzwi. W końcu wślizgnęła się do łóżka. Quincy nawet się nie poruszył.