maison de passe. To nawet nie hotel.

lub u niej pistolet i wspomnieć o tym później. Albo coś pójdzie nie tak. W zdenerwowaniu morderca upuści broń, czy zgubi pocisk z koszulką, już sam nie wiem, co tam jeszcze. Wydaje mi się, że stopień zagrożenia jest dla sprawcy wyższy przy dodatkowej broni. Wszyscy popatrzyli po sobie. Sanders już wcześniej poruszył tę kwestię. Nadal nie mieli odpowiedzi. – Znaczenie symboliczne? – spróbowała po chwili Rainie. Zerknęła na Quincy’ego, w ich gronie najbardziej doświadczonego eksperta od zachowań przestępczych. – Może za wyborem naboju kaliber 22 stoją nie tylko przesłanki praktyczne, ale i emocjonalne. Może wybór takiej, a nie innej kuli ma jakiś związek z osobą ofiary lub mordercy? – Chryste, chyba nie była wilczycą, żeby zabijać ją srebrną kulą – wymamrotał Sanders. – Pocisk kaliber 22 nie jest specjalną rzadkością. – A broń? Może trzydziestka ósemka jest, na przykład, prezentem z wygrawerowaną na lufie dedykacją „Dla tej, którą kocham”. Aż tu nagle okazuje się, że mąż ofiarował ten drobiazg z poczucia winy, bo baraszkuje z inną. – Baraszkuje? – powtórzył Sanders, unosząc brew. – No dobrze, pieprzy. Pieprzy inną kobietę. Teraz lepiej? – Chyba coś nam tu umyka – powiedział cicho Quincy. Rainie i Sanders zamilkli i spojrzeli na agenta. Na twarzy Quincy’ego malowało się wyjątkowe opanowanie, ale oczy błyszczały mu jak nigdy dotąd. Był podniecony. Wiedział już, że rozwiązał część zagadki. http://www.chorobynerek.com.pl – Nie. Wtedy po prostu zrozumiał swój błąd. Mój stan zdrowia i zeznania sąsiadów wystarczyły, żeby rozesłano za Lucasem list gończy. Policji wydawało się, że zwiał gdzieś daleko, ale ja nie byłam tego taka pewna. Nie miał za dużo pieniędzy i był wrednym sukinsynem. Chyba... chyba po prostu wiedziałam, że wróci. Przecież mama nie żyła i mógł teraz robić, co mu się podobało. Nie miałam broni. Byłam za młoda, żeby legalnie kupić pistolet. Przychodziła mi do głowy tylko nasza strzelba. Pojechałam więc do miasta. Poczekałam do szóstej, kiedy zamyka się posterunek. Wiedziałam, że ochotnicy są na patrolu. Automatyczna sekretarka podawała domowy numer szeryfa, biuro było więc puste i bezpieczne. Włamałam się tam. – Nie było żadnego alarmu? Rainie uniosła brwi. – W Bakersville? Zresztą kto jest na tyle głupi, żeby włamywać się do biura szeryfa? Nawet teraz często zapominamy zamykać drzwi na klucz. Nie mamy drogich ekspresów do

wody maszty, gnijące na płyciźnie drewniane kadłuby. Znajdowała się więc na cmentarzysku rybackich łódek i barek – oto gdzie przywlókł na zatracenie swą zdobycz oszalały z namiętności kapitan Jonasz. I – o wilku mowa – akurat pojawił się on sam, we własnej osobie. Z bladej mgły, snującej się nad brzegiem, do trapu zmierzała masywna, czarna sylweta. Bieg długodystansowy Sprawdź twierdzili, że znają Shepa O’Grady. Mnóstwo osób miało bliskich lub znajomych w Bakersville. Ludzie gadali, to jasne. W barach, w kościołach, na ulicach. Ale niewielu mieszkańców Bakersville, nie mówiąc już o przyjezdnych, znało nazwisko tej młodej policjantki. Lori.. i Liz... Lorraine. Lorraine Conner. Nawet nie pokazywali jej w telewizji. Występował tylko burmistrz i jakiś gość z policji stanowej o nazwisku Sanders. Więc skąd ten facet znał nazwisko Conner? I, co gorsza, dlaczego Ed Flanders odnosił wrażenie, że już gdzieś go widział? Oczy, a może nos? Odjąć mu parę lat, skrócić włosy... Cholera, nie mógł skojarzyć tej twarzy. Nieprzyjemny facet, który wszedł do jego baru i zachowywał się jakoś dziwnie. Nie podobał się Edowi. Nie budził zaufania. Ale barman jeszcze nie wiedział, co ma z tym zrobić.