Pierdol się?

– Puść mnie – szepnęła. Jeśli stąd odejdziesz, będziesz całą noc chodziła po swoim domu. Boisz się snu. Boisz się koszmarów. Chcesz, się od nich uwolnić, ale nie robisz nic, żeby sobie pomóc. – Puść mnie albo już nigdy nie zaśpiewasz barytonem w kościelnym chórze. – Opowiedz mi o tym, Rainie. Chcę cię wysłuchać. Może nawet zrozumiem. Zadrżała w jego ramionach. Znowu zauważył w jej oczach niezdecydowanie. Chciała mówić, a jednocześnie jakaś część duszy, silna i gwałtowna, nie dawała za wygraną. Widział strach, zwątpienie i wstyd. Lata cierpienia, narastającego wraz z każdą nową butelką, otwieraną przez matkę, z każdym uderzeniem. Ale chwila ta minęła i Rainie znowu zamknęła się przed nim. Już myślał, że zaraz się czegoś dowie, kiedy jej twarz znieruchomiała, a oczy straciły blask. Wiedział, że bitwa dobiegła końca. Puścił ją. Cofnęła się, wzruszając ramionami. – Nieźle – powiedziała z wyraźną irytacją w głosie. – Nigdy bym nie pomyślała, że z ciebie taki brutal, agespie. Quincy nie zawracał sobie głowy odpowiedzią. Rainie schowała się już do swojej skorupy. Matka dała jej najwyraźniej dobrą szkołę. – Wychodzę – oświadczyła buntowniczo. – Dobranoc, Rainie. Zawahała się i popatrzyła na niego ze złością. – Nie możesz mnie powstrzymać. http://www.citroen-wdroge.net.pl Ludzie oglądali krajobraz. Ludzie ignorowali ją, myśląc o swoim życiu. Ale kto wie? - Jesteś stuknięta - mruknęła, czym zwróciła uwagę siedzącego obok faceta. Już chciała mu powiedzieć, że ma przy sobie naładowany i odbezpieczony pistolet, ale doszła do wniosku, że skoro gość jedzie do Jersey, z pewnością też jest uzbrojony. Jak mawia doktor Andrews: normalność to rzecz względna. Pociąg zwolnił przed stacją. Uśmiechnęła się szeroko do faceta siedzącego obok. On od razu odwrócił wzrok i skulił się w sobie. To sprawiło, że pierwszy raz od wielu dni poczuła się lepiej. Wysiadła z pociągu lżejszym krokiem i od razu wkroczyła w stuprocentową wilgotność. Tak, kolejny piękny dzień w Jersey. Sięgnęła do torebki i zabezpieczyła pistolet. Szła o wiele spokojniejszym

głupców. Zarabiał na życie, podróżując z miasta do miasta i polując na najgorsze potwory, jakie wydała rasa ludzka. Przenikliwe spojrzenie Quincy’ego niektórym wydawało się zniewalające, a innych całkowicie onieśmielało. Podczas podróży służbowych aktówka agenta specjalnego pękała od zdjęć z miejsc najbardziej brutalnych morderstw. Po piętnastu latach w branży mógł tasować te fotografie jak talię kart, co sprawiało, że był dumny ze swoich zwycięstw. Zasmucało go jednak, że Sprawdź Przez chwilę siedzieli w milczeniu i obserwowali rozbawiony tłum, próbując zapomnieć o szkole podstawowej K-8 i Dannym O’Grady. – Fajnie tu – odezwał się wreszcie Quincy. – Może być – potwierdziła Rainie. – Często tu bywasz? – Uważaj, agespie. Za chwilę zapytasz, spod jakiego jestem znaku. Quincy uśmiechnął się. Podobał się Rainie z uśmiechem na twarzy, w koszuli ze swobodnie podwiniętymi rękawami i niedbale rozluźnionym jedwabnym krawacie. Pociągnął długi łyk z butelki. – Dobre i zimne – powiedział. – A twoje? – Nie wiem. Jestem alkoholiczką, Quincy. Matka była alkoholiczką. Ojciec pewnie też. Chociaż miałabym większą pewność, gdyby matka choć raz otrzeźwiała na tyle, żeby sobie przypomnieć, kto to taki.