powa¿nie uposledzony, Conrad doszedł do wniosku, ¿e ty

przedarła sie znajoma, kojaca piosenka Jima Morrisona. Come on, baby, Light my fire... Nie, nigdy wiecej. Ta dziwka ju¿ w nikim nie rozpali ognia. Nigdy. 1 Nic nie widziała, nie mogła mówic, nie mogła... O Bo¿e, nie mogła ruszyc reka. Próbowała otworzyc oczy, ale nie była 8 w stanie uniesc powiek. Ka¿da wa¿yła tone i paliła oslepiajacym, ostrym bólem. - Pani Cahill? Pani Cahill? Ktos poło¿ył chłodna dłon na jej rece. - Pani Cahill? Słyszy mnie pani? Uprzejmy kobiecy głos zdawał sie dochodzic z bardzo daleka… z drugiej strony bólu. To ja? Ja jestem pania Cahill? Nie wydało jej sie to mo¿liwe, ale nie wiedziała dlaczego. - Jest tu pani ma¿. Chciałby sie z pania zobaczyc. Mój ma¿? Ja nie mam... Bo¿e, co sie ze mna dzieje? Trace rozum? Kobieta z cie¿kim westchnieniem cofneła dłon. - Przykro mi. Ciagle nie reaguje. http://www.cyklinowanie.edu.pl/media/ - O Bo¿e - szepneła Marla, widzac w oczach córki autentyczny ból. - Tak mi przykro, jesli cie kiedykolwiek zraniłam. Naprawde nie chciałam, to znaczy... - Mówiła przez zacisniete gardło, z trudem usiłujac powstrzymac łzy. - Musisz mi uwierzyc. Kocham cie. Cissy patrzyła na nia szeroko otwartymi oczami. Wargi jej dr¿ały. - Chyba... chyba powinnysmy ju¿ zejsc na kolacje. - Prosze, kochanie, daj mi szanse - powiedziała Marla. - Pozwól mi okazac ci troche uczucia, wynagrodzic zło, które ci wyrzadziłam. - Nie musisz nic robic. - Wiem, kochanie, ale chce. Czy to nic nie znaczy? -

nazwac. - Znowu ten niewesoły smiech. - Czemu chcesz, ¿eby przyjechał? - spytała Cissy. Marla dopiero w tej chwili zdała sobie sprawe, ¿e jej córka tak¿e znajduje sie w pokoju. - Skoro tak go nie znosisz? - To nieprawda, kochanie. Ja tylko... nie aprobuje tego, co robi. Sprawdź odegrac. - Naprawde potrafisz byc wredna dziwka - powiedział Alex z nuta uznania w głosie, co wydało sie Kylie odra¿ajace. Oni wszyscy byli chorzy. Skrzywieni. - No dobra, teraz skorzystamy z tej trzydziestki ósemki. - Kopnał rewolwer w strone Marli. - Ty to zrób. Stan koło Monty'ego i zastrzel ja. Marla przybladła. - Nie moge... - Musisz. - Nie, Alex. Nie... nie potrafie pociagnac za spust. - Na litosc boska! - Alex zrobił krok w przód i w tej samej chwili rozległ sie strzał, przygłuszony tłumikiem i Alex