- Za co? - zapytała ze zdziwieniem.

Lady Helena uśmiechnęła się łaskawie. Niepojęte, by przedkładać uczucia wdowy po pastorze nad własne interesy! Nie rozmawiały już więcej na ten temat. Arabella, przygaszona i milcząca, zeszła na herbatę. Markiz został w ga¬binecie. Pod wieczór lady Helena, ignorując upór Clemency, która chciała wracać do domu na piechotę, zamówiła dwukółkę. - Zobaczymy się jeszcze, panno Stoneham, i to niebawem - stwierdziła kategorycznie na koniec. Droga do domu była za krótka, aby dać Clemency czas na przemyślenia. Zbyt dużo wydarzyło się dzisiej¬szego dnia. Po pierwsze, otrzymała niezwykłą propozycję od lady Heleny. W jaki sposób odmówić, by jej nie urazić? Co innego gościć na herbatce w Candover Court pod przybranym nazwiskiem, a zupełnie co innego po¬dejmować tam pracę. Gdyby prawda wyszła na jaw, konsekwencje mogłyby się okazać katastrofalne, i to za¬równo dla niej, jak i dla kuzynki Anne. Nawet nie chciała o tym myśleć. Kolejny problem to markiz. Tu sprawa wydawała się bardziej skomplikowana. Clemency wiedziała już, że to niebezpieczny człowiek, który, gdy zechce, potrafi być piekielnie pociągający. I choć teraz nie ukrywa wobec niej niechęci, kiedy znajdą się pod jednym dachem, wszystko się może zdarzyć. Bała się sytuacji, której nie zniosłoby jej serce i rozum. Pannę Hastings z Russell Square, dziedziczkę wielkiej fortuny, chroniłaby jej pozycja, ale panna Stoneham, pochodząca nie wiadomo skąd, będzie pozbawiona takiej ochrony. I wreszcie, ku jej przerażeniu, pojawiło się imię Oriany. Baverstockowie to ani chybi ta sama para, którą widziała Przelotnie owego fatalnego popołudnia przed domem panny Biddenham. Wątpiła, czy którekolwiek z nich ją zapamiętało, Jednakże nie miała ochoty podejmować tego ryzyka. Gdy przyjechali do Abbots Candover, stajenny pomógł jej wysiąść i podał koszyk, w którym oprócz uzbieranych grzybów znalazł się także pęczek ustrzelonych przez markiza synogarlic, kilka ogórków i gliniana miska pełna truskawek. Najwidoczniej lady Helena uznała, że należy się jej coś więcej poza słowami podziękowania. Stajenny uchylił czapki, zawrócił pojazd i odjechał. Tego wieczoru pani Stoneham siedziała przy toaletce, a Bessy, jak co dzień, rozczesywała jej włosy. Naturalnie, mogła to zrobić sama, ale wieczorny rytuał sprawiał im obu wiele przyjemności. Bessy przychodziła pod pretekstem pomocy przy rozwiązywaniu tasiemek i rozpinaniu gorsetu, co umożliwiało im wyczerpującą rozmowę o wydarzeniach minionego dnia. - Nie zdawałam sobie dotąd sprawy, jak męczące jest mijanie się z prawdą - zauważyła pani Stoneham. - Kiedy byłam młoda, marzyłam o podniecającym i pełnym przygód życiu. Wyobrażałam sobie, że jestem przemytniczką - jak wiesz, mieszkaliśmy niedaleko Rye - i prze¬chytrzam celników i żandarmów, przemycając tuż pod ich nosem francuskie koniaki. A teraz nie mogę sobie wyobrazić czegoś bardziej nieprzyjemnego - westchnęła ciężko. - Martwię się bez przerwy, że zdradzę Clemency jakimś nieopatrznym słowem. Rano złożyła mi wizytę pani Lamb, a potem, po południu, ten okropny człowiek, Jameson. Jakby tego było mało, Clemency zaproponowano pracę guwernantki we dworze! Kiedy się to wszystko skończy? - Myślę, że to bardzo romantyczne - odparła Bessy w zamyśleniu, poprawiając czepek swojej pani. - Panienka Clemency jest tak piękną młodą damą, że nadaje się na bohaterkę takich historii. - Nie mam obiekcji co do jej przygód, tu chodzi o mnie! Jestem już na to za stara - odparła żałośnie jej pani. - Jeśli panna Clemency zamieszka we dworze, pozbędzie się pani kłopotu. - Zgadzam się z tobą, Bessy, ale czy będzie tam bez¬pieczna? To mnie niepokoi. Nigdy nie przejmowałam się plotkami, ale ze słów Clemency wynika, że ten markiz to najgorszej maści libertyn, nie przepuści żadnej urodziwej dziewczynie. A jego przyjaciele? Z pewnością znajdą się wśród nich tacy, którzy uważają guwernantki za przedmiot zabawy. Nie podoba mi się to i tyle. - Na pani miejscu nie martwiłabym się o nią - odparła Bessy pocieszającym tonem. - Panna Clemency nie da sobie dmuchać w kaszę, jestem tego pewna. - Powiem Clemency, aby zaprzyjaźniła się z psami lady Heleny - stwierdziła pani Stoneham po chwili milczenia. - Każdy młodzieniec zawaha się, widząc pannę w otoczeniu litych diabłów. - Na jej ustach pojawił się uśmiech i nieco się odprężyła. Wystarczy, by Clemency krzyknęła, i natychmiast rozpęta się piekło, myślała. - Wybaczy pani moją śmiałość, ale myślę, że dobrze by się stało, gdyby panna Clemency podjęła tę pracę. Pani przestanie się o nią zamartwiać i czuć się za nią tak bardzo odpowiedzialna. Z drugiej strony pan Jameson jej tam nie znajdzie, a praca guwernantki, nawet tymczasowa, będzie dla niedoświadczonej młodej panny dobrą szkołą życia. Pozwoli jej wczuć się w los tych mniej szczęśliwych od ciebie. Nie oznacza to, broń Boże, braku szacunku dla Panienki Clemency, która jest miłą, dobrze wychowaną młodą damą. Bessy nie powiedziała tego głośno, ale w głębi ducha miała nadzieję, iż panna Clemency zostanie w końcu markizą. Być może, jeśli będzie dłużej przebywać w towarzystwie - młodego markiza, zmieni o nim zdanie, a wtedy on porwie ją powozem do szkockiej wioski Gretna Green na potajemny ślub. Jakie to romantyczne! - W każdym razie, jeśli potrzebuje jej lady Helena, niewiele na to poradzę - westchnęła pani Stoneham. - Nigdy w życiu nie napisałabym do pani Hastings, to byłoby wstrętne, nie mówiąc o tym, że zawiodłabym zaufanie Clemency. Ponieważ nie może zostać tutaj, pozostaje tylko Candover Court. http://www.dentystawroclaw.edu.pl/media/ - Tak, nic się nie zmieniła. - Daniel przeczesał ręką swoje przydługie blond włosy. Willow zauważyła, że w jego lewym uchu lśni kolczyk. - Nigdy nie tolerowała kłamstw i bardzo ją za to szanowaliśmy. Żadnego alkoholu, żadnych narkotyków, nie chcieliśmy jej zawieść. Zresztą ona ma szósty zmysł, jeżeli chodzi o wykrywanie kłamstwa. - Jestem pewna, że ty nigdy nie kłamałeś - zażartowała Willow, chcąc nadać ich rozmowie lżejszy ton. - Tylko wtedy, kiedy Chad prosił, żebym go krył. Często, gdy spotykał się z tobą, mówił mamie, że idzie do mnie z wizytą i czasem pani Galbraith dzwoniła do nas, by coś mu przekazać. Zawsze go kryłem, ale pani Caird raz mnie na tym przyłapała i do końca tygodnia miałem szlaban. - Pokręcił

- Co się dzieje? Westchnął. Wciąż unikał jej wzroku. - Chciałem do ciebie zadzwonić. Musimy porozmawiać, ale... nie teraz i nie tutaj. Wpatrywała się w niego z napięciem, czując, jak krew odpływa jej z twarzy. Prawda spadła na nią niespodziewanie i boleśnie: to Gloria. Chodzi o Glorię. Znowu. - Spałeś z nią, tak? - wydusiła przez ściśnięte gardło. Wyglądał tak komicznie, jakby został złapany na gorącym uczynku. Gdyby nie czuła się tak podle, parsknęłaby śmiechem. Sprawdź zachować się nonszalancko, choć nie leŜało to w jej charakterze.. JednakŜe tego wieczoru zarówno jej zachowanie, jak i jego odbiegało od normy. Uśmiechnęła się, przechylając na bok głowę. - Dopiero po dwóch latach raczyłeś to zauwaŜyć? - zapytała Ŝartobliwie. - Nie, stwierdziłem to od pierwszego wejrzenia. Dlatego między innymi zaproponowałem ci opiekę nad małą. Speszyła się, przygryzła dolną wargę. - Nie sądziłam, Ŝe to było przyczyną. - Uwierz mi, Alli, Ŝe od dwóch lat walczyłem z tym uczuciem. I ten rocznicowy bal przesądził o wszystkim. Wyglądałaś tak pięknie. Parokrotnie chciałem cię prosić do tańca, ale jakoś nie śmiałem. Po powrocie do Royal nie zamierzałem z nikim się wiązać, a juŜ na pewno nie z własną pracownicą. Alli skinęła głową. Nie przypuszczała, Ŝe wtedy na balu Mark zwrócił na nią