- Miałem na myśli bardziej trwały układ.

Zrobiło się późno, Francuska Dzielnica powoli zaczęła się wyludniać. John stał w cieniu po drugiej stronie ulicy, patrząc, jak w obskurnym barze powoli gasną kolejne światła. W końcu jego cierpliwość została wynagrodzona. Z baru wynurzyły się dwie sylwetki: mężczyzny i szopiastej blondyny. Pożegnali się przed wejściem i ruszyli w przeciwnych kierunkach. John wyszedł z cienia i ruszył za kobietą. Szedł cicho, zachowując odpowiednią odległość. Obejrzała się tylko raz, kiedy niemal ją chwycił, a potem zaczęła biec. Za późno. Pchnął ją tak, że wpadła twarzą do rynsztoka. Tam, gdzie jej miejsce, pomyślał, obchodząc ją z obrzydzeniem. Kiedy leżała, jęcząc i błagając o życie, kopnął ją w żebra. Siła uderzenia nieco ją uniosła. Wymierzył jej następnego kopniaka, tym razem niżej. Nie, nie zabił jej. Kiedyś ona będzie żałować, że się tak nie stało. – Następnym razem uważaj, kiedy mówisz o lepszych od siebie – rzekł cicho. ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY ÓSMY Richard siedział przy kawiarnianym stoliku, patrząc na Juliannę. Pochyliła http://www.dentystawroclaw.net.pl 8 Laura wchodzi do domu, cicho zamyka za sobą drzwi i starając się nie robić hałasu, idzie do swojego pokoju. Nie chce budzić mamy, bo ojcem, który ma tak twardy sen, że nie obudziłoby go trzęsienie ziemi, nie trzeba się przejmować. - Nie musisz się tak skradać! - woła z kuchni matka. - Nie śpię! Laura jest w świetnym humorze i cieszy się, że mama jeszcze się nie położyła. Choć dawno minęła północ, jest tak ożywiona, że wcale jej się nie chce spać. Ma ochotę pogadać, a należy do tych - chyba nielicznych - córek, mających to szczęście, że potrafią, a w dodatku lubią, rozmawiać z matkami. Idzie więc do kuchni, która w ich małym domu pełni również rolę jadalni oraz gabinetu mamy. Matka odrywa wzrok od ekranu laptopa i uśmiecha się do Laury. - Opowiadaj, jak było - prosi. - Pytasz o małą Greenwoodównę czy o imprezę u Evy? - O wszystko. Laura siada naprzeciwko mamy i chaotycznie opowiada o rozpuszczonej Grace, najokropniejszym, ale również najładniejszym i najbystrzejszym dzieciaku, jakim dotychczas się opiekowała, a do tego obdarzonym przez naturę podbiciem, którego mogłaby mu pozazdrościć każda tancerka, o „suce” i rozsypanych puzzlach. Z dumą pokazuje matce czek. Mówi o wyniosłej pani Greenwood, pomijając to, że była ubrana tak jak mama wtedy, gdy wybierali się na rejs „Annabellą”. W ich trzyosobowej rodzinie matce najtrudniej było się dostosować do nowych warunków. Laura podejrzewa, że mama wciąż sobie z tym nie radzi, woli więc nie wspominać o czymś, co ma związek z dawnym życiem. Potem opowiada o urodzinowej imprezie u Evy Ripley, o tym, że bawiła się na niej lepiej niż na jakimkolwiek przyjęciu u znajomych ze starej szkoły, o Seanie O'Nealu, który ją wyraźnie podrywał. Wzmianka o nim zaciekawia mamę na tyle, że przerywa córce i pyta: - Co to za jeden, ten Sean? Podoba ci się? Laura zastanawia się. Na tyle długo, że matka odpowiada sobie sama: - Nie tak jak... Nie kończy. Dziewczyna domyśla się dlaczego. Mama pewnie sądzi, że ona wciąż cierpi z powodu Chrisa. Chris Connelly... Jak dawno już o nim nie myślała... A przecież kiedyś - rok temu, pół roku temu, przed czterema, trzema miesiącami - była pewna, że nie potrafi zasypiać, budzić się, jeść, chodzić, brać prysznica, myć zębów, stawać w pierwszej, drugiej, trzeciej, czwartej i piątej pozycji baletowej, wykonywać grand plie, arabesque czy attitude, nie myśląc o Seanie. Wtedy wydawało jej się, że gdyby przestała o nim myśleć, przestałaby oddychać. Dzisiaj przypomniała go sobie, kiedy przejeżdżała obok jego domu, ale poza tym nie pamięta, kiedy po raz ostatni wymówiła w myślach jego imię. A oczy mamy zdradzają poczucie winy, że o nim wspomniała. - Mamo, Chris to już przeszłość. Matka patrzy, nie wierząc w jej słowa. - Naprawdę - zapewnia ją Laura. - Wiesz, w całej tej historii z bankructwem firmy taty jedno na pewno jest pozytywne. Dzięki temu mogliśmy się przekonać, kto naprawdę był naszym przyjacielem.

Jedno spojrzenie na siedzącego przy kuchennym stole Jacka uświadomiło jej, że to nie wystarczy. Świeżo po kąpieli ubrany był w swój stały strój - spłowiałe dżinsy i starą bluzę. Zazwyczaj taki strój nie wywierał na niej żadnego wrażenia. Ale nie wtedy, kiedy nosił go Jack. Dżinsy podkreślały Sprawdź wyruszyli na wrzosowiska. – Twój samochód podoba mi się bardziej niż taty – oświadczyła Freya. Lily zerknęła we wsteczne lusterko i pomyślała, że opiekowanie się tymi dzieciakami to bardziej przyjemność niż praca. – Jedno pytanie – odezwała się. – Czy któreś z was cierpi na chorobę lokomocyjną? – Tom-Tom! – oznajmił radośnie Alex. – Ale tylko czasami, podczas długiej jazdy autem taty – dorzuciła jego siostra. – Mama mówiła, że ono ma trochę zbyt dobre resory i za bardzo kołysze. – Cóż, w moim starym samochodzie przynajmniej to wam nie grozi. – Lubię, kiedy nas tak trzęsie – oświadczył Tom, gdy podskakiwali