ucichła, a płacz przeszedł w czkawkę.

– Proszę, żebyście rozmawiali o czymś przyzwoitym, a ja pójdę do biura. Muszę przygotować wypłaty. – Zmarszczyła brwi. – Oczywiście, jeśli chcecie dzisiaj dostać jakieś pieniądze. – Idź, idź. – Blake pchnął ją w kierunku biura. – Jestem bez grosza. – Musisz bardziej kontrolować swoje wydatki – zaśmiała się Marilyn. Blake pociągnął nosem. – Słowa mądrości od królowej szkolnych pożyczek. Wzięłaś już chyba wszystkie, co? – Pieprzę cię! Blake pokręcił głową. – To raczej wykluczone. Nie jesteś w moim typie. – Widzisz, Kate, że to nie ja zaczęłam – powiedziała Marilyn, patrząc koso na kolegę. – To on jest nieprzyzwoity! Kate podniosła ręce do góry. – Spokój, spokój! Widzę, że nigdy się nie zmienicie. Tylko nie wystraszcie mi wszystkich klientów, dobra? Nie czekając na odpowiedź, skierowała się w stronę zaplecza. Po drodze sprawdziła zapasy i zapisała, co trzeba dokupić. Karty zegarowe leżały równo na jej biurku. http://www.dobrabudowa.net.pl/media/ osiemset sześćdziesiątego trzeciego roku. JEDNA DLA PIĘCIU 137 Malinda z dumą patrzyła na zbliżającego się do mikrofonu Małego Jacka. W niebieskiej koszuli i granatowych spodniach, z przedziałkiem pośrodku, wyglądał jak mały mężczyzna. Miniaturowa wersja ojca. Wyprostowany i dumny mówił do mikrofonu: - W tysiąc siedemset siedemdziesiątym szóstym roku nasi przodkowie... Jego silny głos wypełniał całą aulę. Malindzie napłynęły łzy do oczu. Przez dwa tygodnie ciężko nad tym pracowali, a teraz taki sukces! Mały Jack przesuwał spojrzeniem po publiczności,

osoby samotne, a w istocie wielu mężczyzn przychodziło tu na podryw. Serwowano tutaj głównie kawę, a nie alkohol, muzyka była przyjemna dla ucha, a palenie surowo wzbronione. Spokojnie mogli przesiadywać tu ludzie nieuleczalnie niesympatyczni, bez zbytnich obaw, że ktoś ich stąd wyrzuci. Julianna zauważyła, że w czasie kiedy ją obserwowała, dziewczyna Sprawdź ośmiu godzin. Umówił się z nim w całonocnym barze niedaleko lotniska Hobby. Luke przyjechał wcześniej. Przeszedł na tyły baru, wybierając lożę przy najodleglejszej ścianie. Kiedy usiadł, wyłożona plastykiem ława zaskrzypiała, jakby za chwilę miała się rozlecieć. Kiedy zerknął w dół, zauważył, że jest sklejona przezroczystą taśmą. Na oko sześćdziesięcioletnia kelnerka starannie zapisała zamówienie Luke’a, czyli filiżankę herbaty. Zielony neon nad jej głową sprawiał, że wyglądała jak ciężko chora Marsjanka. Po chwili przyniosła mu herbatę, postawiła na stole i odeszła bez słowa. Z wnętrza szklanki popłynął dziwny, cierpkawy zapach, i Luke zaczął się zastanawiać, czy esencja przypadkiem nie została zagotowana.