Lucy wyraźnie stawała na nogi i widać było, że wreszcie odnajdywała

przecież zostać na wzgórzu, ale roznosiła ją potrzeba działania. Nie mogła myśleć, z trudem oddychała. Pragnęła ulgi, musiała jakoś rozładować napięcie. Poczuła ból w łydkach i zwolniła. Była dobrą biegaczką, sprawną i zdyscyplinowaną. Czy Sebastian podejrzewał, że to ona zepchnęła go do wodospadu? Upozorowanie wypadku przyszło jej łatwiej, niż przypuszczała. Z fascynacją i lękiem patrzyła, jak Sebastian spadał głową w dół nad skalną krawędzią. Och, Boże! A gdyby go zabiła? To byłaby wina Lucy, pomyślała. To Lucy ściągnęła Sebastiana do Vermontu. Obiegła dokoła starą, jednoizbową szkołę, której drzwi zabite były deskami, i zawróciła. Bolał ją żołądek i obawiała się, że za chwilę zwymiotuje. Wiedziała, że to z napięcia i nienawiści. Po raz pierwszy w życiu czuła tak czystą, niezmąconą nienawiść. Zdumiewało ją to. Przecież Lucy właściwie nic złego jej nie zrobiła. A jednak wyrządziła jej wiele złego, choć niebezpośrednio. Gdy Barbara próbowała prześledzić wstecz wypadki i odnaleźć http://www.dobre-budownictwo.org.pl/media/ mur i stanęła w cieniu wielkiego klonu, który znakomicie nadawał się do wspinania. Z górnych gałęzi musiał rozciągać się wspaniały widok. Przyszło jej do głowy, że mogłaby tam posiedzieć i poobserwować ptaki, ciesząc się samotnością. Podskoczyła i zawisła na najniższej gałęzi. Od dziecka uwielbiała wspinać się po drzewach. W Waszyngtonie pracowała w muzeum przy organizacji wycieczek tematycznych. W tej pracy doskonale łączyła wykształcenie antropologiczne z zamiłowaniem do życia na świeżym powietrzu. Lucy odnalazła w sobie pasję i talent. W wyjątkowo przenikliwy sposób odkrywała, czego ludzie naprawdę potrzebują, i potrafiła zaspokoić te oczekiwania podczas wypraw, które

Madison jęknęła. – A co tu jest do rozumienia? – Sebastian ma teraz własną firmę – wyjaśniła chłopcu Lucy. – Redwing Associates. Jej siedziba jest właśnie tu, w Wyomingu. On, Plato i wasz ojciec nie mogli się później widywać tak często, jak by chcieli. Sprawdź Colin Miała wrażenie, że jakieś macki ściskają ją za gardło. Nie mogła oddychać i nie widziała nic przed sobą. Potknęła się o własne stopy i zatoczyła się na schodkach. – Lucy – usłyszała głos Sebastiana. Podtrzymał ją i powtórzył: – Lucy, co ci jest? Z trudem łapała oddech. – Ten sukinsyn. Ten sukinsyn! – wydyszała z bezsilną wściekłością. – Powiedz mi, czy to Barbara? Bo jeśli tak, to zaraz do niej pójdę i... i... – Urwała, z trudem łapiąc oddech otwartymi ustami. Sebastian prawie wniósł ją na werandę. – Przestań, bo dostaniesz szoku tlenowego i będę musiał ci