162

pisali cos na komputerach, wpatrywali sie w monitory. Ciag okien na jednej ze scian ukazywał panorame San Francisco i błekitne niebo nad zatoka. Ale to niemo¿liwe. Ona przecie¿ nie pracowała w biurze. Nigdy. Wtulona w miekki fotel jaguara spojrzała na me¿a. Patrzył przed siebie z posepna mina. - Czy ja kiedykolwiek pracowałam? - spytała, choc wiedziała, jaka bedzie odpowiedz, jeszcze zanim zadała pytanie. Alex parsknał smiechem. - Ty? Daj spokój. - Pytam powa¿nie. - Oczywiscie, ¿e nie. Po co miałabys pracowac? - Nie wiem, po prostu nagle stanał mi przed oczami obraz wielkiej, głosnej sali podzielonej niskimi sciankami i pełnej urzedników, kobiet i me¿czyzn w garniturach... ja te¿ tam byłam, siedziałam przy biurku... - Umilkła i potarła palcami skronie, chcac przypomniec sobie cos wiecej. - Marla, nie przepracowałas w swoim ¿yciu ani jednego dnia - powiedział Alex i zachichotał, jakby ta mysl była http://www.dobryneurochirurg.pl/media/ ubran sportowych i znalazła sie w niewielkiej siłowni pełnej przyrzadów do cwiczen, utrzymujacych jej me¿a w dobrej formie. Przejechała palcem po kierownicy roweru rehabilitacyjnego, obejrzała ławeczke do podnoszenia cie¿arów i bie¿nie, zastanawiajac sie, czy sama korzystała kiedys z tych urzadzen. Była dosc sprawna i szczupła, ale jakos nie mogła uwierzyc, ¿e spedzała w tym pokoju długie godziny, wyciskajac z siebie ostatnie poty. Cos jej mówiło, ¿e czesciej 120 cwiczyła na powietrzu... pływała, biegała, grała w tenisa, jezdziła konno... kto wie, mo¿e nawet wiosłowała. Pchneła kolejne drzwi i weszła do gabinetu. Sciany pokrywała ciemna boazeria wykonczona mosie¿nymi

A więc Caleb Swaggert został zamordowany, pomyślał Shep, patrząc przez upstrzoną owadami przednią szybę swojego pikapa. Ktoś chciał, żeby stary człowiek zginął - ktoś zbyt niecierpliwy, by zaczekać tych kilka tygodni. Kto? Zadręczając się tym pytaniem, Shep zajechał przed swój dom i spostrzegł, że talerz satelity na dachu znowu się przekrzywił. Powinien go poprawić, a przy okazji przytwierdzić kilka nowych asfaltowych gontów. Ale cóż, dach, Sprawdź - Tak, có¿... - Chrzakneła, bawiac sie sznurem pereł okalajacym jej szyje. 50 W holu rozległy sie szybkie kroki i po chwili zza rogu wyszła szczupła kobieta o lsniacych czarnych włosach i migdałowych oczach. Miała na sobie swie¿o wykrochmalona, biała bluzke i waska, czarna spódnice. Usmiechajac sie przyjaznie do Nicka, podała jego matce słuchawke telefonu bezprzewodowego. - To pan Cahill, ze szpitala. - Dobrze. - Eugenia wzieła słuchawke i skineła dłonia w strone Nicka. - Carmen, to mój drugi syn, Nicholas. - Spojrzała na niego znad okularów. - Carmen własciwie zarzadza domem.