- Nie - zaprzeczała. Ujął jej podbródek i zmusił do tego, żeby ponownie spojrzała mu w oczy. - To nie twoja wina. - Ale... - Słyszysz, co mówię? - zapytał kategorycznym tonem, nie pozwalając, żeby się od niego odwróciła. - To nie twoja wina. Tym razem nie była w stanie powstrzymać łez. Trysnęły strumieniem z jej oczu, świeże, gorące i przepełnione wstydem. - Ja... ja... - Cicho. - Znów mocno ją przytulił i zupełnie się rozkleiła. Wtuliła twarz w jego ramię i wypłakiwała gorycz tłumioną przez prawie dziesięć lat. Swoją tajemnicę zdradziła wcześniej tylko ojcu, kiedy po paru tygodniach od tamtej strasznej nocy zmusił ją do szczegółowej relacji. Teraz Nevada obejmował ją swoim silnym ramieniem. Przyciskał wargi do jej czoła i gładził ją po plecach, a ona płakała i płakała. - Wszystko będzie dobrze, Shelby. Wszystko będzie dobrze. Gdyby tylko mogła mu uwierzyć. Zaufać. Uczepić się tych cudownych słów. Gdzieś w najgłębszych zakamarkach duszy odnalazła siłę. Musiała wziąć się w garść - choćby ze względu na Elizabeth. Zaciskając zęby, starała się walczyć z udręką i strachem. Ross McCallum zbrukał jej ciało. Nikt więcej już tego nie zrobi. Prędzej ona umrze. 118 http://www.domy-drewniane.info.pl - Myślałam, że... ona urodziła się martwa - wyjąkała Shelby, siląc się na spokój. - Co? Myślałaś? Przecież byłaś tam? - dopytywał się, oszołomiony, jakby oskarżał Shelby o to, że kłamie w żywe oczy. Och, to wszystko brzmiało tak niewiarygodnie. - Wszyscy mi to mówili, ale teraz... teraz myślę, że zostałam okłamana i że ona żyje, ale nie wiem gdzie. Prawdopodobnie została adoptowana, i to nielegalnie. - Zaraz, zaraz! - Szybko wyciągnął rękę, żeby ją uciszyć. Zerknął w stronę baru i Shelby uświadomiła sobie, że Lucy podsłuchuje ich rozmowę, wycierając długi, błyszczący blat kontuaru, i coraz bardziej się do nich przysuwa. Shelby dobrze zrozumiała to milczące ostrzeżenie. Nevada sięgnął do kieszeni, wyjął portfel i rzucił kilka 16 banknotów na stół. - Chodź - rozkazał i prawie wyciągnął ją zza stolika, przy okazji zgarniając swoje okulary. - Reszty nie trzeba - burknął do Lucy, popychając Shelby do wąskiego korytarza na tyłach lokalu, wciśniętego między toalety i kuchnię.
- No, ale ty nigdy go nie zapytałeś, prawda? - Zdaje mi się, że już o tym rozmawialiśmy - burknął lekceważąco. - Musisz to jakoś przeboleć, żyć swoim życiem. Właśnie słyszałaś, jak rozmawiałem ze swoim pomocnikiem o sprzedaży części bydła. Jest ku temu powód. Uzgadniałem z moimi prawnikami sprawę mojego testamentu, a ponieważ i tak tu jesteś, pomyślałem, że może chcesz wiedzieć, co w nim jest. - Co takiego? Nie. To znaczy, będziesz żył długo i nawet nie chcę myśleć, co się stanie, kiedy umrzesz. Sprawdź ju¿ czujesz? Marla potrzasneła głowa. - Prawde mówiac, chciałabym teraz wziac tabletke aspiryny. Wielkosci Nowego Jorku. - Zobacze, co da sie zrobic - powiedział, ruszajac w strone drzwi. 87 - Zaczekaj - zatrzymała go. Nie chciała, ¿eby teraz wyszedł... było tyle rzeczy, których nie wiedziała, nie rozumiała. Nick stanał z reka na gałce. - Dlaczego mam wra¿enie... sama nie wiem... ¿e mi nie ufasz? ¯e wiesz cos, czego ja nie wiem? - Zamilkła na chwile.