¿e tego nie słyszy.

nie ma zamiaru jej zabic. A jesli jednak jest inaczej? Nick znalazł parking i skrecił. Wyjał bilet z automatu i wjechał na podjazd, szukajac wolnego miejsca miedzy stojacymi samochodami. - Ale dlaczego ktos miałby chciec mnie zabic? - spytała. - Bo boi sie ciebie. Boi sie tego, co mo¿esz sobie przypomniec. Marli nagle zrobiło sie zimno. - Czy dlatego wprowadziłes sie do domu? - spytała. - ¯eby mnie chronic? - To jeden z powodów - przyznał Nick, wje¿d¿ajac miedzy bmw a honde, stojace w trzecim rzedzie. Zatrzymał samochód i zgasił silnik. -Jestes twarda, Marla, ale jednak ktos powinien cie ubezpieczac. 336 - A ty zgłosiłes sie na ochotnika? Nick nawet sie nie usmiechnał. Wyciagnał kluczyk ze stacyjki. - A masz innego kandydata? http://www.e-fizjoterapia.edu.pl odwiedzimy twojego tate, zrobimy wszystko, co zechcesz. Ale dopiero, jak wrócisz do domu, dobrze? Marla nie odpowiedziała. Skuliła sie pod kołdra, wydała sie teraz mniejsza, drobniejsza ni¿ jeszcze przed chwila. Nick wiedział, ¿e to czyste szalenstwo, ale nagle miał ochote ja 78 pocieszyc, powiedziec, ¿e wszystko jakos sie uło¿y, szybko jednak przypomniał sobie, gdzie jest jego miejsce. Poza tym mieli do czynienia z Marla, a ona zawsze sama sobie poradzi. A jesli nie, to przecie¿ ma me¿a. Najwy¿szy czas skonczyc te farse. - Słuchaj, pojade ju¿ - zwrócił sie do Aleksa. Ostatni raz spojrzał na kobiete le¿aca w łó¿ku i wyszedł z

szorstkiej siersci ocierajacej sie o jej uda. Zdumiona, przełkneła sline i poczuła nagle, ¿e ma spocone dłonie. Serce zabiło jej szybciej. Potrzasneła głowa. Jak dopasowac te wizje do wszystkiego, co ja tutaj otacza? Do wizerunków smukłych, rasowych koni wyscigowych? Tych pieknych, najczystszej krwi wierzchowców prowadzonych przez odzianych w liberie Sprawdź bielejącymi kośćmi po jakiejś zwierzynie, zaciągniętej tutaj przez kojoty albo psy, podłoże nie odsłoniło żadnych tajemnic. A może to wszystko dowcip, oszustwo? - pomyślał. Tylko jeden Bóg wiedział, ilu przyzwoitych obywateli życzyło Shepowi, żeby krążył w kółko, jak głupi pies, który gryzie własny ogon. Skierował snop latarki na krokwie i wystraszył kolejne nietoperze. A potem zobaczył to coś. Na jednej z belek leżał plastikowy worek. Shep wciągnął powietrze. Używając chusteczki, ostrożnie zdjął paczkę i przez przezroczyste opakowanie dojrzał broń kaliber 38. Powoli na jego twarzy pojawił się uśmiech. Nie wątpił 148 nawet przez moment, że to zaginiony pistolet Nevady, z którego najprawdopodobniej zastrzelono Ramóna Estevana. Ale kto go tu podłożył? I dlaczego zadzwonił teraz, dziesięć lat po fakcie? I w ogóle, o co w tym wszystkim chodzi, do diabła? Trybiki w umyśle Shepa pracowały bardzo intensywnie, karmione wieloma pytaniami, lecz najważniejsze było to, że zaraz rozwiąże sprawę Estevanów.