oka dostrzegł rdzawe liny i raczej domyslił sie, ni¿ zobaczył, ¿e

Powiesił płaszcz w szafie, wiekszej ni¿ szafa, która Nick miał w domu. - Wierz mi, rozwa¿ałem to, aie dogodnosci zwiazane z lokalizacja w samym sercu miasta, kontakty, jakie nawiazałem tylko w tym budynku, presti¿, zwiazany z centrum finansowym miasta - to wszystko ma du¿e znaczenie. Mam te¿ blisko do domu, moge czesciej widywac sie z dziecmi. Teraz, po wypadku Marli, to du¿y plus. -Zamknał szafe i usiadł za biurkiem, odruchowo właczajac komputer. Wskazał Nickowi jeden ze skórzanych foteli. Kiedy Alex zaczał sprawdzac notowania giełdowe na ekranie komputera, Nick spostrzegł zdjecia rozstawione na szafie na dokumenty. Alex sciskajacy dłon gubernatora, Alex stojacy przed supernowoczesnym odrzutowcem, Alex na polu golfowym w grupie innych me¿czyzn. I portret rodzinny, zrobiony ponad dziesiec lat temu. Marla, Cissy i Alex na białym, fotograficznym tle. Cissy była jeszcze niemowleciem; ubrana w ró¿owe spioszki siedziała na kolanach matki. Miała niewinne, okragłe oczy, policzki rumiane jak jabłuszka i brwi uniesione w dzieciecym zdumieniu. W przeciwienstwie do Aleksa, który stał za nimi, z dłonia oparta władczo na ramieniu ¿ony, w czarnym garniturze, http://www.e-rehabilitacja.org.pl twarz matki. - Ciebie te¿ nienawidzi. Ta kobieta nie była Victoria Amhurst. Marla dałaby za to głowe. 366 - Mamo? - głos Cissy wyrwał ja z zamyslenia. - Co? Och, czesc kotku - powiedziała, ciagle wstrzasnieta. Była pewna, ¿e ta kobieta, w taniej bawełnianej spódnicy i sandałkach, była jej matka, ¿e to ona własnie ja wychowała. - Przepraszam, chyba... chyba sniłam na jawie. Twarz Cissy wyra¿ała niepokój i strach. Z włosów sciekały jej krople wody, spadajac jej na ramiona i wielki ¿ółty recznik, którym sie owineła. Jedna reka przytrzymywała go na piersi.

jak o żałosnym, słabym babsku. - Dobrze. - Wytarła nos wierzchem dłoni i potrząsnęła głową, żeby oprzytomnieć. Zapadł już zmrok, a w oddali zabrzmiało wycie kojota. - Ale jeśli urządzę więcej takich przedstawień, będziesz musiał zmienić zdanie. - Wątpię. - Oplótł ją ramionami i odchylił się do tyłu, żeby spojrzeć jej w oczy. - Ale martwię się McCallumem. - Nie powinieneś. - Shelby... Sprawdź Nevada podpisał umowę. Na terenie gospodarstwa znajdowało się pastwisko, cedrowy zagajnik, jezioro, które prawie nigdy nie wysychało, mały sad i skalisty kamieniołom. Stary dom na ranczu nie był wiele wart, bo Oscar Adams zapuścił go po śmierci żony, ale w oczach Nevady ten dwupiętrowy budynek miał wartość, i to większą niż jego własny dom. Zamierzał się tam wprowadzić zaraz po remoncie. Powoli, przypomniał sobie, jak to robił zawsze, gdy brała w nim górę niecierpliwość. Wszystko w swoim czasie. Pogwizdując na Crocketta, wrócił do domu i zastanawiał się, czy znów nie zatelefonować do Levinsona. Jak na razie, prywatny detektyw nie potrafił odnaleźć dziewczynki. Minęły trzy dni od momentu, gdy Nevada po raz pierwszy po latach wpadł na Shelby, ponad siedemdziesiąt od chwili, gdy powiedziano mu, że jest ojcem, i wciąż nie mógł uzyskać żadnych informacji. W erze elektronicznej, obejmującej cały świat i niemal błyskawicznej komunikacji, nie dowiedział się o swojej córce niczego - nie miał nawet pewności, czy rzeczywiście istnieje. Jedyne, co miał, to zapewnienie Shelby, że przesłane jej zdjęcie jest autentyczne, że Elizabeth jest jego córką i chodzi tylko o to, żeby ją odnaleźć.