- Komputery. Wszystko jest dzis połaczone. - Paterno

których Shelby rzadko korzystała, i wypełniała dom śmiechem oraz zabawnymi historyjkami na temat swojej rodziny. Tak, były ze sobą związane, ale Shelby wyczuwała, że za pośpiesznie nabazgraną przez ojca notatką kryje się coś więcej. Musiała tylko ustalić co. Może nic nadzwyczajnego, ale z drugiej strony... Rzuciła folder na biurko, a potem odszukała teczkę Lydii Vasquez, wyciągnęła ją z szuflady i natychmiast rozłożyła na blacie. Na temat Lydii było mnóstwo zapisków, ponieważ pracowała u sędziego od wielu lat. Znajdowały się tu skopiowane i spięte dokumenty dotyczące jej samej, a także rozmaite wzmianki na temat wszystkich członków jej rodziny, włącznie z Carlą i Pablem Ramirezami i ich dziećmi. Każde dziecko również zostało odnotowane. Znalazła się tu nawet wzmianka o rodzinie Estevanów, spokrewnionej z Ramirezami. Shelby patrzyła na folder w osłupieniu. Dlaczego jej ojciec robił tak skrupulatne notatki o każdym z tych ludzi? Gdzieś w głębi jej umysłu zaczęła się tworzyć chłodna interpretacja. W grę musiało wchodzić coś więcej... coś paskudnego. Przejrzała imiona dzieci, wpisane specyficznym charakterem pisma sędziego - Enrique, Juan, Diego i Maria. Czwórka dzieciaków. Trzech chłopców, jedna dziewczyna. Znała ich wszystkich od dzieciństwa. Maria była najstarsza, chłopcy rodzili się później, w regularnych odstępach. Nie pozwalano jej jednak bawić się z Marią. A że to Lydia ją wychowywała, sędziemu nie przeszkadzało. Natomiast co do zawierania przyjaźni z hiszpańskojęzycznymi dziećmi sędzia Cole wyznaczał granicę, którą Shelby często przekraczała. Przypomniała sobie Marię, bystrą, pogodną dziewuszkę, która wcześnie rzuciła szkołę. Shelby nie mogła sobie przypomnieć dlaczego. http://www.endometrium.com.pl/media/ Już on coś wiedział na ten temat. Godzina, którą spędził z Viancą w szpitalu, sprawiła, że był bardziej napalony niż byczek na polu z jałówkami w rui. Tamtego wieczoru w szpitalu Vianca wypłakiwała mu się w rękaw, a on czuł jej drżące wargi na swojej koszuli, jędrne piersi wciśnięte w brzuch i wdychał zapach jej perfumowanych włosów. Miał ochotę objąć ją, pocałować i obiecać, że wszystko będzie w porządku. Ale powstrzymał się jakoś i zachował pozory stoickiego spokoju, a przy tym miał nadzieję, że nikt z krewnych, którzy siedzieli w poczekalni, nie zauważy jego gigantycznej erekcji. Co do starej Aloise, natychmiast zabrano ją na oddział psychiatryczny; tam oświadczono, że ze względu na wiek będzie musiała zostać przeniesiona aż do Austin, gdzie jest oddział psychiatryczny dla starszych osób. Vianca odmówiła. Kiedy lekarz zasugerował, że Aloise mogłoby być lepiej w domu opieki, Vianca omal go nie opluła. - Nie madre - powiedziała, kręcąc głową. Wyjaśniła, że chce jak najszybciej zabrać matkę do domu. W końcu przyjechał Roberto i Shep miał dobry pretekst, żeby wyjść. Vianca zwróciła ku niemu te swoje wielkie, brązowe oczy i powiedziała słodkim tonem: - Gracias, panie zastępco szeryfa. Jestem pana dłużniczką.

- Dziekuje. Na biurku zadzwonił telefon. Detektyw podniósł słuchawke i przycisnał ja ramieniem do podbródka. - Paterno, słucham... tak... nie, własnie koncze. Za piec minut bede na dole. - Odło¿ył słuchawke i siegnał po swoja kurtke. - Mówie powa¿nie. Jesli zdarzy sie cos dziwnego, Sprawdź Tak wyszło. -Wzruszył ramionami. - To nie takie złe. Ka¿de z nas ma swoje własne ¿ycie. - Ale udało nam sie poczac dziecko. - Cos tu nie pasowało. - Tak. - Usmiechnał sie i pod warstwa wytwornych manier Marla dostrzegła slad chłopiecego wdzieku. - To nam sie udało. Chodz. Masz racje, ju¿ czas, ¿ebys zobaczyła tego małego diabełka. - Poprowadził ja do znajdujacych na koncu sypialni podwójnych oszklonych drzwi. Za nimi znajdował sie malutki pokoik pomalowany na niebiesko. Sciany do połowy wysokosci pokrywała tapeta z motywem zwierzat i Arki Noego. Ten pokój wydawał sie zamieszkany i ciepły. W sam raz