ostrożnie, wiedziała, jak bardzo jest skonana.

- To super! - ożywiła się wyraźnie Olivia. - Z kim jedziesz? - Poproszę przyjaciela, skoro u nas wciąż cienko z załogą. Mam na myśli Ripa Kospera. Nie wiem jeszcze, czy się zgodzi, ale ostatnio coś im się nie układa z Susanną i może będzie chciał wyrwać się z domu. - Och, to przykro - stropiła się Olivia. Tak jak większość Poszukiwaczy znała Ripa i jego żonę, wiedziała, że Milla i Susanna są od lat przyjaciółkami. Lekarka często dzwoniła do biura, żeby pogadać z Millą. Teraz szefowa Poszukiwaczy wiedziała już, skąd brała się ta wyjątkowa troska - i chciało się jej wyć z wściekłości. Opowiedziała jeszcze Olivii o swojej zepsutej komórce, potem skończyła rozmowę i zadzwoniła do Ripa. Wyjaśniła mu swoje plany, pytając, czy miałby ochotę z nią pojechać. - Muszę skontaktować się z kolegą w szpitalu - powiedział. - Oddzwonię niebawem. an43 366 No jasne, pomyślała. Nie może ot, tak sobie wyjechać na kilka dni, jest lekarzem, ma pacjentów i harmonogram zabiegów. Jasne. A http://www.epompyciepla.biz.pl 30 Wyglądało na to, że plan nie wypali. Brig nie miał zamiaru dać się nabrać na jej uwodzenie. Cofnęła się szybko i odwróciła. - Słuchaj... przepraszam. Nie chciałam... żebyś myślał, że za tobą latam. - A nie latasz? Odwróciła się znowu. - Ja... chcę być twoją przyjaciółką. Chłopaki w moim wieku mnie nudzą. Szczerze mówiąc, są jak wrzód na dupie. - Podniosła głowę i spojrzała na niego. Jej oczy nie były już tak zadziorne. - Wydawało mi się, że jeśli będę się zachowywać jak... no właśnie tak, to zwrócę twoją uwagę. Ja... potrzebuję kogoś takiego jak ty. Prychnął i spojrzał na oponę. - Ciężko mi z Bobbym i Jedem. - Tak? - Mówiłam ci, że się założyli. Na twarzy Briga pojawił się cień odrazy. - Myślałem, że żartujesz. - Nie. - Westchnęła i przeczesała palcami włosy. - Wiem, że niektórzy ludzie myślą, że lubię... flirtować. I pewnie tak jest, ale nie sypiam z chłopakami, bo jestem córką Reksa Buchanana. Chyba jestem dla nich jakimś celem. Niektórzy się zastanawiają, kto pierwszy zrobi to z Angie Buchanan. Dlatego ojciec wysłał mnie do liceum świętej Teresy w Portland. A przynajmniej był to jeden z powodów. Ale już skończyłam szkołę i teraz idę na studia. A w mieście znowu zaczęli gadać o tym samym. Brig zachował niewzruszony wyraz twarzy, jakby nie wierzył, że dziewczyna mówi prawdę. - Więc pomyślałam, że może zostalibyśmy przyjaciółmi. Bo ty jesteś... trochę... twardszy. To chyba właściwe słowo. I chłopaki daliby mi areszcie spokój. Brig rzucił papierosa na podłogę i zgasił go obcasem. - Wiesz, Angie, niewiele kobiet oczekuje ode mnie przyjaźni. Mężczyźni i kobiety... jako przyjaciele... to się nie udaje. - A nie możemy spróbować? - Instynktownie wspięła się na palce i pocałowała go w policzek. Nie czekając na to, jak zareaguje, wybiegła z magazynu. Zauważyła, że na bocznej murowanej ścianie poruszył się cień. Pewnie znowu Willie. Boże, ten kretyn doprowadzał ją do szału. Nie miała pojęcia, dlaczego ojciec go trzyma. Ale jej ojciec zawsze był obrońcą pokrzywdzonych, czego najlepszym dowodem był Brig McKenzie. - Ja tylko mówię, że nie uważam tego za rozsądne. - Dena spojrzała na swoje odbicie w lustrze nad umywalką w sypialni i zmarszczyła czoło na widok siwych nitek, które zaczynały się wyraźnie odznaczać między ciemnymi włosami. Włosy zawsze były jej dumą i radością, a teraz nawet one były przeciwko niej. Tak samo zresztą jak twarz i szyja, na których było o wiele za dużo zmarszczek. A te worki pod oczami... Była spięta i zmartwiona, bo niepokoiła się o córki. Martwiła się i tym, czy zdoła zrobić się na bóstwo do przyszłego weekendu, żeby na przyjęciu u Caldwellów wyglądać kwitnąco. Potrzebna jej była nowa suknia, buty i coś więcej niż mała operacja plastyczna. Skończyła szczotkować włosy i wzięła paczkę papierosów. - Nie mogę pojąć, dlaczego zatrudniłeś tego prostaka. Rex stał za przymkniętymi drzwiami łazienki. - Potrzebował pracy. Świetnie sobie radzi z końmi, a ogier Cassidy już raz ją zrzucił. Nie chciałem ryzykować i czekać, żeby zrzucił ją znowu. - A nie pomyślałeś, że ryzykujesz, biorąc go do pracy? Że narażasz na niebezpieczeństwo nasze córki? - Kątem oka zobaczyła, że Rex wiesza szlafrok. Został w samych bokserkach. Nadal był pociągającym mężczyzną. Owszem, trochę mu się zaokrąglił brzuch, ale był silnie umięśniony. Dzięki temu, że spędzał na polu golfowym długie godziny, miał szczupłe i wysportowane nogi. Jego śnieżnobiałe włosy kontrastowały z czarnymi brwiami i opaloną twarzą o bardzo męskich, regularnych rysach. Jednak na policzkach przy szczęce zaczynały się już tworzyć pierwsze zmarszczki. Starość to przekleństwo. Zapaliła viceroya, zaciągnęła się i zobaczyła, że w kącikach jej ust również robią się małe zmarszczki. - Nie ryzykuję bezpieczeństwa dziewczynek. O czym ty mówisz? - Zamiast welurowego wiśniowego stroju do joggingu, który kupiła mu w zeszłym roku na rocznicę ślubu, założył zwykły szary dres. Ale nie miała czasu się z nim kłócić. I tak nikt go nie będzie widział, a ona ma teraz inne problemy - ogromne problemy związane z Brigiem McKenziem. Dzikim synem Sunny. Gdyby Rex wziął do pracy na ranczu Chase’a, drugiego syna Sunny, Dena też nie byłaby zachwycona, ale to jeszcze mogłaby zrozumieć. W tartaku mówiło się, że chłopak jest odpowiedzialny, poważnie myśli o przyszłości, trzyma ręce przy sobie i zna swoje miejsce. Przynajmniej starał się zachowywać właściwie i był subtelniejszy niż jego młodszy brat. O Brigu mówiło się natomiast, że to wcielony diabeł i że nie zważa na nic ani na nikogo. Nosił skórzaną kurtkę i jeździł na motorze jak szatan. Dena otuliła się szlafrokiem. Rex nic nie rozumiał. Czasami trzeba było przestać się bawić w subtelności, żeby coś dotarło do jego zakutego łba. 31 - Już wystarczy, że zatrudniłeś tego półgłówka. Łazi za dziewczynkami jak... - Słuchaj, Dena. Jestem szanowanym obywatelem, jednym z najbogatszych ludzi w Prosperity i spoczywa na mnie pewna odpowiedzialność. Dlatego czasem robię rzeczy, które z ekonomicznego punktu widzenia mogą uchodzić za akty miłosierdzia. Liczy się też kościół. Ojcu Jakubowi się wydaje... Och, i tak nie zrozumiesz. Chodzi o to, że nikt inny nie zatrudni Williego, a jest dobrym pracownikiem. Nigdy nie miałem z nim najmniejszego problemu. - Zacisnął zęby. Rex był dumny ze swojej dobroczynności. I nie miał zamiaru tłumaczyć, dlaczego zatrudnił Williego. Dena zrozumiała to już dawno, gdy Rex przygarnął tego półgłówka. Dostała wtedy szału, ale jej mąż był niewzruszony. Od tamtej pory, zawsze gdy ginęły narzędzia albo części zapasowe, nakłaniała Rexa, żeby zwolnił chłopaka, ale bez skutku. Rex nie miał zamiaru zmienić zdania. Zaciągnęła się papierosem. Nie spodobało jej się to, co zobaczyła w lustrze. Wyrzuciła viceroya do srebrnej popielniczki przy umywalce. Powinna rzucić palenie, bo od mrużenia oczu przed dymem zrobiły jej się kurze łapki. - Oboje wiemy, z czego słynie Brig McKenzie. Pije, chociaż jest niepełnoletni, i wdaje się w bójki. Bóg jeden wie, ile razy wyrzucili go z roboty. Idzie do łóżka z każdą kobietą, która mu się nawinie. - Nie wiesz, czy to prawda. To tylko małomiasteczkowe plotki. - Nie ma dymu bez ognia, Rex. Nie zapominaj, z jakiej rodziny pochodzi. Z rynsztoku. - Sunny McKenzie... - Jest brudną Indianką, a jej mąż, czy tam były mąż, był pijakiem z charakterkiem. - Odwróciła się od umywalki i spojrzała na męża. - Im więcej robisz dla tej rodziny, tym więcej się gada o tobie i tej... - Załamał jej się głos i zadrżała. - To też tylko plotki. - Ale ja to słyszę bez przerwy. Kiedy gram w brydża w klubie, siedzę u fryzjera, a nawet po mszy. Mówię ci, Rex, musisz przestać nadskakiwać Sunny i jej synom. - Innym rodzinom też pomagam. Kiedy mężowie nie mają pracy albo kiedy małe dzieci chorują... - ...albo się topią. Spojrzał na nią surowo. - To było dawno temu. Sunny potrzebowała pomocy. Mąż od niej odszedł. - Wiem, ale ludzie swoje gadają. - Wstrętne plotki dręczyły ją zawsze. - Wystarczy, że co tydzień chodzisz na grób Lucretii, ale... - Jej do tego nie mieszaj - powiedział tonem, którym zwracał się do niej tylko wtedy, gdy był naprawdę zły. Było w nim lekceważenie, zarezerwowane wyłącznie dla niej. Dobrze, da mu spokój z Lucretią, ale w sprawie Briga będzie nieugięta. - Posłuchaj, Rex. Oboje wiemy, że jedyną zaletą Briga McKenziego jest jego wygląd. Do tego jest cholernie sprytny. Wie, jak manipulować ludźmi, żeby dostać to, czego chce. Zobacz, jak okręcił sobie ciebie wokół palca. - Nie okręcił mnie - mruknął Rex, wchodząc do sypialni. Spojrzała na niego jak na idiotę. - Ten chłopak dobrze wie, co robi. Zapamiętaj moje słowa: będą z tego kłopoty, o jakich ci się nie śniło. - Wsunęła na nogi różowe pantofle i poszła za nim. Siedział na rowerze do ćwiczeń i pedałował jak szalony. Pot ciekł mu z czoła. Drzwiczki do szafki, w której stał telewizor, były otwarte. Za chwilę miał się zacząć ulubiony film Reksa, Aniołki Charliego. - Nie chcę, żeby Cassidy się koło niego kręciła. Chyba coraz bardziej jej się podoba. - Cassidy? Przecież to jeszcze dziecko! - A przyjrzałeś się jej dobrze, Rex? - Dena poczuła się dotknięta. Cassidy zawsze będzie dla Reksa tylko drugą córką, która nie dorównuje Angie. Nigdy wprawdzie tego nie powiedział, ale widać to było przy wielu okazjach. Denę to irytowało i raniło. - Nie interesuje się chłopakami. - Chłopakami nie. Tylko Brigiem. Łazi za nim jak cień. - Przez konia. To nie ma nic wspólnego z McKenziem. Rex, kiedy ty przejrzysz! Ona ma szesnaście lat i... Pamiętam, kiedy ja byłam w jej wieku. - Nie możesz jej zabronić chodzenia do stajni. Dena westchnęła. - Nie, ale mogę mieć ją na oku i dopilnować, żeby trzymała się z daleka od tego mieszańca. Angie nie mogę niczego zakazać, bo to twoja córka. Ale na twoim miejscu, zabroniłabym jej kręcić się przy nim. - Przecież tego nie robi. Dena potrząsnęła głową. - Rex, nigdy nie sądziłam, że jesteś idiotą, ale chyba myliłam się. - Usiadła na ogromnym łożu i poprawiła poduszki. Dena starała się nie krytykować Angie, bo Rex ją ubóstwiał i traktował jak księżniczkę. Było rzeczą oczywistą, 32 że jest bardziej przywiązany do Angie niż do Cassidy. Nikt w domu nie miał co do tego wątpliwości. Dena wiedziała, dlaczego. Angie była córką Lucretii. Chociaż pierwsza żona Reksa nie żyła już od wielu lat, on o niej nie zapominał. Zapalał dla niej świeczki na mszy, mówił o niej z namaszczeniem i zachowywał się tak, jakby była świętą. A przecież wszyscy wiedzieli, że odebrała sobie życie. A samobójstwo jest grzechem. Jednak Rex nie zapomniał o Lucretii. Dla Deny na pewno nie zapalałby świeczek, nie modliłby się za nią i nie wspominałby jej przez prawie dwadzieścia lat. - Angie spędziła cztery lata w liceum świętej Teresy. Siostry dały jej porządną szkołę moralności. To dobra dziewczyna. - Zaczął się zdrowo pocić. Rower tak hałasował, że nie było słychać dialogów w telewizji. Zanim zdą-żyła się odezwać, Rex nacisnął pilota i sypialnię wypełnił głos Charliego. - Derrick już wrócił? - Angie, w płaszczu kąpielowym i w rozpięli tych sandałkach, weszła do pokoju Cassidy i usiadła na brzegu łóżka. Cassidy przeglądała czasopismo. - Nie wiem. - Wyszedł z Felicity? Cassidy wzruszyła ramionami. Od kiedy Angie postanowiła zdobyć serce Briga, Cassidy nie potrafiła być uprzejma dla starszej siostry. To prawda, że Brig jest dorosły i wie, co robi. Podobno miał wiele kobiet. Ale żadna z nich nie była tak ładna ani nie miała takiej pozycji społecznej jak Angie. Nic dziwnego, że tak trudno się jej oprzeć. O ile w ogóle jest to możliwe. - Jakby się tu pokazał, to usprawiedliwisz mnie jakoś? - Czemu? - Cassidy nagle zrobiła się podejrzliwa. - Nie lubi, jak spotykam się z Brigiem. - Spotykasz się? Na randce? - Cassidy zamurowało. Zauważyła, że Angie lata za Brigiem. Widziała nawet, jak całuje go w policzek, ale nie nazwałaby tego spotykaniem się. - No, niezupełnie tak jak na randce. Jeszcze nie. Ale już niedługo go poproszę, żeby poszedł ze mną na przyjęcie do Caldwellów w Country Club. Będzie sensacja, co? - Zachichotała, a w jej oczach pojawił się blask. - Mam się z nim spotkać wieczorem przy basenie. Mama i tata pójdą spać po wiadomościach o jedenastej, więc nimi nie muszę się przejmować. Służących nie będzie, ty o wszystkim wiesz, więc pozostaje jedynie Derrick. - Zaprosiłaś już Briga? - Cassidy ścisnęło w żołądku. - Nie, jeszcze nie. - Ale myślisz, że z tobą pójdzie? - No pewnie. To jedno z najważniejszych wydarzeń sezonu. Biedne dzieciaki z miasta zrobiłyby wszystko, żeby tam być. - Jakoś nie wydaje mi się, żeby Brigowi na tym zależało. Angie zmarszczyła brwi. - Co to, Cassidy? Jesteś zazdrosna? - Skąd! - Hmmm. - Angie wykrzywiła pełne usta we wszechwiedzącym uśmiechu. - Nie martw się, ma brata. Podobno jest jeszcze przystojniejszy niż Brig. Chase McKenzie na pewno dałby wszystko, żeby ktoś go zaprosił na przyjęcie. - Więc dlaczego jego nie zaprosisz? - Dlatego, że jest za bardzo napalony i niecierpliwy. Jak Bobby i Jed. Ale Brig... - Wyjrzała przez otwarte okno i westchnęła głośno. - Chyba dlatego tak mnie pociąga, że jest zarozumiały i pewny siebie. I ma swoje zdanie. Robi, co chce i kiedy chce i z niczym się nie liczy. - Spochmurniała i zagryzła dolną wargę. - Pod wieloma względami jesteśmy do siebie podobni. - Ty i Brig? - prychnęła Cassidy. - Daj spokój. Melancholijny nastrój Angie nie trwał długo. Na jej twarzy szybko pojawił się chytry uśmieszek, który przyprawiał Cassidy o mdłości. Krew w niej wrzała. Cassidy włączyła pilotem mały telewizor stojący na biurku. Miała nadzieję, że hałas odwróci jej myśli od Briga i Angie. - To wymyślisz coś, tak? Jakby Derrick albo ktoś inny się o mnie pytał, odwróć lampkę z biurka w stronę okna. Dobra? - Ale po co? - Będę miała czas, żeby po drodze do domu wymyślić jakąś historyjkę. Na przykład, że nie mogłam zasnąć i poszłam popływać. - Dobra - powiedziała Cassidy, chociaż w duchu przeżywała katusze. Angie wzięła do ręki sandałki, wstała z łóżka i lekkim krokiem podeszła do drzwi. - Pamiętaj o sygnale. O nic więcej cienie proszę. - Rzuciła Cassidy promienny uśmiech. - Jestem twoją dłużniczką, Cass. - Prawie bezgłośnie otworzyła drzwi. Wyszła na korytarz i zniknęła. Cassidy wypełniło uczucie 33 beznadziejnej rozpaczy. Skakała po kanałach, ale nie widziała nawet ekranu telewizora. Przed oczami miała obraz mokrych, nagich ciał Briga i Angie w basenie. Zrobiło jej się niedobrze. Angie nie żartowała. Ona naprawdę miała zamiar uwieść Briga. A on dawał się na to nabrać. Cassidy walnęła pięścią w poduszkę. Przez otwarte okno sypialni widziała ciemne, usiane migoczącymi gwiazdami niebo. Nad horyzontem leniwie świecił księżyc. Wstała z łóżka i wpatrywała się w ciemność. Wiał ciepły wiatr, który poruszał jej nocną koszulą. Cienka bawełna przylegała do jej ciała. Usiłowała sobie wmówić, że nic ją nie obchodzi, co robi Brig ani z kim to robi. W końcu to nie jej sprawa. Ale nie mogła ścierpieć że Angie z przerażającą konsekwencją realizuje swój plan. Jej starsza siostra niespodziewanie zainteresowała się końmi i zawsze, kiedy Brig pracował ze zwierzętami, wynajdywała powód, żeby znaleźć się koło stajni. Przerzucała ręce przez płot, rozmawiała z Brigiem i uśmiechała się, gdy się do niej odwracał. Gdy nie dzielił ich płot, stawała najbliżej niego, ale tak, żeby go nie dotknąć. Zapraszała go na wspólne pływanie i przejażdżki, ale zawsze odmawiał, wymawiając się pracą. Cassidy triumfowała. Może nie chciał, żeby z nim pogrywała jak z innymi chłopakami, którzy krążyli wokół rancza jak dokuczliwe muchy. Lato się kończyło, a przy Angie kręciło się coraz więcej chłopaków. Pewnie dlatego, że z końcem września miała wyjechać na studia. Cassidy wiedziała, że Brig McKenzie nie różni się od innych mężczyzn. Słynął nawet z tego, że jest łasy na kobiece wdzięki. A Angie zawsze dostawała to, czego chciała. Cassidy spojrzała na łóżko i zmarszczyła czoło. Nie mogła zasnąć. W pokoju było za gorąco. Miała mokrą pościel. W jej głowie wirowały obrazy Angie i Briga. Musiała coś zrobić - chciała wyjść, znaleźć się z daleka od domu. Przyszła jej do głowy świetna myśl. Minęły trzy tygodnie od upadku z konia. Ramię prawie jej nie bolało. A wyglądało na to, że Brig nigdy nie pozwoli jej dosiąść Remmingtona. Musiała więc zrobić to za jego plecami. Dostanie za swoje. Za to, jak patrzy na Angie! A z jakiej to niby racji ma siedzieć w domu i kryć siostrę? Niech ją w końcu przyłapią. Czas najwyższy, żeby ojciec, dla którego ziemia, po której stąpa Angie jest święta, dowiedział się prawdy. Gdyby Rex złapał ją z Brigiem, przestałaby w jego oczach uchodzić za boginię. Dla Cassidy w zasadzie nie miało to większego znaczenia. Nie zależało jej na tym, żeby ojciec darzył ją takimi względami jak Angie. Nigdy nie zazdrościła siostrze pozycji księżniczki, bo to zobowiązywało. Nie. Cassidy wystarczała taka więź z ojcem, jaką miała. Chciała tylko, żeby matka, która zawsze dawała jej starszą siostrę za wzór, dała jej spokój. Włożyła stare dżinsy i sweter. Związała gumką niesforne, rozczochrane włosy. Wzięła stare buty, wymknęła się po cichu z pokoju i zeszła tylnymi schodami. Wszyscy spali, tak jak przewidywała Angie. Wyszła po cichu z domu. Skuliła się, bo zawiasy tylnych drzwi głośno zaskrzypiały. Bones, stary owczarek szkocki ojca, podniósł głowę i szczeknął. - Ćśś. To tylko ja. Pies pomerdał ogonem, waląc nim w podłogę ganku. Cassidy chciała od razu iść do stajni, ale zatrzymała się przy rododendronach. Była ciekawa, czy Angie nie zmyślała. Zacisnęła kciuki. Cicho przemknęła kaflową alejką, prowadzącą do ogrodu różanego, jeszcze pełnego ciężkich kwiatów. Przeszła pod altaną, zeszła po kilku stopniach i znalazła się przy basenie. Nad wodą słychać było cichy chichot. Gdy oczy Cassidy oswoiły się z ciemnością, zobaczyła, że Angie pływa całkiem nago. Na jej opalonym ciele widać było białe ślady po kostiumie. Jej ubranie leżało na brzegu basenu. Cassidy prawie zamarło serce, gdy zobaczyła Angie w basenie. Była piękna i kobieca. Na białej skórze piersi wyraźnie było widać ciemne brodawki, a między nogami wdzięczyła się kępka czarnych włosów. Była taka kobieca. Taka pociągająca. W Cassidy zaczęła wzbierać żółć. Usłyszała trzask zapalanej zapałki. Omal nie wyskoczyła ze skóry. Łagodny wiatr przyniósł kwaśny zapach spalonego fosforu. Świadomość, że Brig nie jest w stanie oprzeć się uwodzicielskim zabiegom Angie, przyprawiła Cassidy o mdłości. Spojrzała na patio przy basenie i zobaczyła go przy desce do skakania. Czubki butów kowbojskich wystawały nad wodę. Jego twarz mieniła się złotem. Pochylił się, osłonił koniec papierosa ręką i zapalił. Zaciągnął się, zgasił zapałkę i mały strumień światła zniknął. Angie wynurzyła się z wody tuż przy jego stopach. Próbowała się zakryć i schować pod wodę, ale i tak było widać jej pośladki i piersi. - Ja... Nie spodziewałam się, że przyjdziesz tak wcześnie - wyszeptała. Spojrzał na zegarek, ale nie powiedział słowa. Palił. - Poczekaj chwilkę. Ubiorę się. - Podpłynęła do brzegu basenu, wynurzyła się z wody, otrząsnęła włosy i szybko 34 założyła kostium i płaszcz kąpielowy, jakby rzeczywiście była zmieszana. Cassidy z łomoczącym sercem przyglądała się, jak Angie podchodzi do Briga. - Czego chcesz? Dziewczyna uśmiechnęła się do niego szeroko. - Niejednego. - Odważnie złapała go za rękę i westchnęła. Chwycił ją i odsunął na odległość ramion. Przyglądał się jej badawczo. - Mogłabyś mówić jaśniej? Chciałaś się ze mną widzieć, bo podobno chodzi o coś ważnego. - Chcę się umówić - wyrzuciła z siebie. Parsknął. - Ty? Umówić się? Miałaś więcej randek niż twój stary ma pracowników w tartaku. - Wiem, ale to coś wyjątkowego i nie chcę iść z byle kim. - Odgarnęła wilgotne włosy z twarzy i spojrzała na niego. Jej twarz jaśniała w blasku księżyca. - Chcę, żebyś poszedł ze mną na przyjęcie do Caldwellów. - Zarzuciła mu ręce na szyję i westchnęła. - To niecodzienne wydarzenie i nie mogę znieść myśli, że miałabym się pokazać z którymś ze znajomych chłopaków. - Wspięła się na palce, wyjęła mu papierosa z ust i rzuciła go na wilgotną posadzkę przy basenie. Pet zasyczał i zgasł. Delikatnie dotknęła jego ust swoimi. - Brig, powinieneś być zachwycony. Zepsułbyś przyjęcie, i to nie byle jakie przyjęcie. To jest najważniejsze wydarzenie towarzyskie. - I ja mam na nie pójść z tobą. Uśmiechnęła się promiennie. - A to takie straszne? Będą ci zazdrościli wszyscy faceci z miasta. - A może mnie to nie obchodzi? - A może cię obchodzi - wyszeptała i znowu go pocałowała. Tym razem się nie opierał. Objął ją tymi samymi rękami, którymi przed chwilą ją odsuwał. Przyciągnął do siebie jej spragnione ciało, mrucząc nisko i głęboko. W Cassidy wzburzyła się krew. Brig całował Angie z dziką pasją, która nie była niczym innym, jak tylko zwierzęcym pożądaniem. Krzyk protestu uwiązł Cassidy w gardle, gdy Angie objęła nogą udo Briga. Nie mogła na to dłużej patrzeć. Odwróciła się. Potknęła się o wystający korzeń i uderzyła chorym ramieniem w drzewo. Ból przeszył jej rękę, ale biegła, nie zważając, że ma wilgotne policzki. Płakała. Jak idiotka. Z powodu Briga McKenzie, który traktował ją jak małe nieznośne dziecko. Była wściekła i zrezygnowana. Niech Brig i Angie robią sobie, co chcą. Nie obchodzi ją to. Nie będzie się kręcić i śledzić starszej siostry. Wiedziała, co zrobi. Pobiegła do stajni. Ramię nie przestawało ją boleć, ale była pewna, że uda jej się zapanować nad Remmingtonem. Pogalopuje na nim tak szybko, że obraz Angie i Briga zamaże się w jej umyśle. Niech robią, co im się podoba. Otworzyła stajnię. Chciała, żeby to ją Brig trzymał w ramionach, chciała go całować i czuć, jak przyciska ją do ziemi swoim ciałem. Bo szesnastoletnia Cassidy, w przeciwieństwie do Angie, była pewna, że jest zakochana w Brigu McKenziem i nienawidziła się za to. 5 Felicity założyła stanik. Nie było sensu uwodzić Derricka, gdy był w takim nastroju. Nie zauważał jej. Zaciągnął ją do Portland pod pretekstem, że zabierze ją do kina. Oczywiście wylądowali w obskurnym motelu. Kochali się, ale Derrick był z nią tylko ciałem. Nie tak jak kiedyś. Ale jeszcze o tym nie wiedział. Leżał z włosami rozrzuconymi na poduszce i palił papierosa. Oglądał wiadomości. Dziennikarz opowiadał o tym, jak długo będzie trwała i jak niebezpieczna dla zbiorów jest fala upałów i że ludzie nie powinni podlewać trawników. Ale kogo to obchodzi? Wstała z łóżka, podeszła do okna i wyjrzała na ulicę. Naprzeciwko motelu tętniła życiem restauracja, która, jak głosił szyld, oferowała prawdziwe chińskie dania. Przy wejściu tłoczyli się roześmiani ludzie. Mężczyźni i kobiety trzymali się za ręce. Zakochani. Kiedy ostatnio Derrick wziął ją za rękę? Albo gdzieś ją zaprosił? Przełknęła ślinę. Płacz na niego nie działał, tylko jeszcze bardziej go złościł. Derrick był bardziej porywczy niż ona. Zasłoniła żaluzje i zastanowiła się nad tym, jak wyglądałoby jej życie bez Derricka Buchanana. Ta myśl była przerażająca. Głęboko w duszy dręczyła ją obawa, że go straci. Miała rozdarte serce. Kiedyś byli w sobie zakochani. Wtedy Derrick był gotów zrobić wszystko, żeby się z nią zobaczyć. A teraz... Spojrzała na łóżko. Leżał z przymkniętymi oczami i najwyraźniej zapomniał o papierosie, który zamieniał się w popiół. Derrick - wysoki i smukły, umięśniony i opalony - był pierworodnym synem Lucretii i Reksa Buchananów. Po ojcu dobrze zbudowany, urodę odziedziczył po matce. Był pewny siebie, bo wiedział, że synowi najbogatszego człowieka w Prosperity każda dziewczyna wskoczy do łóżka. Tak jak ona. Córka Sędziego. Ale ona nie sypiała z nim dlatego, że był bogaty. Po raz pierwszy kochała się z nim na tylnym siedzeniu jaguara dlatego, że nieprzytomnie go kochała.

to jakoś sztucznie, Milla skrzywiła się i odstawiła kubek. - Tak, kocham cię. - Wystarczająco, by wyjść za mnie i urodzić mi dzieci? Milli zabrakło oddechu, a świat zakołysał się wokół. Horyzont ustabilizował się po dobrej chwili. - Co...? - spytała drżącym z emocji głosem. Sprawdź Oczywiście w okolicy żyli miejscowi, kilka razy zdarzyło się jej minąć na plaży pojedynczych ludzi spacerujących lub biegających dla zdrowia. Jednak na ogół cała plaża należała do niej. Atmosfera bezludnego pustkowia dobrze współgrała z nastrojem Milli; teraz było podobnie z padającym rzęsistym deszczem. Ogarnął ją smutek. Czy zeszłej nocy popełniła największy błąd swojego życia? A jeśli tak, to czy istniała jeszcze jakaś szansa ratunku? Diaz wrócił, niosąc jej kapcie i szlafrok, a potem poszedł nastawić kawę. Nie był zbytnio rozmowny z rana - wieczorem zresztą też nie - ale Milli to odpowiadało. Wypełzła z łóżka i szybko narzuciła szlafrok, potem pobiegła do łazienki. W łazience był osobny mały grzejnik - włączyła go bez wahania. Niewielkie pomieszczenie nagrzewało się szybko, już po chwili