- Posłuchajcie, musze znalezc odpowiedzi na kilka pytan.

przełkneła sline i poczuła nagle, ¿e ma spocone dłonie. Serce zabiło jej szybciej. Potrzasneła głowa. Jak dopasowac te wizje do wszystkiego, co ja tutaj otacza? Do wizerunków smukłych, rasowych koni wyscigowych? Tych pieknych, najczystszej krwi wierzchowców prowadzonych przez odzianych w liberie stajennych? Dosiadanych przez eleganckich d¿okejów w swietnie skrojonych bryczesach? Galopujacych po wypielegnowanych torach? W tych obrazach nie było szalenstwa... wolnosci... ryzyka. Wszystko wydawało sie takie grzeczne. Uładzone. Przez konwenanse i towarzyska etykiete. Kolana ugieły sie pod nia, opadła na krzesło stojace przy biurku Aleksa. - To dobrze - mrukneła do siebie, ale nie była pewna, czy rzeczywiscie powinna w to wierzyc. 121 Obite skóra krzesło zaskrzypiało i Marla skuliła sie odruchowo. Ale przecie¿ nie próbuje robic niczego za plecami swojego me¿a, tłumaczyła sobie, po prostu musi znalezc odpowiedzi na kilka pytan. Tak szybko, jak to mo¿liwe. A jednak przegladajac le¿acy na biurku kalendarz, nie mogła http://www.epsychoterapiawarszawa.edu.pl/media/ da się pokonać ani powstrzymać. Ross już nic jej nie zrobi. Nic i nigdy. Już ona się o to postara. Jechała prosto przez miasto na wypadek gdyby przyszedł mu do głowy idiotyczny pomysł śledzenia jej wozu. Kiedy zniknęły za nią światła Bad Luck, dłuższy czas po przejechaniu ostatniego mostu, skręciła w boczną drogę, zawróciła i przejechała przez Bad Luck od innej strony. Cały czas mocno ściskała kierownicę; pokonała kilka bocznych uliczek, aż wreszcie dotarła do starego budynku, w którym jej ojciec spędzał większość czasu. Parking był pusty. Ani śladu Etty Parson i jej markowego samochodu, o ile sekretarka jeszcze go miała. Nie było też widać mercedesa sędziego. W biurze panowały ciemność i cisza. Dobrze. Shelby przejechała się bocznymi alejkami i uliczkami, i jeszcze raz znalazła się pod biurem. Nadal nie było tam nikogo. No, zrób to, mruknęła do siebie. Przekonana, że nikt tu się nie pokaże, zaparkowała wóz cztery przecznice dalej, w bocznej uliczce przy samoobsługowej pralni i pralni chemicznej, niedaleko budynku, w którym doktor Pritchart prowadził kiedyś klinikę. Niestety, zawsze istniała możliwość, że ktoś zauważy jej samochód i jutro wspomni o tym w barze czy kafejce, czy nawet pubie White Horse. Zważywszy na to, jak szybko plotki

mogła choc przez sekunde przypuszczac, ¿e ma¿ stara sie ukryc ja przed swiatem. Po prostu ja chronił, traktował, jakby była krucha, porcelanowa laleczka. Która łatwo mo¿na stłuc. - Naprawde musimy o tym rozmawiac? - spytała Cissy i Marla skuliła sie w sobie. - To znaczy o tej całej pamieci. To takie... dziwne. Sprawdź zreszta, niewa¿ne... - Oczywiscie, bo to jakas bzdura - powiedziała Eugenia jakby przez sciagniete usta. Marla usłyszała w odpowiedzi przeciagłe, pełne bólu westchnienie. Widac Cissy uwa¿ała, ¿e wszyscy dorosli, a w szczególnosci jej babka, sa idiotami. - Nie wiem, skad sie własciwie wziełam w tej rodzinie. Nie pasuje do was. To tak jak ja, pomyslała Marla. Serce rwało sie jej do tej dziewczynki. Czy naprawde była tak bezmyslna i okrutna dla własnej córki? - Bardzo sie starasz, ¿eby nie pasowac. A wystarczyłoby, ¿ebys spróbowała sie troche dostosowac. W naszej rodzinie