- Nadeszła Bestia - wyszeptała.

ROZDZIAŁ JEDENASTY - Wszystko w porządku, panie Hartman? Mark otworzył oczy i spojrzał przez biurko na swoją, pracującą na zlecenie sekretarkę. Był właśnie w połowie dyktowania jej listy niezbędnych do załatwienia spraw na przyszły tydzień, gdy raptem opadły go myśli o Alli. Minął prawie tydzień od ich sprzeczki i od tamtej pory jej nie widział. Specjalnie wychodził z rancza rano, zanim wstała, a wracał, gdy był pewien, Ŝe juŜ śpi. Do Eriki chodził co wieczór, a gdy wracał, przed drzwiami Alli specjalnie zwalniał kroku. - Panie Hartman? Kobieta dziwnie na niego patrzyła. - Wszystko gra, pani Roundtree. Boli mnie tylko głowa. Skończymy później, dobrze? Skinęła głową, wstała. - Oczywiście. Proszę mnie zawołać, jak będzie pan gotów. Gdy drzwi za sekretarką się zamknęły, Mark westchnął i oparł się wygodnie na fotelu. Wiedział, Ŝe jego oskarŜenia dotknęły Alli i wymyślał sobie za to w duchu. Wówczas był wciąŜ w szoku na myśl, Ŝe ona moŜe być w nim zakochana. Wierzył jednak w głębi duszy, Ŝe wyznanie jej swoich uczuć było rzeczą najwłaściwszą, ale Ŝe za parę innych jego wypowiedzi powinien ją przeprosić. Nie miał racji dając jej do zrozumienia, Ŝe zatrudniając się w charakterze niani Eriki, kierowała http://www.gabinetginekologa.com.pl/media/ Gdy towarzystwo przybyło pod ruiny kościoła, państwo Fabianowie już ich oczekiwali. Woźnica wyładował z powo¬zów kosze i rozłożył na trawie kilka dywaników. Lady Fabian zajęta była rozpakowywaniem i Clemency natych¬miast zaczęła jej pomagać. Giles również postanowił pójść w jej ślady. - Czy mogę w czymś pomóc, panno Stoneham? - Dziękuję, panie Fabian. Może pan postawi napoje w chłodnym miejscu. - To znaczy gdzie? - Giles rozejrzał się bezradnie. Jego wizja rycerskiej pomocy nie przewidziała przeno¬szenia kilkunastu butelek piwa, napoju imbirowego i le¬moniady. - Proszę zapytać kuzyna. - Clemency wskazała Marka i Lysandra wyprzęgających konie. Doprawdy, ten człowiek jest beznadziejny, pomyślała. Dzięki Bogu, ojciec wychowy¬wał ją w sposób bardziej liberalny. Od Clemency wymagano, by umiała się ubrać, posłać łóżko, a od czasu do czasu nawet ugotować. Jej matka nadaremnie protestowała, że to nie przystoi prawdziwej damie. - Co za bzdury, Amelio - mawiał ojciec. - Nie chcę żeby nasza mała Ciem wyrosła na jedną z tych niezaradnych panienek, które na każdym kroku potrzebują pomocy. Zauważyła, że pozostałe panny - Diana, Adela i Oriana - kompletnie nic nie robią, choć nie była pewna, czy bierze się to z lenistwa, czy też ze zwykłej ignorancji. Arabella, idąc za przykładem Clemency, zaczęła rozpakowywać kosze. - Di! - krzyknęła. - Pomóż mi przy wycieraniu kie¬liszków. Szkło zostało starannie zapakowane w słomę. - Tak jest, Diano, zrób coś pożytecznego - podchwyciła lady Fabian. Oriana i Adela spojrzały po sobie. - Panno Fabian, może zwiedzimy ten osobliwy kościółek - zaproponowała Oriana. - Chyba nie wszyscy muszą zajmować się rozpakowywaniem. Adela podążyła za nią.

Ośmioletnia Lizzie westchnęła głośno w sposób typowy dla jej wieku. Niezbyt delikatnie pchnęła młodszą, rudowłosą dziewczynkę z powrotem na kanapę i wróciła na swoje miejsce przy oknie. - Siedź tam i nie bądź taką paskudą! Błękitne oczy Amy zaszkliły się łzami. Sprawdź Serce podeszło jej do gardła. Z trudem zachowała spokój. - Nie wiem, o czym pan mówi. - Nie? - Postąpił krok w jej stronę. Poczuła paniczną chęć ucieczki przed tym opętanym człowiekiem, który jak Wąż, powoli, lecz nieomylnie zmierzał do celu. - A co pani powie na zobowiązanie spłacenia na żądanie pięciuset tysięcy dolarów? Teraz już pani pamięta, droga St. Germaine? Postąpił jeszcze krok, Hope cofnęła się, serce biło jej coraz mocniej. - W 1984 roku Lily pomogła pani wydobyć się z kłopotów finansowych, tak? Hotel tonął w długach. Wyzbyła się wszystkiego, co miała, ale pożyczyła pani te pieniądze. Przywoziłem je w trzech ratach, a pani za każdym razem wydawała pisemne zobowiązanie spłaty. - Zmrużył oczy. - Dobrze wiedziałaś, że nie będzie żądać zwrotu. Wiedziałaś, że pragnęła tylko jednego: zobaczyć się z tobą. Na samą myśl o tym, jak bardzo cię kochała i co otrzymywała w zamian, robi mi się niedobrze. - Zgadza się. - Hope podniosła głowę wyzywającym gestem. - Nie żądała zwrotu długu, a zatem sprawa jest zamknięta. Zwłaszcza że Lily nie żyje. - Przykro mi, ale jest inaczej. Zobowiązania są jak akcje, obligacje i inne formy aktywów. Nie podlegają przedawnieniu. Hope oblała się potem. W skroniach pulsowała jej krew. W końcu zdobyła się na kilka pełnych nienawiści słów. - Niczego nie oddam. Zwróciłam wszystkie długi. - Niczego nie zwróciłaś. Twoja matka umarła, tęskniąc za córką i błagając ją o wybaczenie, ale nawet tego jej nie dałaś. A teraz posłuchaj: ja mam te zobowiązania. Odziedziczyłem je po niej. Hope sięgnęła ręką do gardła. - Czego ode mnie chcesz?