Rozdział 12

Mam zamiar pogadac z patrolem drogowym, mo¿e przysla kogos z psem. Marla Cahill twierdzi, ¿e nie ma torebki z dokumentami, a biorac pod uwage, z jaka siła samochód uderzył w barierke, torebka mo¿e sie znajdowac gdzies bardzo daleko. - Ci chłopcy sa dosc dokładni. Sadze, ¿e znalezliby ja, gdyby gdzies tam była. - Nie zaszkodzi sprawdzic - stwierdził, a Janet kiwneła mu dłonia na po¿egnanie i ruszyła do drzwi. Paterno siegnał po słuchawke telefonu. Nie miałby nic przeciwko temu, by najpierw samemu zajrzec do tej tajemniczej torebki. Był pewny, ¿e znalazłby tam cos ciekawego. - Przejrzałes mo¿e te pliki, które znalezlismy w komputerze Pam Delacroix? - spytała jeszcze. Kiedy dostali nakaz, wspólnie przeszukali dom na barce, ale znalezli tam tylko troche notatek i to, co było na twardym dysku komputera. - Wyglada na to, ¿e chciała napisac ksia¿ke. O adopcjach. Wykorzystujac prawdziwe przypadki. Troche faktów, troche fikcji, musze jeszcze przyjrzec sie temu dokładniej. - Paterno http://www.gabinetystomatologiczne.edu.pl liceum w Austin, której można było zaufać. - Hej! To tutaj! Shelby mocno szarpnęła kierownicą kabrioletu, aż zapiszczały opony, i zatrzymała wóz na środku podjazdu przed domem Lily. - Jezu, Shelby, chcesz nas zabić? - zapytał Todd, nachylając się do przodu. Zalatywało od niego tanim winem, papierosami i marihuaną. Potargane od wiatru włosy sterczały mu na wszystkie strony. - Nie. Wygląda na to, że pod tym względem doskonale sobie radzisz bez niczyjej pomocy. Lily zachichotała i wraz z Toddem wygramoliła się z samochodu. Na frontowym trawniku chłopak próbował ją objąć, ale ona uskoczyła i zatoczył się na żywopłot. - Na pewno nie chcesz wejść? - zapytała Lily. Jej biała suknia w świetle lampy wydawała się niebieska, a splątane włosy opadały na jeden policzek. - Nie - odparła Shelby. Nie miała zamiaru zmienić zdania. Nie dzisiejszego wieczoru. - Już ci mówiłam, że mam plany. 58

umowy, jaką dała pani Swaggertowi. W zamian dostaje pani moją wersję zdarzenia. - Pańskie zeznanie już figuruje w publicznych rejestrach, podczas gdy pan Swaggert zmienił swoje, narażając się wypadku do dziś nie zostały wyjaśnione (przyp. tłum.). 157 na zarzut krzywoprzysięstwa. Nie dam panu ani centa, dopóki nie uzyskam od pana zapewnienia, że ma pan coś do dodania, coś nowego, i nawet gdyby tak było, muszę jeszcze porozmawiać z redakcją magazynu. Sprawdź zastanawiać, co on tu robi, do cholery. Natychmiast zdał sobie sprawę, że jest całkiem nagi. - Nie, nie, nie rób tego, Ramón! - Aloise krzyczała wniebogłosy i płakała w sąsiednim pokoju, a on... o kurczę, był sam, zupełnie goły w łóżku Vianki. Widocznie zasnął po całonocnych zapasach. Sypialnia wciąż pachniała dymem, potem i seksem. Kiedy trochę oprzytomniał, zgarnął swoje ubranie, jednocześnie robiąc sobie wyrzuty. Elektroniczny budzik na stoliku pokazywał pierwszą czterdzieści pięć, z radia sączyła się łagodna hiszpańska muzyka, a w małżeńskim łożu był tylko on. Co go napadło, że został tu z Viancą? Peggy Sue na pewno się o niego zamartwia. Jak jej wytłumaczy... o cholera. Włożył ubranie, usłyszał, jak Vianca uspokaja matkę swoim jedwabistym głosem, a stara kobieta nic sobie z niej nie robi. Była wytrącona z równowagi; w chaotycznych strzępkach rozmów i modlitw ciągle przewijało się imię jej męża. Shep znalazł swoją koszulę - leżała pognieciona na biurku. Co on sobie myślał? Jego wóz stał przed domem, a on oddawał się pieprzeniu, podczas gdy Peggy Sue nawet nie mogła się wyspać i pewno była na nogach już od świtu, walcząc z porannymi mdłościami i z dzieciakami.