- Dzień dobry. Gdzie Szekspir?

przerażeniu. Obrócił się gwałtownie w ich stronę. — Jesteście pewne, że ona... nie żyje? — Kawałki... leżą porozrzucane po całym trawniku — wykrztusił Bobby. Na jego buzi widać było rozmazane łzy. — Niedługo wrócę. Nie musicie się o nic martwić. Zo- stańcie wszyscy tutaj. — Tom pokiwał ze smutkiem głową. Energicznie ruszył po schodach na dół, w stronę chod- nika, przy którym stał krążownik. Chwilę później usłysze- li, jak pojazd szybko odjechał. Tom odwiedził kilku dealerów. Firma Service Indu- stries nie mogła zaoferować mu niczego interesującego. Z nimi już zresztą skończył. Dopiero w Allied Domestie, w luksusowym, dobrze oświetlonym oknie wystawowym zobaczył dokładnie to, czego potrzebował. Właśnie zamy- kali, ale sprzedawca wpuścił go do środka, gdy ujrzał wy- raz jego twarzy. — Wezmę go — oświadczył Tom, sięgając do płaszcza po książeczkę czekową. — O który model chodzi, proszę pana? — spytał sprze- dawca. http://www.gabinetystomatologiczne.edu.pl/media/ ne, pełne radosnych oczekiwań. Pędziły coraz prędzej i prędzej w dół zbocza opadającego tarasami ku brzegom zbiornika, za nimi podążała Niania, bezskutecznie próbu- jąc dotrzymać im kroku. — Jezioro! — Kto dobiegnie ostatni, ten jest zdechła marsjańska pluskwa! Z trudem łapiąc oddech, przecięły ścieżkę i wbiegły na niedużą zieloną skarpę, o którą z chlupotem uderzały drobne fale, Bobby rzucił się na kolana, śmiał się i sapał, wypatrując czegoś w wodzie. Jean usadowiła się tuż obok niego, wygładzając starannie sukienkę. Głęboko, pod nie-

Zdaje się, że jest dosyć zaborcza. - Lady Daubner przebywa w Kent u chorej ciotki. Poza tym nie muszę mówić jej wszystkiego, prawda? Balfour zacisnął usta i uprzejmie skinął głową. Alexandra doszła do wniosku, że zachowuje się, jakby był zazdrosny. Dreszcz przebiegł jej po plecach. Lecz kiedy lord Daubner poprowadził ją na parkiet, uznała, że hrabia po prostu nie życzy sobie, żeby Sprawdź stries nie mogła zaoferować mu niczego interesującego. Z nimi już zresztą skończył. Dopiero w Allied Domestie, w luksusowym, dobrze oświetlonym oknie wystawowym zobaczył dokładnie to, czego potrzebował. Właśnie zamy- kali, ale sprzedawca wpuścił go do środka, gdy ujrzał wy- raz jego twarzy. — Wezmę go — oświadczył Tom, sięgając do płaszcza po książeczkę czekową. — O który model chodzi, proszę pana? — spytał sprze- dawca. — Ten wielki, czarny. Stoi na wystawie. Ma cztery ra- miona i taran hydrauliczny z przodu. Twarz sprzedawcy rozpromieniła się, malowała się na