- Wzruszyłaś mnie prawie do łez, kuzynko. Oczy Rose zalśniły. - Jestem pewna, że Lex wyjechała, bo byłeś dla niej podły. Interesujące. Dziewczyna chyba naprawdę nie wiedziała, co knuje jej matka. Nie miał specjalnej ochoty dyskutować o tym, kto jest winien wyjazdu Alexandry, ale doszedł do wniosku, że przydałoby mu się wsparcie kuzynki. Otrząsnął się z zadumy i stwierdził, że Rosę obserwuje go z podejrzliwą miną. - Czy mogę zamienić z tobą słowo? - spytał. Pobladła. - T - tak. Wskazał jej bawialnię. Gdy znaleźli się w środku, Starannie zamknął drzwi. - Usiądź, proszę. - Jakieś kłopoty? - bąknęła niepewnym głosem. - Myślałam, że wczoraj wszystko poszło dobrze. Pragnę ci jeszcze raz podziękować, że wydałeś przyjęcie. Lucien opadł na krzesło naprzeciwko niej. - Nie ma za co. I nie ty jesteś w kłopocie, tylko ja. Współczującym gestem dotknęła jego kolana i szybko zabrała rękę, jakby się sparzyła. - Co się stało? Rozmowa z Alexandrą była znacznie łatwiejsza, między innymi dlatego, że nie musiał zastanawiać się nad każdym słowem. http://www.gastromed.com.pl - Pamiętam, pamiętam. Santos nieufnie spróbował swojego „wegetariańskiego hamburgera”, uznał, że nie jest najgorszy, i mówił dalej: - Nie wiem, stary, ale... po prostu teraz czuję to samo. - Pobożne życzenia. - Może. Pewnie masz rację... - Otarł usta serwetką i rzucił ją na stół. - Nie, żadne „może”. Żadne pobożne życzenia. - Santos... - Posłuchaj: obydwaj wiemy, że seryjni mordercy nie od razu zaczynają z pełnym rytuałem. Zbrodnia się rozwija, facet powoli chwyta, co sprawia mu przyjemność. Obydwaj też wiemy, że seryjni przenoszą się z miejsca na miejsce. Zabija raz, potem zmienia miasto, czasami wraca, czasem robi przerwę. - Szesnaście lat? - Henry Lee Lucas mordował przez trzynaście lat. John Wayne Gacy przez dziesięć. Pełno jest takich przypadków. - Jeszcze chwila, a przestaniesz trzeźwo podchodzić do sprawy. - Tak myślisz? - Tak myślę. - To się pieprz.
- Nie wierz w ani jedno słowo Hope na mój temat - szepnął przy okazji Klarze. - Dlaczego uważasz, że rozmawiałyśmy o tobie? - Znam ją. Jest wścibska. - Masz jeszcze jakieś instrukcje? - Przestań się złościć albo zaraz cię pocałuję. - Nie strasz. Sprawdź jestem teraz. Przyjaciółka obserwowała ją przez chwilę. - Więc co zrobisz? Alexandra zamknęła oczy. Gdyby nie złożył propozycji, jakby wpadł na dobry pomysł wybrnięcia z trudnej sytuacji. Gdyby powiedział, że mu na niej zależy i pragnie pomóc jej w kłopotach, a nie, że je rozwiąże w zamian za jej zgodę. Gdyby się nie przyznał, że nie wierzy w miłość ani w świętość małżeństwa... - Muszę odejść, to oczywiste - odparła niepewnym głosem. - Sporo zaoszczędziłam. Wyjadę do Yorkshire albo jeszcze dalej od głupich londyńskich plotek. - Zażądał, żebyś odeszła? Przystanęła w pół kroku. - Nie, ale jak mogłabym zostać... - Słuchaj, Lex. Powiedział rzecz, która ci się nie spodobała, więc go zbeształaś. To on