istniało realne zagrożenie, że powstanie tu korek. Funkcjonariusze w mundurach pilnowali

Wyczuwał coś więcej pod jej namiętnością, coś ważnego, istotnego, coś bardzo odległego. Oddalała się od niego. Tracił ją. Jakimś cudem, chociaż się kochali, odchodzi od niego. Jej zapach wypełniał jego nozdrza. Wędrował językiem po jej szyi coraz niżej, miał na ustach smak jej potu, czuł zapach jej perfum. Całował ją całą, czuł, jak reaguje, widział jej drżenie. Płonął, tak bardzo płonął. Powtarzał sobie, że zrobi to powoli, żeby sprawić jej przyjemność, ale była równie rozpalona jak on, nagląco zaciskała dłonie na jego barkach. Musnął kciukiem jej żebra, pocałował czubki piersi i napawał się jej widokiem. W końcu uniosła powieki; czarne źrenice zasłaniały niemal całe złote tęczówki. Pieścił oddechem jej brzuch, przesunął wzrok niżej, by zobaczyć skrawek czerwonej koronki – majteczki, które tak niewiele skrywały. Spięła się nagle. – Bywasz straszą świnią powiedziała. Coś było nie tak z jej głosem, mimo że w końcu się odezwała. Poczuł ledwie wyczuwalny zapach gardenii. – To dla ciebie – powiedział, pochylony nad czerwonymi majteczkami, kuszącymi, prowokującymi. Wierciła się pod nim, gdy ściągał je zębami. http://www.gim2sl.edu.pl Dziennikarka, młoda kobieta o ciemnych włosach, wielkich oczach i przejętej minie, pyta: – Czy uważa pan, że za ostatnią zbrodnię ponosi winę ten sam człowiek, który zamordował jego siostry? – Tak. – Mówi energicznie rozjuszony brat. Gniewnie wymachuje rękami. Idealnie przystrzyżona bródka porasta jego podbródek, ciemnoblond włosy są przycięte w najmodniejszą fryzurę. Ale oczywiście nie chce na nikim zrobić wrażenia wyglądem. Nie, jest przejęty i wzburzony i nie ukrywa tego. – Uważam, że gdyby policja właściwie poprowadziła sprawę moich sióstr, nie doszłoby do kolejnej zbrodni. Zbliżenie na ofiary, śliczne buzie, tak pełne życia. – Bla, blaf bla. – Wypijam kolejny chodny łyk i szukam innej stacji. Oczywiście śmierć bliźniaczek to dobry temat, ale już stary, zwłaszcza siostry Caldwell. Nie żyją od ponad dziesięciu lat... prehistoria. A ten dupek na ekranie mnie denerwuje. Co za bezczelność –

Montoya przypisywał to bezczynności, brakowi pracy, myślał, że to niesprawność tak go deprymuje. Teraz nie był już taki pewien. Może bliski kontakt ze śmiercią owocuje nowym, mrocznym spojrzeniem na świat. Bentz nie wrócił z zaświatów pełen radości życia, przekonany, że trzeba się cieszyć każdym dniem. O nie. Żadne tam bzdury o świetle. Żadne religijne bajki. Obudził się kierowany pragnieniem, by odnaleźć byłą żonę, sukę nad sukami. Sprawdź cel – ławeczkę. Przejdzie całe patio na własnych nogach. Jakby nigdy nie został ranny. Jakby nie otarł się o śmierć. Jakby nie musiał brać pod uwagę wcześniejszej emerytury. Kolejny krok, pewniejszy, swobodniejszy. I wtedy to poczuł. Lodowatą pewność, że ktoś go obserwuje. Ze ściśniętym sercem zerknął za siebie. Suche liście zaszeleściły, choć nie powiał nawet najlżejszy wiaterek. Kruk odleciał, karcące okrzyki ucichły. Błysk światła wśród drzew. Coś się poruszyło w zaroślach po drugiej stronie werandy. Jakiś cień przemknął wśród krzewów. O Boże drogi.