Nie odebrała. Nie chciała poddać się jego manipulacji. Dźwięk dzwonka

- Co z ręką agentki Rodman? - zapytała. - Nie wiem. Montgomery wyznał, że spryskał słuchawkę jakiś żrącym środkiem chemicznym. Poparzył jej palce i część dłoni. Nie wiem, czy to się zagoi. - Prawa ręka. Mogą być trwałe uszkodzenia albo szramy. 226 - Jest pod opieką najlepszych lekarzy. Na pewno wyzdrowieje. - Ale przecież nie wiesz... - Kimberly! - powiedział ostro. - Albert chciał ją zabić. Ty to wiesz, ja to wiem i ona to wie. Tymczasem ona zapanowała nad sobą i unieszkodliwiła napastnika. Czyli odniosła zwycięstwo. Jest to przykład wartości ciężkiej pracy i odpowiedniego przygotowania. Pamiętaj o tym. - Nie chcę, żebyś wyjechał - szepnęła. Quincy zamknął oczy. Poirytowanie znikło. Teraz po prostu czuł się podle. - Wiem - powiedział łagodnie. - Rzecz w tym... Albert został aresztowany. Wcześniej chciał zabić Glendę. Ale coś mi tu jednak nie gra, coś jest nie tak. Jeśli Albert wygląda tak, jak mówisz, to u mamy nie miał najmniejszych szans. Poza tym co z jego inteligencją? Jeśli jest taki bystry, przede wszystkim nie miałby żadnych kłopotów w biurze. Nie sądzisz? http://www.gimnazjumlubasz.edu.pl/media/ Society Hill, Pensylwania Nocna jazda do Filadelfii zajęła Rainie tylko trochę ponad dwie godziny. Nie zważała na ograniczenia prędkości, zasady ruchu i zwyczajną uprzejmość. Na miejsce przyjechała w wojowniczym nastroju. Nietrudno było znaleźć elegancki dom Elizabeth Quincy. Rainie po prostu wjechała na wzgórze Society Hill i kierowała się jaskrawymi rozbłyskami kogutów na radiowozach. Na chodniku stała źle zaparkowana biała furgonetka lekarza. Trzy stojące obok siebie radiowozy należały do tutejszej policji. Starszy nieoznakowany sedan mógł być wozem dwóch przedstawicieli wydziału zabójstw. Oni też zaparkowali na chodniku, zostawiając dla innych samochodów dość miejsca na wąskiej uliczce. Trzy większe ciemne sedany stały skupione nieopodal wozów policyjnych. To musieli być federalni. Za dużo wodzów, za mało Indian - pomyślała Rainie, zastanawiając

Tego popołudnia dowiedział się o Lorraine Conner rzeczy, które go zaskoczyły. Zaczynał rozumieć, że jej przeszłość kryje zapewne znacznie więcej, niż wydawałoby się na pierwszy rzut oka. Może nic, a może jednak coś. Wątpił, czy już teraz Rainie wyjawi mu wszystko i zastanawiał się, czym grozi poznanie całej prawdy, gdy będzie za późno dla nich obojga. Powinien uważać. Był bystrym, logicznie myślącym człowiekiem, który lepiej od innych znał ciemne strony ludzkiej natury. Ale tym razem ostrzeżenia rozsądku nie skutkowały. Była Sprawdź dorosłych. Wniósł przeciw ich synowi pięć oskarżeń o morderstwo: jedno za pierwszą ofiarę i po dwa za dwie następne, zgodnie z paragrafem o zbrodni masowej. Uznany za winnego przez sąd dla dorosłych, Danny mógł dostać pięć wyroków po trzydzieści lat więzienia każdy. Wczoraj wieczorem przejęła nad nim pieczę policja okręgowa. Mógł już nigdy nie wrócić do domu. Sandy nie opuszczało uczucie, że jej syn nie żyje. – Szczęśliwie mamy się czego uchwycić – tłumaczył Avery Johnson. – Danny ma dopiero trzynaście lat. Przemawia za nim statystyka. – Statystyka? – powtórzyła słabo Sandy. Dziubała widelcem kawałek świeżo upieczonej szarlotki, którą dziesięć minut temu matka podała jej wraz z gigantyczną porcją lodów waniliowych. Sandy patrzyła, jak lody rozlewają się na talerzu lepkimi strumyczkami i budowała tamy z kawałków pieczonych