Kiedy rozległo się pukanie, Tammy miała ochotę roz¬szarpać księcia i całą jego rodzinę. Gotując się ze złości, szybko podeszła do drzwi, otworzyła je gwałtownym ru¬chem i... na widok stojącego za nimi mężczyzny na moment zapomniała o wszystkim.

- Interes Henry'ego wymaga, żeby chłopiec został ze mną. On nie potrzebuje tronu, tylko kontaktu z drugim człowiekiem. - Zapewnię mu wszystko, co najlepsze. Żachnęła się. - Nie możesz komuś zapłacić, żeby go kochał! Nie dys¬ponuję takimi środkami jak ty, ale... - Ale możesz - wszedł jej w słowo i zgodnie ze swoim planem podał jej czek. Tammy odruchowo rzuciła okiem i zamarła. De tam było tych zer? Chyba musiało jej się dwoić w oczach, a może i troić. Nie sądziła, że takie bogactwo w ogóle może istnieć. - Jak sarna widzisz, potrafię o was zadbać. Stworzę Henry'emu najlepsze warunki do rozwoju, dam opiekę i wy¬kształcenie, zapewnię mu pomoc najznakomitszych psycho¬logów. A ty nie będziesz musiała już do końca życia pra¬cować, będziesz mogła cały czas mieszkać w takich hote¬lach jak ten. Wszyscy będą zadowoleni. Wciąż z niedowierzaniem wpatrywała się w czek. Przy¬pomniała sobie treść listu. Tam też była mowa o pienią¬dzach. Henry nie był owocem miłości, lecz żądzy bogactwa, prestiżu i władzy. Straszne... Podniosła wzrok i dopiero wtedy spostrzegła pełen sa¬tysfakcji uśmiech na twarzy Marka. On sądził, że ją kupił! Wszystko się w niej zagotowało. Wyjęła mu czek z ręki, podarła go na tysiące kawałeczków, rzuciła je na dywan i gniewnie przydeptała bosą stopą. Mark był tak pewny swego, że sens jej zachowania w ogóle do niego nie dotarł. Nadal przyglądał się jej z peł¬nym wyższości uśmiechem. Furia Tammy sięgnęła zenitu. Miał jeszcze czelność się uśmiechać! Wymierzyła mu siarczysty policzek. Nigdy w życiu nie podniosła na nikogo ręki, a tego dnia w ciągu zaledwie trzech godzin rzuciła w tego człowieka mlekiem w proszku i uderzyła go w twarz. - Wyjdź stąd - zażądała, niemal dławiąc się ze złości. Otworzyła drzwi na oścież. - Nie chcę cię nigdy więcej widzieć. Do diabła z tobą, twoją rodziną i waszymi prze¬klętymi pieniędzmi! Zabiliście ją, zabiliście moją siostrę. Wy dranie! - Jej dłoń znów sama poleciała do góry, ale tym razem Mark zdołał złapać Tammy za nadgarstek i wy¬kręcić jej rękę do tyłu. Korytarzem przechodziła akurat jakaś para w średnim wieku. Nieznajomi przystanęli, zaniepokojeni. - Niech pan puści tę panią! - zainterweniował mężczyzna. Mark zaklął, wepchnął Tammy z powrotem do pokoju i zatrzasnął drzwi. Chwycił również jej drugą dłoń i obie unieruchomił za jej plecami. - Co ty za brednie wygadujesz? Moja rodzina zabiła Larę? - Tak! Czytałam list, który napisała do mnie przed czte¬rema miesiącami - rzuciła mu prosto w twarz oskarżycielskim tonem. Mark trzymał ją jak w kleszczach, mocno przy¬ http://www.granulaty-tworzyw.info.pl dlaczego Pilot stał się przyjacielem Małego Księcia. Sprawił to entuzjazm Pilota, który pozbawiony wszystkiego i zdany tylko na siebie, znowu wzbił się w przestworza będąc jednocześnie dorosłym i dzieckiem. Będąc dorosłym dzieckiem. Róża wiedziała, że dręczące Małego Księcia pytanie "Dlaczego dorośli są tacy dziwni" złagodziła satysfakcja, iż: "Dobrze, że nie wszyscy dorośli są dziwni..." Róża postanowiła pocieszyć Małego Księcia i na moment zagłębiła się w siebie. Po chwili powiedziała do Małego Księcia: - Mam dla ciebie miłą wiadomość. Twój znajomy Pilot wciąż myśli o tobie i właśnie wypatruje na niebie naszej planety... Twarz Małego Księcia rozjaśniło ożywienie w oczach i uśmiech: - I pewnie wciąż się martwi, czy baranek nie zjadł ciebie... "Nie chcę już pić. Potrzebuję przyjaciela. Przyjedź." - choć pod tymi słowami był bardzo nieczytelny podpis, Mały Książę nie miał wątpliwości, że list, doręczony mu przez wędrowne ptaki, był napisany przez Pijaka. Ponieważ Mały Książę dotąd nie otrzymywał ani nie wysyłał listów, ten otrzymany od Pijaka wywołał duże wrażenie na

- O jakim lustrze? - On kiedyś miał lustro, zwykłe lustro, w które patrzył podczas golenia i czesania. Ale kiedy zaczął pić, stłukł je... Po chwili Róża dodała jeszcze: - Czasem niektórzy dorośli zachowują się dziwniej niż małe dzieci i tłuką lustra, które ukazują ich brzydotę... - Tak, dorośli bywają bardzo dziwni - westchnął Mały Książę. Pijak i Mały Książę, bez zbędnej wylewności, pożegnali się ciepło i serdecznie. Czuli się przyjaciółmi. Na pytanie Sprawdź się wobec mnie jak pani domu wobec uciążliwego gościa, każdym słowem dając mi odczuć moją niższość. Czy każda twoja snobistyczna przyjaciółka będzie mną pomiatać i wbi¬jać mi szpile? - Ona wcale tobą... - Daruj sobie. Nie zapominaj, że jestem córką Isobelle. Rozpoznaję takie osoby na kilometr. Co gorsza, twoje po¬stępowanie zaszkodzi Henry'emu. Prowadzisz się niemoral¬nie, dasz mu zły przykład. - Nie wierzę własnym uszom! - Przykro mi, ale ktoś musiał ci to wreszcie powiedzieć. Sam widzisz, że nie możemy mieszkać pod jednym dachem. Albo znajdziesz nam inny dom, albo wracam do Australii. - Nie, to ja wracam do siebie, a ty zostajesz tutaj. Zapadła głucha cisza, przerywana jedynie skrzypieniem koła taczki, którą nieopodal pchał pomocnik ogrodnika. - Wyjeżdżasz? - spytała w końcu Tammy. - Tak, gdy tylko załatwię wszystko, co jest tu do zała¬twienia. - I zostawisz mnie samą? - Nie, przecież masz kilkanaście osób służby. Tammy ze zgrozą rozejrzała się dookoła. - Zamierzasz dać nogę i zostawić mnie z tym całym kramem?