Zbliżając się do Bad Luck, zwolniła do wymaganej prędkości i spodziewała się, że jadący za nią samochód ją

Twardziela, który wstał i pokustykał za nim na swoich trzech łapach do saloniku, gdzie unosił sie jeszcze zapach drewna, a na palenisku kamiennego kominka le¿ał wystygły popiół z poprzedniego dnia. Na mysl o tym, ¿e nigdy nie udało mu sie spełnic pokładanych w nim nadziei, Nick gniewnie zmarszczył brwi. Ojciec oczekiwał, ¿e Nick wyjdzie z cienia swojego starszego brata, ¿e go przewy¿szy. Ale Samuela Cahilla czekało gorzkie rozczarowanie. Zasłu¿ył sobie na to, dran. Jesli chodziło o Nicka, jego stary mógł gnic w grobie, nic go to nie obchodziło. 34 Zadzwonił telefon i Nick zaklał po nosem. Przez chwile zastanawiał sie, czy odebrac. W koncu jednak rzucił worek na podłoge, podszedł szybko do telefonu i podniósł słuchawke. - Słucham - warknał. - Nick? - zapytał lekko podekscytowany, przyciszony damski głos. - Nicholas Cahill? - Kto mówi? - Cherise. Jego kuzynka. Nogi sie pod nim ugieły. Niezale¿nie od http://www.grzejnikidekoracyjne.biz.pl/media/ - Naprawdę. Muszę wrócić na ranczo. Nic nie odpowiedział, tylko pomógł znaleźć jej stare buty. Kiedy je wkładała, rzucił jej bluzkę i stanik. - Nie podoba mi się to. - Nic mi nie będzie - zapewniła, chociaż była już całkiem przemoczona. Chwycił swoje dżinsy i wstał. Ujął jej rękę w łokciu. - Lepiej będzie, jeżeli pójdę z tobą. - Nie bądź niemądry - sprzeczała się, ale cieszyła ją myśl, że chciał z nią być, odprowadzić ją bezpiecznie do domu. Ten kowboj miał serce dżentelmena. - Przyjechałam tu sama i dam radę wrócić do domu. Nie przekonała go. - Byłoby lepiej... - ...gdyby nikt się nie dowiedział, że byliśmy razem - dokończyła za niego, nic sobie nie robiąc z jego zatroskanego tonu. Zapięła stanik, a potem, czując dreszcze, włożyła bawełnianą bluzkę z krótkimi rękawami. - Okej?

- To nieprawda, kochanie. Ja tylko... nie aprobuje tego, co robi. - Jasne, tato. Ale co cie obchodzi, co on robi, jesli nie wchodzi ci w droge? Dobre pytanie, pomyslała Marla, czujac, ¿e znowu odpływa. Miała ochote znowu zapasc w głeboki, spokojny sen, Sprawdź 133 plastikowy kubełek ze środkami czyszczącymi. - Lydio, czy stało się coś złego? - zapytała Shelby, nalewając sobie kawy. - Co? Och, nińa. Nie. - Lydia odchrząknęła i zniknęła w sklepionym przejściu. Shelby poszła za nią. - Płakałaś. Posłuchaj, nie chcę się wtrącać, ale nie jestem ślepa ani głucha. Coś cię gnębi, Lydio. Coś poważnego. Gosposia uśmiechnęła się słabo i postawiła kubełek na podłodze. Kwiatowa kompozycja z zeszłego tygodnia zaczęła usychać na stole, ale rzadko używany kryształowy wazon ładnie lśnił za szklanymi drzwiczkami bufetu. - Po prostu smutno mi z powodu Aloise. Ona jest... przyjaciółką i krewną. To było coś nowego. - Jesteś spokrewniona z Estevanami? - Si. No, nie z rodziną Ramóna. - Lydia wykrzywiła usta, jakby zjadła coś kwaśnego. - Ten to... był tirano. - Szybko zrobiła znak krzyża na wydatnym biuście. - Tyranem?