mogłaby... Jak to było: „Sfingować własną śmierć”? Podłożyć kogoś? Zabić jakąś kobietę? Nie... To szaleństwo, Rick. – Shanie zrobiło się niedobrze. To bardzo dziwne. – Przecież chyba ty zidentyfikowałeś zwłoki? Skinął głową i ledwo zauważalnie zacisnął usta. – Więc co? Pomyliłeś się? – Nie wiem – przyznał, a Shana głośno wypuściła powietrze z ust. – Nie mówiła o tym? Nie pojawiła się później? – Nie! Na miłość boską! – Czy on oszalał? Jezu Chryste! – Co ty łykasz, Bentz? Jennifer nie żyje i oboje o tym wiemy. – Skoro tak mówisz... Shana opadła na oparcie fotela i przyglądała się mężowi Jennifer. Nie słyszała, by miewał omamy, w każdym razie dopóki nie zaczęły się jego problemy. Kiedyś był najjaśniejszą gwiazdą na firmamencie miejscowej policji, ale potem jego gwiazda zgasła. Dzisiaj jednak odwiedził ją stary Bentz, przystojny i twardy. Pewnie trochę zużyty, lata nie mijają bez śladu, ale nadal bystry i zdeterminowany. Pełen pasji. Taki, w jakim zakochała się Jennifer. – Skąd pomysł, że ona żyje? – zapytała. Co za dziwaczna rozmowa. Wyjął z koperty zdjęcia. Rozłożył na stoliku. Serce Shany na chwilę przestało bić. Kobieta na fotografiach to Jennifer albo jej siostra bliźniaczka. – Skąd je masz? Chcesz powiedzieć, że... zrobiono je niedawno? – wydukała zaskoczona. http://www.grzejnikidekoracyjne.edu.pl – Jestem na posterunku policji w Torrance. – Torrance? – Tak. Uznałem, że powinnaś wiedzieć. Dowiedzieć się o tym ode mnie. O Jezu, Liwie, co za bałagan. – Westchnął i wyczuła jego znużenie. – Zadzwoniła do mnie Lorraine, siostra przyrodnia Jennifer, z informacją, że widziała ją przed swoim domem. Przyjechałem tu i znalazłem zwłoki Lorraine. Morderstwo. – Boże drogi – szepnęła O1ivia. Jedną ręką przyciskała słuchawkę do ucha, drugą tuliła kołdrę do piersi. To niemożliwe. Nie! – Jennifer? – zapytała, choć w głębi serca znała już odpowiedź. Za tym wszystkim stoi Jennifer Bentz, nieważne, prawdziwa czy wyimaginowana, jawa czy sen. – Kto wie? Opowiedział jej wydarzenia tego wieczoru, a O1ivia, przerażona, słuchała uważnie, choć miała wrażenie, że na jej piersi zaciska się żelazna obręcz. Nie miała już wizji, nie widziała
– Teraz? – Tak. – Znowu łyk kawy. – Więc chodzi o to, że jesteś ciekawy. – Tylko cię kryję. – Jasne. – Bentz spojrzał na stempel pocztowy. Był zatarty, w mdłym barowym świetle niewiele widział, ale w kieszeni, przy breloczku, miał latarkę; poświecił nią na kopertę i Sprawdź Ryzykuję, jeśli chodzi o czas, ale nie mogę się doczekać, by zobaczyć, jak sobie radzi nasza mała Liwie. Mam przy sobie paralizator na wypadek, gdyby stała się agresywna. Ale oczywiście nie ma na to szans. Cudownie. Zachwyca mnie władza, jaką mam nad żoną Bentza. Z torbą treningową na ramieniu wchodzę na łódź. sprawdzam, czy nie mam jakiegoś towarzystwa, a potem schodzę pod pokład. Metalowe schodki potęgują odgłos moich kroków. Oczywiście czeka na mnie, siedzi na podłodze. Sądząc po jej podkrążonych oczach, spała jeszcze gorzej niż ja. Ciemne smugi pod oczami, splątane włosy, zaczerwieniona, podrażniona skóra wokół ust – pamiątka po zerwanej taśmie. Jej ubranie jest pogniecione, brudne. Mówiąc krótko – wygląda okropnie. Ciepło mi się robi na tę myśl. Szkoda, że szanowny małżonek nie może jej teraz zobaczyć. Ale nie wrzeszczy. Nie szlocha i nie błaga o wolność, więc jestem trochę