prawdopodobieństwo, że Danny popełnił tę zbrodnię. Zatrzymano go, gdy celował do ojca.

słowa. - Hej, Kimberly - zawołał cicho. - Pieprzyć balet! Nadal patrzyła ponuro, ale w końcu lekko się uśmiechnęła. W parę minut później Rainie i Quincy zjechali windą, żeby złapać taksówkę na lotnisko. Kimberly dyplomatycznie zgodziła się zostać w swoim pokoju, rozumiejąc, że być może zechcą spędzić parę chwil sam na sam. Quincy uważał, że powinien powiedzieć Rainie coś głębokiego. Ale przychodziły mu na myśl tylko mocno przesłodzone pieszczotliwe określenia. W holu Rainie zerknęła na zegarek. - Dwie godziny - powiedziała. - Nie jedna. - I tak jadę do domu. - Koniec przerwy - przyznała. - Rainie... - Nie pozwolę, żeby cokolwiek jej się przytrafiło - wtrąciła po cichu. - Masz na to moje słowo. Skinął. Uświadomił sobie, że również Rainie podejrzewa, że Montgomery nie nadaje się na samotnego zabójcę. Powiedz coś. Zrób coś. Ucz się na błędach! - Uważaj na siebie - mruknął na koniec. - Ja się nie pcham w paszczę lwa. - Rainie wskazała głową taksówkę, http://www.hab-corp.pl/media/ W salonie, gdzie spał na sofie Shep, rozlegało się chrapanie. Z szafy w korytarzu, gdzie spała Becky, dochodziły jakieś szmery. A w pokoju Danny’ego panowała cisza. Szósta rano. Sandy wpatrywała się w sufit. Zastanawiała się, jaki popełniła błąd. Jak odnaleźć sens w tym wszystkim. Była przecież matką i powinna znać drogę. Zadzwonił telefon. Podniosła słuchawkę, zanim przebrzmiał do końca pierwszy przenikliwy sygnał. – Halo, Danny – krzyknęła. Nie odpowiedział. Słyszała znajome już teraz, dźwięki w tle. Pobrzękiwanie metalu, odległy szum głosów. Sandy rozejrzała się trochę po poprawczaku w Cabot podczas pierwszej próby odwiedzin u Danny’ego. Schludny, nowoczesny, naprawdę nie taki zły w porównaniu do innych zakładów wychowawczych. Ale w wyobraźni matki był posępnym więzieniem. – Jak sobie radzisz, Danny? zapytała, starając się zachować beztroski ton. Przesunęła się trochę, żeby wygodniej się ułożyć. Miała go na linii. Chciała tę chwilę zatrzymać, bo

ekskluzywny klub. Inni do niego należeli, ona nie mogła. Ona była outsiderem, gościem, dla którego zabrakło miejsca przy stole. Żałowała, że Quincy śpi. Teraz mogłaby z nim porozmawiać. Może nawet oparłaby głowę na jego ramieniu, a on zapewniłby ją, że wszystko się jakoś ułoży. Powiedziałby jej, żeby nie traciła wiary. Chciałaby, żeby to było takie proste. Sprawdź skopiować, przygotowując wiadomość na Filadelfię. W tym wypadku papier listowy. Albert omal się nie uśmiechnął. Znowu popatrzył na zegar. - Kiedy pewnego wieczoru zadzwoniłeś, akurat byłem u Mandy - wyznał Albert. - Wysłuchałem wymuszonej rozmowy. Quince, nigdy nie rozumiałeś swojej córki. Powinieneś się wstydzić. - Najpierw wyciągnął z niej wszystkie informacje - powiedział Quincy spokojnie - a potem ją zabił. - Ja wpadłem na ten pomysł. Spiłem ją i posadziłem za kierownicą. To było trochę ryzykowne. Mogła nie umrzeć od razu. Mogła odzyskać przytomność. Ale ostatecznie kogo to obchodziło! Była zalana w trupa, więc i tak nie pamiętałaby, co się stało. Poza tym zawsze moglibyśmy zaaranżować jakiś mały wypadek w szpitalu.