an43 24 oderwać Coltona od Chihuahua i od podziurawionego dodgea Pancho Villi i ruszą wreszcie w dalszą drogę, to będzie nalegać na noclegi w miejscach o nieco wyższym standardzie. Podciągnęła szorty, opłukała ręce i wytarła je o spodenki, bo oczywiście zapomniała wziąć ręcznik z pokoju. Potem odwiązała sznurowadło z gwoździa. Drzwi otworzyły się z piskiem i dziewczyna zadrżała, widząc, że korytarz pogrążony jest w ciemności. Zawahała się. Kiedy wchodziła do łazienki, było jasno. Musiała się przepalić żarówka. Ciarki przeszły jej po plecach. Tak bardzo bała się ciemności. A poza tym jak miała wrócić do pokoju, jeśli nie było absolutnie nic widać? Gdzieś z lewej skrzypnęła podłoga. Paige podskoczyła ze strachu, chciała krzyknąć, ale głos uwiązł jej w gardle i wydobyła z siebie jedynie cichy, przerażony pisk. Szorstka dłoń zasłoniła jej usta; dziewczyna zdążyła jeszcze poczuć ostry nieprzyjemny, męski zapach. Potem coś ciężkiego http://www.ith.com.pl Milla wiedziała i czuła, że Diaz wciąż ją obserwuje. Wiedziała też, że on nigdy się nie poddaje, nigdy nie traci z oczu obranego celu. Cel ów pozostawał zagadką dla Milli, ale miała dziwną pewność, że sam Diaz doskonale wie, czego chce. To właśnie jej pragnął. Rozumiała to, ale nie mogła sobie wyobrazić, że znów będą razem. Przepaść, która powstała między nimi, była nie do przeskoczenia. Diaz zdradził ją w najgorszy i najboleśniejszy z możliwych sposobów, a zdolność przebaczania nie była najmocniejszą stroną Milli. Już dawno uznała, że żywienie urazy wcale nie jest takie straszne. Mogła to robić bardzo długo. Diaz nie troszczył się o nią z czystej dobroci serca. Opiekował się nią tak, jak wilk opiekuje się swoją ranną waderą. Odczuła to roszczenie, żądanie siebie, już za pierwszym razem, gdy się kochali.
324 -22- Diaz wszedł do zadymionej knajpy i szybko znalazł sobie miejsce pod ścianą, w cieniu, skąd mógł obserwować wchodzących i wychodzących gości. W pomieszczeniu dudniła głośna muzyka, na metalowych stołach roiło się od pustych butelek, a za kibel służyła Sprawdź głosu rozsądku w biurze, kiedy emocje brały górę i sytuacja wymykała się spod kontroli, co zresztą zdarzało się regularnie. Ich praca była tak wyczerpująca psychicznie, tak męcząca, a często również niewdzięczna, że drobne utarczki i kłótnie stały się normą, nie wyjątkiem. - Co cię tu dziś sprowadza? - spytała Milla. - Papiery, cóżby innego. A ciebie? - Papiery - westchnęła Milla. - No i muszę sprawdzić pewien numer telefonu w komputerze. - Jaki numer? - Ten, z którego dzwoniono na moją komórkę w piątek po południu z informacją o Diazie. Numer z El Paso, więc tym bardziej jestem ciekawa.