- Naprawdę. - Alice uśmiechnęła się ironicznie.

przytulnym wyglądzie. Jedną ze ścian zajmowała dębowa szafa, na której półkach poustawiane były przeróżne figurki, na środku zaś stała brązowa kanapa okryta kremową narzutą, a przed nią stolik z białym obrusem. – Siadaj, kochaniutki, już ci niosę ciasto. Może wreszcie przytyjesz troszeczkę – kobieta zamruczała pod nosem, wychodząc do kuchni. Już po chwili wróciła z dużym talerzem pełnym ciasta, a w drugiej ręce trzymała mniejszy talerzyk wraz z łyżeczką. Postawiła to przed blondynem, uśmiechając się ciepło. - Dziękuję bardzo – odparł chłopak. – Pysznie pachnie – mimo apetycznego zapachu i wyglądu, nie chciał jednak tego jeść. Bardzo dbał o zachowanie swojej szczupłej sylwetki, nie chciał tego zniszczyć, ale z drugiej strony głupio było mu odmówić. Wybrał więc najmniejszy kawałek ciasta, a w międzyczasie mama Karola przysiadła na fotelu naprzeciwko. - I jak tam ci idzie w pracy? – zagadała kobieta. Blondyn uśmiechnął się, potakując. - Bardzo dobrze. Marta jest miła i klienci z reguły też. Znalazłem chyba pracę, którą wykonuję z przyjemnością – wyznał, wkładając do buzi bardzo małą porcję ciasta i wolno ją przeżuwając. Gdzieś wyczytał, że dzięki temu szybciej się trawi. - Och, to bardzo dobrze! Mama jest z ciebie pewnie dumna! - Chciałbym się przeprowadzić, zacząć żyć na własny rachunek – wzruszył http://www.korekcja-wzroku.net.pl/media/ duszno... Wpatrując się w mrok, uniosła pistolet ku górze i stanęła w przejściu, mierząc prosto w serce mrocznej sylwetki. - Ani kroku dalej, bo strzelam! - Tylko nie to! - Wysoka, barczysta postać uniosła ręce. - Nie mam przy sobie broni! Gdzieś już słyszała ten głos. - Kim pan jest?! - zapytała, sięgając po świecę ze ściennego kandelabra. Oniemiała na widok intruza. On zresztą także. - Ach, poznaję panią! - wykrzyknął przestraszony Rushford, łapiąc się za pachwinę, w którą kiedyś wymierzyła mu cios. - Proszę nie strzelać. - Miło mi pana znów widzieć, milordzie - powiedziała z sarkazmem. - A więc to ty! Ta dzierlatka spod drzwi Draxingera! Choć wyglądasz dużo lepiej niż wtedy...

- Wspaniała, prawda? - Zachwycony chłopczyk obracał jo - jo w dłoni. - Wujek miał tyle lat co ja, kiedy je dostał. Teraz bardzo się na mnie złości, bo zakradam się do jego pokoju, żebyś się pobawić. Ale inaczej nigdy się nie nauczę. - Słuszna uwaga. - Rozbawiona, z trudem opanowała chęć pogłaskania główki rezolutnego księcia. - Zdaje się, że wuj Waszej Wysokości nieczęsto bawi się swoją zabawką? - Wcale się nie bawi! Trzyma ją na półce. I tak naprawdę, to pozwala mi na nią popatrzeć - przyznał z dziecięcą szczerością. - Złości się, jak zaczynam się bawić, bo wtedy plącze się sznurek. - Cóż, ta zabawa wymaga wprawy. - Właśnie! Dlatego muszę to wujkowi podkradać! - Rzeczywiście. Mogę zobaczyć? Sprawdź mnie wyszła. Zbiło ją to całkowicie z tropu. - Przepraszam... Alec się cofnął i odchrząknął. Becky wyrwał się okrzyk zdumienia, gdy przykląkł przed nią na jedno kolano. Patrzyła z niedowierzaniem, jak ściąga z palca złoty pierścień z onyksem, na którym widniał jego rodowy herb. - Panno Ward... - Nerwowo zwilżył językiem wargi. - Czy zechce pani zostać moją żoną? Odebrało jej mowę. O tak, kiedyś mógł się uganiać za kobietami, ale teraz zdecydował się na stały związek. Dla niej. - Moglibyśmy się pobrać po twoich dwudziestych pierwszych urodzinach, w Buckley on the Heath, jeśli zechcesz. To jedyna zaleta bycia młodszym synem, można się żenić bez nieznośnej książęcej pompy. I nie myśl, że przyjdzie nam przymierać głodem - dodał