Byli kochankami od dwóch miesięcy. To ona zrobiła pierwszy krok. Tak bardzo go pragnęła, że nie potrafiła już dłużej czekać. Zdawało się jej, że czeka na Santosa od niepamiętnych czasów, że kocha go od zawsze. Mówiła sobie, że nie wolno go naciskać ani przynaglać. Że Santos z czasem zrozumie, jak dobrze jest im razem i jak bardzo do siebie pasują. I zrozumiałby, gdyby wcześniej Gloria nie skradła jego serca. Powróciła myślami do sceny, która rozegrała się dwie godziny wcześniej. Usiłowała przypomnieć sobie każde wypowiedziane słowo, każdą zmianę w wyrazie jego twarzy. W środku nocy zadzwonił telefon. Nie słyszała dzwonka i dopiero po jakimś czasie zdała sobie sprawę, że jest w łóżku sama. Kiedy otworzyła oczy, Santos pospiesznie wciągał dżinsy. Miał napięte rysy, był wyraźnie zły. Ogarnęły ją niedobre przeczucia. - Co się stało? - spytała. Spojrzał na nią i szybko odwrócił wzrok. - Muszę jechać. - Przysiadł na brzegu łóżka i zaczął wzuwać buty. - Znaleźli kolejną ofiarę. Usiadła, odgarniając włosy z oczu. - Śnieżynka? - Tak. - Jezu - szepnęła, głaszcząc go po udzie. Santos otworzył usta, jakby chciał powiedzieć coś jeszcze, ale rozmyślił się, wstał i założył kaburę. - Zrobię ci kawę - zaproponowała. - Nie mam czasu. - Pochylił się i pocałował ją szybko. - Postaraj się zasnąć. - Wrócisz? - zapytała, moszcząc się na powrót w łóżku. Pokręcił głową. - Wpadnę później do restauracji. - Gdzie... gdzie tym razem zostawił ciało? Zawahał się przez moment, jakby nie miał ochoty odpowiedzieć. Liz dojrzała znajomy błysk w jego oczach i zrozumiała wówczas, że nadal myśli o Glorii. Na wspomnienie tamtej sceny wyskoczyła z łóżka. Musi się czymś zająć, inaczej zwariuje. Co prawda zwykle to Darryl, jej barman, otwierał rano restaurację, ale postanowiła, nie czekając na niego, pojechać do Dzielnicy. Posprzątać, ułożyć nowe menu, zrobić cokolwiek, byle tylko nie dręczyć się głupimi myślami. Santos zajrzy do niej później. Wystarczy, żeby spojrzała mu w oczy, i zapomni o swoich strachach. Wszystko będzie dobrze. Na pewno. http://www.lagodnarehabilitacja.info.pl kołnierzyk niebieskiej przedpołudniowej sukni uwierał ją w szyję, lecz dobrze wiedziała, jakie cuda może zdziałać konserwatywny wygląd i sposób bycia. W ciągu ostatnich pięciu lat odbyła wiele rozmów w sprawie pracy. A teraz szczególnie jej potrzebowała. Za nią wyskoczył na ulicę biały terier Szekspir, jej najwierniejszy towarzysz. Gdy dorożkarz włączył się w nieduży o tej porze ruch, spojrzała w górę i w dół Grosvenor Street. - Więc to jest Mayfair - powiedziała do siebie, przyglądając się monumentalnym fasadom domów. W przeszłości nieraz pracowała u ziemiaństwa i drobnej szlachty, ale ich domy nie mogły się równać z pałacami, które teraz zobaczyła. Mayfair, ulubiona dzielnica angielskich bogaczy i szlachetnie urodzonych, w niczym nie przypominała reszty hałaśliwego, zatłoczonego i brudnego Londynu. Już wcześniej, z okna dorożki, wypatrzyła w Hyde Parku przyjemne alejki spacerowe dla siebie i Szekspira. Chętnie przyjęłaby tu posadę, pod warunkiem, że młoda dama i jej matka nie będą odludkami.
- Możesz się przekonać. Wskakuj. - Czemu nie? - Santos otworzył drzwiczki i usadowił się obok dziewczyny. Zerknął w kierunku szwajcara i boya. - Twoi goryle? - Są trochę nadopiekuńczy. - Pomachała do mężczyzn i ruszyła z piskiem opon. - Wiesz, jak to jest. - Jasne - wycedził przez zęby, zapinając pas. - Wiem, jak to jest. Możesz mi powiedzieć, dokąd jedziemy? - Nie - odparła ze śmiechem. - To będzie niespodzianka. Zajechała drogę białemu lincolnowi, kierowca zahamował gwałtownie, rozległ się klakson. Santos pokręcił głową i rozsiadł się wygodnie w fotelu. Czekała go zwariowana jazda. Sprawdź - Boże! - wyszeptała, chwytając się za serce. - Przeraził mnie pan śmiertelnie! - Gdyby nie była pani taka zamyślona, usłyszałaby pani moje kroki. - Powinien pan po prostu przeprosić. - Za pani roztargnienie? Alexandra westchnęła ciężko. - Wcześnie pan wstał - zauważyła. - Podobnie jak pani. - Idę z Szekspirem na spacer. Przysunął się o krok. - I z Sally albo Marie. - Oczywiście. Wyciągnął rękę i dotknął jej policzka. - Szkoda.