ją do swojego domu, ale byli w Bad Luck, w stanie Teksas, w miejscu, którego nie uważała już za swój dom, a z

- To samo powiedziała Cherise... - rzuciła Marla, wchodzac po schodach. Stojac na drugim podescie, przechyliła sie przez porecz. - Mo¿e te¿ przyjdzie jej brat-dodała. Dziecko przestało płakac. - Montgomery. Cudownie - wycedziła Eugenia przez zacisniete zeby. - To powinno byc interesujace. Amen, pomyslała Marla, idac po schodach. - Marla sie zmieniła. - Nick siedział na przednim siedzeniu jaguara, obok Aleksa, który skrecał własnie w wiodaca do zatoki Market Street. Nad nimi lsniło gołebioszare niebo, blask odbijał sie w mokrych od deszczu chodnikach. - Oczywiscie, ¿e sie zmieniła. Nie widziałes jej od lat. - Nie o to mi chodzi - powiedział Nick, rozgladajac sie z cynicznym błyskiem w oku po centrum finansowym San Francisco. Gigantyczne budowle z betonu i stali wznosiły sie a¿ do nieba, samochody suneły powoli zatłoczonymi ulicami, chodnikami spieszyli ludzie z teczkami, torbami i parasolami. Sygnalizacja swietlna mrugała, wyły silniki samochodów, 191 miedzy budynkami kra¿yły gołebie i krzyczały mewy. Nick http://www.landb.pl/media/ Mówiąc to odmaszerował z ganku, wsiadł do pikapa i włączył silnik. Odjechał, zostawiając za sobą smród kurzu i wyziewów z rury wydechowej. Gdzieś w pobliżu zarżał koń, ale zaraz się uspokoił. - On myśli, że to ty zabiłeś Caleba - powiedziała Shelby, kiedy zapadła cisza. - Dlaczego miałbym to zrobić? - Nie wiem, ale Shep wydaje się przekonany. - Tonący brzytwy się chwyta. - Nevada odwrócił się w kierunku domu. - No, chodź, postawię ci drinka. - Lepiej już sobie pójdę - powiedziała, kręcąc głową. Ten wieczór już i tak był pełen emocji, a ona chciała odzyskać dystans do Nevady, potrzebowała czasu, żeby uporządkować myśli. - Mogłabyś zostać. Miała wrażenie, że jego słowa zawisły w powietrzu, jakby na niewidzialnych sznurkach. - No... nie sądzę. - Och Boże, co za pokusa. Leżeć w jego silnych ramionach, znowu się z nim kochać; potem obudzi się zaspokojona, a promienie słońca będą tańczyły na jego twarzy i nagiej skórze. Poczuła, że ma zaschnięte gardło.

- A to nie dosyc? - Nawet wiecej ni¿ dosyc. - Chyba ju¿ czas, ¿ebym zło¿ył wizyte kuzynowi Montgomery'emu. Masz jego adres? - Tak. Mo¿emy tam pojechac po rozmowie z Julie Johnson. Ale powinnismy byc ostro¿ni. Ten facet mo¿e byc Sprawdź - Zmarł? - spytała Joanna i wzdrygneła sie, marszczac nos. - Có¿, biorac pod uwage jego stan, mo¿e to lepiej. Powiedz to jego rodzinie, pomyslała Marla, której na sama mysl o tym robiło sie słabo. - Jest mi z tym tak... cie¿ko. - Wiem. Wiesz? Doprawdy? Jak to mo¿liwe? Dwoje ludzi straciło przeze mnie ¿ycie, a ja nawet tego nie pamietam! Marla scisneła kieliszek tak mocno, ¿e omal go nie zmia¿d¿yła. Powstrzymała słowa, które miała ju¿ na koncu jezyka. Mimo wszystko Joanna jest jej przyjaciółka, przyszła zaoferowac wsparcie i jest jej łacznikiem ze swiatem zewnetrznym. Joanna nadgryzła kolejnego krakersa i zmarszczyła lekko