- Pocałuj mnie! - poprosiła.

jednej z licznych pałacowych sypialni, a sam poszedł zająć się przygotowaniami do wyjazdu z Londynu. Wczesnym rankiem mieli wyruszyć do Brighton. Chodziło nie tylko o to, by lepiej czuwać nad Becky. Przede wszystkim należało wygrać w karty sumę niezbędną do odkupienia domu, co oznaczało grę o wysokie stawki z całym zastępem wytrawnych karciarzy. Pod koniec sezonu najbogatsi z nich, jak też i reszta wytwornego towarzystwa, przenosili się na lato właśnie do Brighton. Z pewnością pojawił się tam również Kurkow. Było to tylko kwestią czasu. Gdyby zaś Alec zagrał tak, jak potrafił, będąc w najlepszej formie, przy odrobinie szczęścia mógłby stawić czoło Rosjaninowi. Ulżyło mu, kiedy Becky zgodziła się na ten plan. Był jej wdzięczny za zaufanie. Trochę lepiej myślał teraz o samym sobie niż podczas romansu z lady Campion. Kiedy postanowił pomóc Becky, odzyskał siły. Wreszcie miał jakiś cel. Zanim opuszczą Londyn, muszą zgromadzić trochę pieniędzy. Alec zdecydował, że zajrzy do paru klubów. Zamierzał posłuchać ploteczek u White'a i Brooke'a. Na pewno ktoś jakieś ciekawe historyjki związane ze sławnym rosyjskim bohaterem wojennym. Najpierw wstąpił do White'a, gdzie odziedziczył fotel po słynnym dandysie Brummelu. Rzucił od niechcenia kilka pytań, a potem zajrzał do osławionej księgi zakładów. Dwie strony poświęcone były Kurkowowi. Zakładano się, czy książę weźmie za żonę Angielkę, czy Rosjankę, i czy wybierze partię wigów, czy torysów. W jednej z sal natknął się na ambasadora rosyjskiego, rozpartego w jednym z największych skórzanych foteli. Hrabia Lieven w jednej ręce trzymał karty, a w drugiej http://www.lekarzewarszawa.com.pl/media/ - Interesuję się pracą Centrum Sztuki - wyjaśnił, całując jej ręce. Potem przywitał się z Bellą. - Proszę nie wstawać. Nie chciałem wam przeszkadzać. - Wiem - westchnęła Alice, zerkając w stronę sceny, gdzie trwała próba. - Przyjechałeś mnie skontrolować. Jasper skwitował tę uwagę wzruszeniem ramion. Isabella zauważyła, że sprawdził, czy ochroniarze są na miejscach. - Nie zapominaj, moja droga, że jestem prezesem tej instytucji. Mam więc prawo wiedzieć, co się w niej dzieje. Poza tym właśnie trwają próby sztuki napisanej przez moją żonę. Chyba wypada, żebym wykazał zainteresowanie? - Owszem, ale i tak wiem, że chciałeś zobaczyć, czy się nie przepracowuję. - W głosie Alice była frustracja, ale i czułość. Wstała z fotela i całując męża w policzek, poprosiła: - Bello, powiedz jego Książęcej Wysokości, że cały czas bardzo na siebie uważam. - To prawda, Wasza Wysokość. - Dziękuję, Isabello. Wiem, że w dużym stopniu to pani zasługa. - Lekki uśmiech złagodził surowe oblicze księcia. - Widzisz, Bello? - Rozbawiona Alice wzięła męża pod ramię. - Wcale nie przesadziłam, mówiąc, że Jasper najchętniej zatrudniłby dla mnie opiekunkę. Gdybyś do mnie nie przyjechała, musiałabym chodzić wszędzie w towarzystwie dwumetrowego, wytatuowanego zapaśnika. - Cieszę się, że cię od tego uchroniłam - rzekła Bella. Zaskoczyło ją uczucie, jakiego doznała, obserwując książęcą parę. Czyżby to była zazdrość? Śmieszne, ale naprawdę ją poczuła. Jasper i Alice byli tak bardzo w sobie zakochani, że potęga uczucia tworzyła wokół nich niezwykłą aurę. Czy zdawali sobie sprawę, że dostali od losu niezwykle rzadki dar? - Skoro już przeszkodziłem - odezwał się książę - to może uda mi się namówić cię, żebyś towarzyszyła mi podczas lunchu z amerykańskim senatorem? - Z tym jankesem z Maine? - Tak jest. Wrócimy do pałacu akurat wtedy, gdy Marissa będzie się budziła.

- Oj, ty to potrafisz prawić komplementy! - Od tego właśnie są młodsi bracia! - Zaśmiał się krótko. - A teraz znikam. Bawcie się dobrze. Nie znalazł Beli w jej pokojach. Nie odpowiedziała, gdy zapukał, mimo to wszedł do środka. Był zły, że nie może z nią porozmawiać, a jednocześnie bardzo się o nią bał. Wprost nie mógł znieść myśli, że mogła w tym czasie narażać się na kolejne niebezpieczeństwo. Dla niego. I dla jego rodziny. Nie chciał szperać w jej rzeczach, ale podszedł do toaletki i spojrzał na drobne przedmioty, które tam zostawiła. Wśród nich było małe pudełeczko z emaliowanym wieczkiem, z wizerunkiem pawia. Ciekawe, skąd je ma, pomyślał, przesuwając palcem po gładkiej powierzchni. Dostała w prezencie? A może kupiła w którymś z londyńskich antykwariatów? Chciał dowiedzieć się nawet takich drobiazgów. To był jedyny sposób, by uporządkować własne uczucia. Musi przecież poznać kobietę, którą nimi obdarzył. Podniósł oczy i spojrzał do lustra. Napotkał w nim odbicie łóżka, w którym zeszłej nocy walczyli ze sobą, a potem się kochali. Chwilami zdawało mu się, że w absolutnej ciszy pustego pokoju słyszy odgłosy ich namiętności. Coraz silniej dręczyło go pytanie, czy Bella nienawidzi go za to, co zrobił. Instynkt podpowiadał mu, że również dla niej ich wspólne doznania były silne, niemal zdumiewające. Ale czy to wystarczy, by wybaczyła mu, że sforsował jej barierę ochronną? Nie obszedł się z nią delikatnie... Spojrzał na swoje dłonie i uświadomił sobie, że musiał jej zadać ból. Tak bardzo się starał, by nigdy nie zrobić krzywdy żadnej kobiecie. Jak na ironię, gdy w końcu spotkał tę wybraną, złamał tę zasadę. Podszedł do otwartego okna i spojrzał na ogród. Niełatwo mu było określić to, co czuł. Wciąż miał do niej żal, że go oszukała. I ciągle zdawało mu się, że kochając ją, kocha dwie różne kobiety, ale żadnej nie ufa. Wtedy zobaczył ją pośród bujnej zieleni. Wszystko się z czasem ułoży, powtarzała sobie jak zaklęcie. Najważniejsze, że spotkanie z Blaquiem poszło w miarę gładko. Jeśli nie wydarzy się nic nieprzewidzianego, najdalej za tydzień wreszcie go dopadną, a ona odniesie największy zawodowy sukces. Niewykluczone, że nagrodą za udaną operację będzie awans na stopień kapitana. Tylko co potem? Czas pokaże, pomyślała. Może po prostu weźmie zasłużony urlop i pojedzie na wakacje. Od dawna marzyła o podróży do Ameryki. W miastach takich jak Nowy Jork lub San Francisco łatwo zgubić się w tłumie. Zresztą może zrobiłaby lepiej, wracając na jakiś czas do Anglii. Mogłaby pojechać do Kornwalii. Wprawdzie tam nie ma szans się zgubić, za to mogłaby spróbować się odnaleźć. Jedno wszak jest pewne. Już niedługo będzie musiała opuścić Cordinę. I Edwarda. Przygnębiona usiadła na ławce pod cienistą kopułą bujnej glicynii. Kim jestem? Od dawna nie zadawała sobie tego Sprawdź - Hrabia Talbot - mruknęła. - Czyli jesteś... arystokratką? - Tak. - A ja cię... uwiodłem po kilku kieliszkach wina. - Nie musisz się martwić. W końcu nie protestowałam. - Mów dalej. - Ród Talbotów od lat działał w dyplomacji i prowadził interesy Kompanii Wschodnioindyjskiej, trzymając się twardo pewnych reguł. Najstarszy syn był zawsze torysem, wszystkie córki wychodziły za arystokratów, a młodsi synowie zostawali posłami, nawet w bardzo dalekich krajach, od Kantonu do Kalkuty i Konstantynopola. Także w Rosji. Matka miała dwóch braci. Michael, najstarszy, zostałby hrabią, ale zmarł i nie odziedziczył tytułu, bo dziadek jeszcze żył. Michaił otrzymał po nim imię. Mama, Mariah Talbot, urodziła się druga z kolei, a młodszy syn, Jonathan, zgodnie z rodzinną tradycją został