pokój. Miała na sobie obcisłe getry i koszulkę, które

Była tak zrozpaczona, że poprosiłaby o pomoc R S nawet samego diabła, niestety, na podziemnym parkingu oprócz niej i Danny'ego nie było żywej duszy. Chowała do torby tubę z kremem do opalania, kiedy pasek zsunął się jej z ramienia i torba wraz z zawartością upadła na brudną betonową podłogę garażu. Carrie się rozpłakała. Patrzyła na bałagan u swych stóp, płakała i myślała, że musi sobie jakoś poradzić, ponieważ trzeba się wreszcie zająć Dannym. - Wszystko w porządku, kochanie - powiedziała do płaczącego chłopca. - Zobaczysz, będzie dobrze - powtórzyła, żeby przekonać samą siebie. Teraz trzeba było przede wszystkim wynieść Danny'ego w jakieś chłodne miejsce, dać mu lek przeciwgorączkowy i dużo picia, a dopiero potem się zastanawiać, jak wybrnąć z sytuacji. Przykucnęła i zaczęła zbierać najważniejsze rzeczy: portfel, butelka z piciem dla Danny'ego, klucze od willi Elaine... http://www.makul.pl/media/ jednak odrzuciła obie sugestie. - Albo pogotowie, albo nic - powiedziała stanowczo. - Przyczyną mojego złego samopoczucia są rzeczy, które kocham. - I obrzuciła go dziwnym, badawczym spojrzeniem. - Ale konkretnie co? - pytał Novak, którego zaniepokoił wyraz jej oczu. - Musisz być bardzo mną rozczarowany. - Było to suche stwierdzenie faktu. Fala przerażenia niemal zwaliła go z nóg. - Na miłość boską, skąd ci to przyszło do głowy? - Ożeniłeś się z pielęgniarką, silną, rozumną kobietą, która potrafi sprawować opiekę nad tymi,

- Widzę, że sen nie poprawił ci nastroju. - Nie zauważyłem, żebym miał w jakiś widoczny sposób zły nastrój. - Rozumiem, to nie zły nastrój, tylko twoje zwykłe 58 usposobienie - domyśliła się i unosząc lekko brew, Sprawdź - Nie. Widocznie nie są zdolni do zmieniania ciała tak jak postaci. Czym zawładnęli, na tym całe życie korzystają. - No i posiadaliby, ale jak zmienili się w Arlijską ambasadę? - Posiadać to oni posiadają, ale myślę, że mnożą się. Ot wypada poszukać pędów wygodnej kołobielki na dwóch nogach - przypuściłam, obchodząc plamę. Jakby szydząc, wiatr w tym samym czasie zmienił kierunek, i w nosie znów załaskotało od nieprzyjemnego zapachu - nawet nie padliny, a jakiejś żrącej, mdlącej zgnilizny. -- I jeżeli to tak, to mamy ogromne problemy. I nie tylko my - wszystkie wampiry, ludzie i inne rozumne rasy. Trzeba szybko powiadomić Konwent Magów, ale nie wiem jak tego dokonać. Najwyżej do Witiaga wrócić, ale to odpada. Ciekawie, czy w Arlissie jest telepatofon? Do nas przyłączył się wycieńczony i wychudły Rolar. Razem z Orsaną przedstawiali przepiękną parę, i ja, jak sądzę, wyglądała nie lepiej. - Jest - zapewnił mnie wampir, zmieszany, ukradkiem od najemniczki zwracając mi pustą manierkę. -- Poprosimy Lerkę... Leriejenę, i ona połączy się ze Starminem. Lecz najbardziej mnie niepokoi, że te kreatury udawały właśnie wampiry. Więc mają legowisko w jednej z Dolin, a za pomocą ambasady oni mieli nadzieję przeniknąć do Arlissu. - A z Dogewą nie nawiązywali kontaktu – podchwyciłam - dlatego zbierali się włączyć w życie ten plan, a jego śmierć poplątała im wszystkie zamiary. Orsanę interesowało co innego. - Jak myślicie, oni jeżdżą przyjaciel na przyjacielu? No, jeden staje się koniem, a inny - wampirem? - Wątpię. To znaczy, z pewnością, mogą, ale czy ty byś zechciała do skończenia świata być czyimś koniem? - Znaczy, że konie mieli prawdziwe – stwierdził wampir. -- W jakim stopniu zobaczyłem, to wszystkie ogiery są miejscowej rasy w jednym wieku – trzylatki. Obok Arlissu jest duża stadnina, można za¬interesować się, komu je niedawno sprzedali. - Proponuję pomówić po drodze. -- Ja, dając przykład, zarzuciłam na ramię szelkę. – I tak chyba nie zdążymy przejść dwadzieścia wiorst do zmroku, a przecież trzeba jeszcze odszukać konie. Chętnych do zachwycania się miejscowymi widokami nie było.