w szkolnych murach. Uczniowie terroryzują i straszą nauczycieli, a teraz pedagodzy mają

A może najpierw strzelać, a potem zadawać pytania... Zapukała do drzwi. Nic. Wiedziałeś, o czym mówisz, tam, w barze? Czy tylko plotłeś trzy po trzy? Znowu zapukała. Nic. Potem wszystko działo się jakby w zwolnionym tempie. Odłożyła ręczniki. Wydobyła spomiędzy nich pistolet. Nacisnęła klamkę, nie dziwiąc się, że drzwi nie stawiają oporu i bokiem wsunęła się do pokoju. Za jej plecami rozległy się krzyki policjantów. Padnij, padnij! Naprzód! Rainie wpadła do pokoju, uniosła broń, choć nie wiedziała, co tam zastanie... a może wiedziała. Może gdzieś w głębi duszy przeczuwała, kogo znajdzie na tym łóżku. Tyle że... Pusto. Pusto. Pusto. Policjanci z Seaside odepchnęli ją na bok. Policyjna śmietanka Seaside wpadła do pokoju. – Policja! Ręce do góry! Nadal nic. Kolejne podniecone głosy. – Jak to, nie ma? Gdzie on, do diabła, mógł wyparować? Zdaje się, że mieliście pilnować drania. – Nie wiem. Bóg mi świadkiem, nie wiem. http://www.maszynadoszycia.net.pl/media/ za darmo, jak usłyszy coś nowego. Rainie przewróciła oczami. – Walt wie więcej ode mnie. A myślisz, że kto jest naszym informatorem? – Walt rzeczywiście wie wszystko – burknął Frank. – Może my powinniśmy otworzyć zakład fryzjerski. Do diabła, każdy tępak chyba potrafi obciąć włosy. Rainie zerknęła na dłonie staruszków, po latach ciężkiej pracy powykręcane i spuchnięte od artretyzmu. – Ja bym do was przychodziła – zaofiarowała się odważnie. – Widzisz, Doug. Mielibyśmy też rwanie u dziewczyn. Doug był pod wrażeniem. Gdy zaczął rozważać szczegóły nowej kariery, Rainie doszła do wniosku, że pora zostawić ich samych. Odwróciła się z pożegnalnym uśmiechem i spojrzała na zegarek: trzynasta trzydzieści. Żadnych wezwań, żadnych raportów do spisania. Nadzwyczaj spokojny dzień w i tak zawsze spokojnej mieścinie. Zerknęła na Chuckiego,

– Czternaście lat temu. Dawno, ale nie na tyle, żeby zapomnieć, prawda, Rainie? – Spotkamy się rano? Mamy mnóstwo roboty. No ale przecież tak naprawdę nie należysz do zespołu dochodzeniowego. Jeden telefon i już cię nie ma, oboje o tym wiemy. – Rainie... – Przestań, do cholery! Czemu, kurwa nie możesz przestać? – Bo ja to ja! Bo nie jestem głupi i, Bóg mi świadkiem, zależy mi na tobie! I ja też nie Sprawdź się wyjaśnień. Ale on mówi, że będzie gadał tylko z tobą. Twierdzi, że wie, gdzie jest twój ojciec. Musisz natychmiast wrócić. Przynajmniej zanim zmienię zdanie i znów zacznę strzelać. - Glenda... - podjął kolejną próbę. - Drobiazg - odparła i odłożyła słuchawkę. 225 34 Portland, Oregoni Quincy szybko wrzucił ubrania do torby. Rainie była w salonie i rozma¬ wiała z szeryfem Vince'em Amitym. Kimberly przyglądała się ojcu z progu, skulona, jakby przygotowana na cios. Kiedy ich nie było, miała przygodę z obsługą. Jakiś przepracowany boj hotelowy przestawił cyfry w numerze pokoju i dostarczył niespodziankę z okazji urodzin do jej pokoju.