myśli, że morderstwo jest łatwe, na pewno sam tego nie próbował.

– Ewakuowaliśmy większość uczniów. Trochę potrwa, zanim zapanujemy nad sytuacją. – O Boże, nie widziałaś moich dzieci! – Proszę cię, Sandy... – Ktoś zginął? Powiedz mi tylko, czy ktoś zginął? Uścisk Mary Johnson stał się mocniejszy i Sandy wyczytała wszystko w jej posępnym spojrzeniu – to czego wicedyrektorka nie chciała powiedzieć na głos, to, z czym będą się borykali w Bakersville przez następne dni, miesiące, lata: wśród dzieci były ofiary śmiertelne. Wszystko działo się naprawdę. Sandy nie mogła oddychać, nie mogła myśleć. Chciała cofnąć czas choćby o sześć godzin, kiedy była jeszcze w domu, przygotowywała dzieciom śniadanie i całowała każde z nich w rozwichrzoną czuprynę. Chciała cofnąć czas jeszcze o dziesięć godzin, kiedy układała je w łóżkach i czytała bajkę na dobranoc. Tak powinno wyglądać ich życie. Byli tylko dziećmi, na litość boską. Tylko dziećmi. Ktoś w tłumie krzyknął. Sandy i Mary odwróciły się właśnie w chwili, gdy w drzwiach szkoły ukazali się Walt i Emery z noszami. – Z drogi! Z drogi! – ryczał Walt. Policjant z Cabot wrzeszczał na ludzi, żeby zrobili przejście. Wjazd blokował jakiś samochód. Nikt nie wiedział, kto go w tym miejscu zostawił. Policjant nawet nie próbował szukać właściciela. Wsiadł do wozu i wrzucił bieg na luz. Dwaj młodzi mężczyźni pomogli przepchnąć samochód na bok. Tłum nagrodził to małe zwycięstwo oklaskami. Tymczasem http://www.maxstrans.com.pl została ci jeszcze jedna córka. - Pytam ostatni raz - zdecydowanie spytał Quincy. - Jak zdobyłeś zastrzeżony numer? - Zastrzeżony? Już nie - wycedził Sanchez. Gdy tylko Quincy odłożył słuchawkę, dzwonek znów się odezwał. Chwycił ją natychmiast. - Czego? - spytał opryskliwie. Przez chwilę panowała cisza, potem odezwała się niepewnie jego była żona. - Pierce? Quincy zamknął oczy. Starał się opanować. Nie powinien był robić czegoś takiego. - Elizabeth?

Rainie uniknęła jego spojrzenia, nie chcąc odpowiadać na pytanie. Żałowała, że nie zamówiła butelki budweisera i postanowiła zmienić temat. 21 - Co u Kimberly? - Nie wiem. Rainie uniosła brwi ze zdziwienia. Sprawdź domowe. – Daj spokój, Rainie. Walt mówił, że to nie była zabawa. Takie wielkie bestie śmigają naprawdę szybko. Chuckie jest teraz twoim dłużnikiem, co? Rainie spojrzała na żółtodzioba, który wciąż nadymał się niczym indyk, żeby zwrócić uwagę Cindy. – Myślę, że Chuckie boi się mnie teraz jak cholera. Staruszkowie znowu się roześmiali. Po chwili Frank pochylił się nad stolikiem z błyskiem w niebieskich oczach. Zamierzał wyciągnąć z niej coś więcej. – Shep pewnie się cieszy, że ma dodatkową pomoc. – Spojrzał na Rainie znacząco. Nie dała się jednak złapać na tę przynętę. – Każdy szeryf jest zadowolony, kiedy ktoś chce pracować za darmo – stwierdziła obiektywnie. Nie kłamała. Skromny budżet Bakersville pozwalał na utrzymanie jednego szeryfa i dwóch funkcjonariuszy na pełnym etacie – Rainie i Luke’a Hayesa. Pozostała