ostatnich dziesieciu minut. Został zaprogramowany w ten

Zagieła parol na Teda Lindquista i doprowadziła do rozpadu mał¿enstwa o dwudziestopiecioletnim sta¿u, nie ogladajac sie ani na biedna Frances, ani na dzieci. - Eugenia westchneła głosno, odsuneła sie od okna i zdjeła okulary. Zaczeła przecierac szkła wyciagnieta z kieszeni haftowana chusteczka do nosa. -Wiem, ¿e nie powinnam plotkowac, ale Frances była moja przyjaciółka. - Joanna wspomniała cos o problemach w Cahill House. - Słyszałam - westchneła Eugenia. Marla była ciekawa, ile jeszcze jej tesciowa usłyszała. A mo¿e podsłuchiwała pod drzwiami? - Có¿, chyba powinnas znac prawde. - Byłoby miło - przyznała Marla sarkastycznie. Eugenia wło¿yła okulary i opadła na swój ulubiony fotel. W tej chwili wygladała na stara i zmeczona. - To przykra sprawa. W ubiegłym roku zaczeto podejrzewac dyrektora tego domu, duchownego, oskar¿ono go... o romans z jedna z dziewczat. Niczego nie udowodniono, wycofano wszystkie oskar¿enia, a nazwiska tej dziewczyny, która wtedy była jeszcze niepełnoletnia, nie podano do wiadomosci publicznej. Ale wiesz, jakie to sa sprawy. Prasa http://www.meblekuchenne.edu.pl/media/ mierzacym proporcje. - Hmm. To mo¿e troche potrwac - za¿artowała. - Wiesz przecie¿, ¿e mój ma¿ jest chirurgiem plastycznym. Ted specjalizuje sie w operacjach twarzy, głównie kosmetycznych, ale nie tylko. Pracowałam dla niego kiedys, pamietasz. - Urwała, marszczac brwi. - No tak, nie pamietasz. Mo¿e i lepiej. To nie był zbyt szczesliwy okres w moim ¿yciu. - Widzac zdezorientowana mine Marli, wyjasniła: - Ted był wtedy ¿onaty. Ja byłam „ta druga”, ta zła kobieta, która go jej ukradła. - Joanna uniosła brwi i usmiechneła sie radosnie, dumna, jakby udało jej sie wygrac główna nagrode w jakiejs trudnej konkurencji. - Och. - To było dwanascie lat temu. Wiele wody upłyneło w

- Zgadza się. - Przestąpił z jednej nogi na drugą. - Nigdy nie odnalazł pan swojej broni? - Pistoletu. Nie, nigdy. - Ale pana strzelba myśliwska była w wozie, kiedy znalazł się w nim Ross McCallum. - To nie było narzędzie zbrodni. Zignorowała jego uwagę. Sprawdź Marla zadr¿ała i objeła sie ramionami. - Karetka zabierze pania do szpitala Bayside - dodała Carmen. -Doktor Phil Robertson spotka sie tam z pania. - Nie - powiedziała Marla z trudem. Przera¿ała ja mysl, ¿e miałaby spedzic w szpitalu chocby jeszcze kilka godzin. Nie mo¿e znowu isc do szpitala, nie pójdzie, nie pozwoli zamknac sie znowu w miejscu, gdzie zostanie ubezwłasnowolniona i gdzie na pewno nie znajdzie odpowiedzi na dreczace ja 223 pytania. - Nie... zaraz... ju¿ czuje sie całkiem dobrze. -Kaszlac, podniosła sie i uklekła na podłodze. ¯oładek uspokoił sie, nie czuła ju¿ mdłosci, za to jej dziasła i wargi, poranione drutami i przecinakiem przeszywał nieznosny ból, a zastałe miesnie