maleńkich królestw, a resztki ich zdolności analitycznych zanikały, gdy w piątkowe wieczory

- Jak ona ma na imię? - Laurie. Kimberly...? - Nie macie dzieci, prawda? - Jeszcze nie. - Jak długo jesteście małżeństwem? 152 - Nie podoba mi się ta rozmowa. Nie rozumiem, co się dzieje, ale to chyba niestosowne. - Myślałam, że jesteśmy przyjaciółmi. A przyjaciele mogą zadawać pytania, prawda? Przyjaciele mogą rozmawiać. - Tak, jesteśmy przyjaciółmi, ale nie zadajesz tych pytań w sposób przyjacielski. - Dlatego się denerwujesz? - Tak. - Bo zadaję za dużo pytań? - Tak sądzę. - Dlaczego? Co próbujesz ukryć? Doug James nie odpowiedział od razu. Popatrzył na nią przeciągle zupełnie nieprzenikliwym wzrokiem. Ona nie odwróciła oczu, chociaż serce waliło jej jak młotem, a dłonie zacisnęły się w pięści. - Idę z powrotem do ucznia - powiedział spokojnie. http://www.meblenawymiarsklep.net.pl Rainie zadrżała, gdy chłodne powietrze z klimatyzatora owiało jej nagą skórę, ale nie zaprotestowała. - Moją ulubienicą była Nadia Comaneci - powiedziała zwyczajnie. Quincy wsunął dłonie pod jej bluzkę. Skóra Rainie była ciepła i jedwabista, napięta na brzuchu i w talii. Głaskał jej boki, tymczasem ona niecierpliwie ocierała się o niego. - Ulubionym kim? - mruknął. - Gimnastyczką. - Racja. Tak. Mmm... Nie zdjął z niej bluzki. Znowu zaczął całować jej usta, które teraz były rozwarte, czekały na niego. Po chwili całował już jej policzek, a potem krawędź ucha. Rainie odwróciła głowę, szukając ustami jego ust. Przylgnęła do niego całym ciałem.

o krzyku umierającej dziewczynki i o jej niezłomnej wierze. I o swojej córce, i o tragedii, przed którą nie zdołał jej uchronić, mimo tylu lat starań, by świat był bezpiecznym miejscem. A potem zaczął myśleć o Rainie, jej podkrążonych szarych oczach i silnie zarysowanym, upartym podbródku. O tym, jak przyjmowała ciosy i znowu stawała do walki. Kiedyś wydawało mu się, że izolacja jest skuteczną ochroną. Koncentrując się wyłącznie na pracy, można zrobić coś dla ludzi, dla swojej rodziny. Słuchał, jak umierała trzynastoletnia Sprawdź nie powinna być zbyt trudna. Skinął i jeszcze raz zerknął na zegarek. Piętnasta trzydzieści dwie. Dwadzieścia cztery i pół godziny od ataku na Glendę... To wystarczająco dużo czasu, żeby ktoś mógł przemieścić się z jednego końca kraju na drugi. To wystarczająco dużo czasu, żeby zastosować kolejny kamuflaż. Quincy żałował, że nie może porozmawiać z Rainie. Niech to cholera! Musi zostawić ten guzik w spokoju! Drzwi się otworzyły. Młody agent wetknął głowę do pokoju. - Prowadzą agenta Montgomery'ego do pokoju przesłuchań - oznajmił. Glenda skinęła. Agent zamknął drzwi. Wziął głęboki wdech. Potem wyprostował się i przeciągnął dłonią po garniturze. - No i co? - spytał. - Jak wyglądam? Portland, Oregon