się z Westlandem. Nie próbuj temu zaprzeczać. Wpadli na mój trop. Wszystko z twojej winy!

- Trzeba sobie zdrowo poużywać - przyświadczył Draxinger. - To jedyna kuracja dla mężczyzny. - Myślisz, że nie próbowałem? - odparł Alec. - A kiedy? - spytał Rush. Alec westchnął i odwrócił wzrok. - No przyznaj, chłopie, żyjesz jak mnich od czasu jej ślubu. To do ciebie niepodobne. - Powiedz, co ci doskwiera, stary. - Draxinger nachylił się ku niemu. - Przecież jesteśmy przyjaciółmi. Złamane serce? - Skądże. Lizzie jest szczęśliwa i cieszę się z tego. Koniec bajki. - Złapałeś może trypra? - O Boże, skąd! Nic podobnego. - W końcu nie jest smarkaczem - wystąpił w jego obronie, lojalny jak zawsze, Fort. - Z pewnością wszyscy wiemy, jak się zabezpieczyć. - Jasne - wymamrotał Alec. - W takim razie co? - Draxinger patrzył na niego ze szczerą troską. Alec pokręcił głową. Zawsze był ich przywódcą, jakże miał więc wytłumaczyć, że nieustanna pogoń za przyjemnościami zaczęła mu się wydawać nie do zniesienia? Wszyscy udawali, że chcą coś dla niego zrobić, choć nie wiedział dlaczego. Nie chciał się skarżyć. To byłoby poniżej jego godności. Cała socjeta zazdrościła jego kompanom. Kobiety za nimi szalały, mężczyźni starali się ich naśladować. Z pewnością pogoń za przyjemnościami nie była niczym chwalebnym, lecz mimo ogromnych sum, traconych przy http://www.medycyna-estetyczna.org.pl - Proszę się uspokoić, mademoiselle. Przypominam, że radziłem trzymać się z boku. - Ja zaś pragnę przypomnieć, że nie byłabym, gdzie dziś jestem, gdybym nie pilnowała własnych interesów. Gdybym wczoraj nie poszła za Edwardem, spotkalibyśmy się dzisiaj w mniej komfortowych warunkach. Blaque wolno wypuścił obłok dymu. - Poproszę o szczegóły. - Edward szybko znudził się sztuką i po pierwszym akcie postanowił pójść do garderoby swojej dawnej kochanki. Ponieważ wiedziałam, że pan coś szykuje, postanowiłam mieć go na oku. Powiem krótko. Gdybym po tym, jak zgasły światła, wróciła do loży, być może książę by nie żył... - I za to oczekuje pani wdzięczności? - Książę by nie żył - powtórzyła chłodno - a pański człowiek siedziałby w areszcie. Napije się pan kawy? - Chętnie. - Kiedy napełniała filiżankę, cały czas patrzył jej na ręce. - McCarthy i jego ludzie już go prawie mieli. Widziałam pańskiego człowieka - powiedziała zdegustowana. - Biegał po korytarzach i świecił sobie latarką. Edward również go zauważył. Próbowałam go odciągnąć, udając atak histerii, ale idiota, którego pan tam posłał, nie wykorzystał tego. Kiedy zapaliło się światło, stał na środku korytarza i wymachiwał bronią gotową do strzału. Powinno panu pochlebiać, że odkąd wyszedł pan na wolność, książę nosi przy sobie mały pistolet. Na szczęście wczoraj zrobił z niego dobry użytek. Martwi nie mogą sypać - prychnęła, po czym wstała z sofy. - A teraz proszę odpowiedzieć mi na jedno pytanie. Czy ten nieszczęsny głupiec dostał rozkaz zabicia Culenów? I czy wątpi pan, że jestem w stanie wywiązać się z naszej umowy? Powiedz to, zaklinała go w myślach. Powiedz to wreszcie, jasno i wyraźnie, i niech będzie z tym koniec! Chmura wonnego dymu żeglowała ku górze, zasnuwając na moment jego twarz. - Moja droga - rzekł spokojnie - proszę się nie unosić. Nie warto. Człowiek, o którym pani mówi, otrzymał wskazówki, że jeśli nadarzy się okazja, może z własnej inicjatywy to wykorzystać. Jednakże nie dostał ode mnie żadnych konkretnych rozkazów. Co do drugiego pytania, to ma pani moje pełne zaufanie. - Zawarliśmy umowę. W zamian za pięć milionów dolarów zlikwiduję Cullenów. Uśmiechnął się jak hojny wujek.

Carnarthena. No i pewnego dnia matka nie wróciła. Podobno została zatrzymana i skazana na śmierć. Carnarthen nie zdołał jej uratować. - O Boże! - Becky odłożyła widelec. - Ja... ja po prostu nie wiem, co powiedzieć. Alec spojrzał na nią uważnie. Wcale nie wyglądał na zasmuconego, choć utrata matki musiała mu przecież sprawić głęboki ból. - Nie brakowało ci jej? Sprawdź - Przepraszam? - To znaczy: „Bardzo dziękuję”. Taki... ee... rosyjski zwrot grzecznościowy. - Aha! - Alec się zaśmiał. Ulżyło mu. Przez moment sądził, że Kurkow przejrzał jego podwójną grę. Na szczęście się mylił. Szybko zmienił temat. - Co pan sądzi o Brighton, wasza wysokość? - Owszem, miłe miejsce. Można się tu zabawić. - Widział pan może pawilon? - spytał poufałym tonem. Kurkow się skrzywił i pokiwał głową, co miało oznaczać pogardę dla osobliwych projektów przyszłego króla. Alec uśmiechnął się lekko. - Ach, coś mi się przypomniało. Chciałem pana spytać o zameczek myśliwski. - Założył ręce na plecy niedbałym gestem. - Moi przyjaciele i ja od pewnego czasu pragniemy kupić coś w tym rodzaju, ale nie znaleźliśmy niczego odpowiedniej wielkości. Niedawno rozmawialiśmy o tym przy kartach i ktoś nam wspomniał, że ma pan taką posiadłość na