- Wiem. Ale ten wysiłek był ukierunkowany na to, żebym właśnie wyglądała na mniej skonaną. - Hm, może i podziałało - zlustrował ją krytycznym spojrzeniem. - Jak bardzo jesteś zmęczona? - Półżywa - odparła, uśmiechając się słabo. - No, to znaczy że zadziałało! True był biznesmenem, który startował od zera, zbudował swoją firmę z niczego. Wyrwał się z biedy i to uczyniło go silnym człowiekiem. Silnym raczej w sensie osobowości i charakteru niż bogactwa - choć Milla nie wątpiła, że True umrze jako multimilioner. Był bezwzględny i pewny siebie, potrafił radzić sobie z wszelkimi pojawiającymi się na jego drodze przeszkodami. Kiedy zaczął odnosić poważniejsze sukcesy w biznesie, zainteresował się Poszukiwaczami - dziś był jednym z ich najbardziej sumiennych donatorów. Milla nie wiedziała, w jakim wieku jest True. Zapewne miał więcej niż trzydzieści pięć lat i mniej niż pięćdziesiąt pięć. Był przystojnym mężczyzną o twarzy opalonej na brąz przez teksańskie słońce. Wysoki, dobrze zbudowany, miał w sobie ten samczy magnetyzm, który przyciągał kobiety. Czasem przychodził na imprezy an43 http://www.mojabudowa.edu.pl znajome, od koloru włosów, przez kształt głowy, aż po sposób chodzenia. Miał ciągle jeszcze twarz dziecka, ale jego rysy już powoli zaczynały się wyostrzać, zapowiadając nadchodzące dojrzewanie. Blondyn o niebieskich oczach z ujmującym uśmiechem - wykapany David. Milla była tak roztrzęsiona, tak nabuzowana emocjami, że miała ochotę wyskoczyć z wynajętego samochodu, odrzucić głowę do tyłu i zawyć najstraszniejszym głosem, jaki słyszało to miasto. Chciała podbiec do ogrodzenia i wołać głośno syna po imieniu, choć oczywiście wszyscy pomyśleliby, że zwariowała, a szkoła natychmiast wezwałaby policję. Chciało jej się tańczyć, śmiać, płakać. Targało nią tyle sprzecznych emocji, że sama nie wiedziała, co się z nią dzieje. Chciała zatrzymywać przechodniów, pokazywać im
- To nieprawda - powiedział Diaz. - Choć istnieją powody, dla których mógłbym zabić człowieka. I nawet jeśli wziąłbym za to zapłatę, nie zabiłbym dla pieniędzy Co nie znaczyło bynajmniej, że nie ma krwi na rękach albo że nie zabiłby jeszcze raz. Ale z jakichś powodów Milla mu uwierzyła i poczuła się trochę lepiej. Facet przynajmniej miał jakieś zasady Sprawdź zagrozić poszukiwaniom. Kropka. - Minęło dziesięć lat. - Nieważne. Może będzie jeszcze dwadzieścia - była już bardzo zmęczona i dlatego jej głos zabrzmiał ostrzej, niż chciała. To, co przed chwilą powiedział True, za bardzo przypominało jej słynną kwestię Rossa, jej brata: już czas przestać oglądać się za siebie, czas zrobić coś wreszcie ze swoim życiem. Tak jakby z życiem Justina już nic nie było do zrobienia. Tak jakby jej miłość do syna miała gwarancję, która po jakimś czasie dobiega końca. - Może całe moje życie - dodała cicho. - Wybrałaś sobie trudną drogę. - Nie mogłabym wybrać innej. True delikatnie zamknął od zewnątrz drzwi jej samochodu i