w anonimowej rozmowie telefonicznej nakieruje agentów na właściwy ślad.

Przeciwnie. Usiądzie po drugiej stronie stołu i zacznie opowiadać o tym, jak zawsze pragnął mieć córkę. Zacznie czarować mnie opowieściami, co będę mogła zrobić z dziesięcioma milionami. Wyzna, że odnalezienie mnie to najlepsza rzecz, jaka przydarzyła się w całym jego życiu. - Rainie głos się załamał, ale zdołała się opanować. - Będę wątpiła w każde jego słowo. Będę tam siedziała i myślała, że albo jest najdoskonalszym dawno utraconym ojcem na świecie, albo kimś, kto chce mojej śmierci. Hej! Wszystko to w jeden dzień! - Rainie... - Zrobię to, Quincy. - Zmieniłem zdanie. Nie chcę, żebyś to robiła. Myliłem się. - Miałeś rację - rzuciła szorstko. Quincy zaniemówił. Spojrzał jej prosto w oczy. Dłuższą chwilę milczeli. - To jest bardzo trudne - powiedziała w końcu Kimberly. - To znaczy... Nawet nie wiemy, kim jest ten mężczyzna, a proszę, co on już z tobą robi. Mama nie żyje, Mandy nie żyje, a teraz musisz się martwić o Rainie i o mnie. - Zawsze bałem się o ludzi, na których mi zależy. - Ale nie tak. Nie tak strasznie. - Ja zawsze się martwię - powiedział cicho Quincy. - Taka jest natura http://www.nabudowie.edu.pl w gardle. – Nie wiem – odparła wreszcie Mary Johnson. – Mamy tyle dzieci... – Nie widziałaś ich?! – Ewakuowaliśmy większość uczniów. Trochę potrwa, zanim zapanujemy nad sytuacją. – O Boże, nie widziałaś moich dzieci! – Proszę cię, Sandy... – Ktoś zginął? Powiedz mi tylko, czy ktoś zginął? Uścisk Mary Johnson stał się mocniejszy i Sandy wyczytała wszystko w jej posępnym spojrzeniu – to czego wicedyrektorka nie chciała powiedzieć na głos, to, z czym będą się borykali w Bakersville przez następne dni, miesiące, lata: wśród dzieci były ofiary śmiertelne. Wszystko działo się naprawdę. Sandy nie mogła oddychać, nie mogła myśleć. Chciała cofnąć czas choćby o sześć godzin, kiedy była jeszcze w domu, przygotowywała dzieciom śniadanie i całowała każde z

zostać w szkole lub pograć na komputerze. Czasami wieczorem Sandy zabierała go na spacer po okolicy. Machali do znajomych. Danny przyglądał się antenom satelitarnym. Czasem ona szła na piechotę, a on pędził na rowerze i popisywał się przed matką jazdą bez trzymanki. Zawsze lubiła te ich wędrówki. Czuła się bezpiecznie, mijając skromne domy ludzi, którzy ciężko pracowali i dobrze znali się nawzajem. Dziś Sandy nie zdobyła się na odwagę, żeby wyjść po gazetę. Bała się spojrzeń sąsiadów. Sprawdź - W twoim domu, z najnowocześniejszym systemem alarmowym, do którego ty znałeś dostęp. Jakby tego było mało, na łuskach pocisków wystrzelonych przez Alberta znaleziono twoje odciski palców. To by znaczyło, że Albert dobrał się do twojej amunicji podczas jednej z wizyt w domu. - Co?! - Był tak zaskoczony, że zapomniał się na chwilę i wykrzyknął: - Sukinsyn! Glenda zmarszczyła brwi. - Nie możesz tego powiedzieć - stwierdziła surowo. - Przykro mi - odparł natychmiast. - I przestań się wiercić. Znów ten guzik. Z trudem odsunął rękę. Spostrzegł swoje odbicie w lustrze i poczuł jeszcze większe zniechęcenie. Wydawał się spięty, zupełnie nie jak doświadczony, opanowany agent FBI. Wyglądał raczej jak ktoś niewyspany,