do diabła, miała wreszcie odzyskać to, co jej się należy. Jeśli te cholerne plotki nie były tylko plotkami, to ma prawo do części fortuny Montgomerych. Ale sprawiedliwość nie była rychliwa, co doprowadzało Sugar do szału. Dość już miała tego nędznego domu, a właściwie przyczepy, dość wszystkich tych „porządniejszych”, prawowitych członków rodziny, którzy traktowali ją jak śmieć. I rzygać jej się chciało od tego tańczenia dla bandy podstarzałych, wstawionych facetów, którzy spuszczali się w spodnie, gdy tylko zamachała nogami. Tak jakby któryś z nich miał u niej jakiekolwiek szanse. Była striptizerką. Nie dziwką. Żaden z tych frajerów nie mógł liczyć, że za parę dwudziestek wetkniętych do majtek pójdzie z nim do samochodu i zrobi mu loda. Więc lepiej, żeby Flynn szybko doprowadził sprawę do końca. Wraz z rodzeństwem podważyła testament Camerona, żądając połowy tego, co odziedziczyła Berneda i jej dzieci. Cholerna kupa szmalu! Nie wiedziała dokładnie ile, ale szło to w miliony. Miliony! Nawet jeśli podzielić to na siedem części, między wszystkich potomków, to było tego więcej, niż mogłaby zarobić przez całe życie jako striptizerka. Ile mogłaby zdziałać, mając choćby część tych pieniędzy! Nie tylko ona, ale i Cricket, i Dickie. - Też ich pragniesz - zauważył Dickie, jakby czytał w jej myślach. - Już czujesz ich smak. - Flynn powiedział, że to może potrwać latami. - Pieprzenie. Nie mam zamiaru tyle czekać. - Robi, co może. - Ten tłusty dupek? - Dickie prychnął pogardliwie. - Nie słyszałeś, że cierpliwość jest cnotą? - Nie wierz w to. Jeśli bardzo się czegoś chce, można to dostać. Wiem to już od dawna - powiedział. Sugar spojrzała wymownie na zegar nad lodówką. - Muszę iść do klubu - powiedziała, sięgając po torebkę. - W porządku. - Dickie naciągnął czapkę na głowę i ruszył po porysowanym linoleum w stronę drzwi. - Powiedz temu Donahue, żeby się przyłożył, bo inaczej sam będę się tym musiał zająć. - Mrugnął do niej i opanowało ją złowrogie przeczucie, że już zaczął działać. - Nie zrób nic głupiego, Dickie. - Wzięła torebkę i zaczęła szukać kluczyków do samochodu. - Ja? - zapytał, unosząc ręce w geście absolutnej niewinności. Sugar miała coraz gorsze przeczucia. Znalazła wreszcie breloczek z kluczami. - Cokolwiek robię, robię dla nas. - Mrugnął do niej, otwierając drzwi. - Pamiętaj! Gdy drzwi zatrzasnęły się za nim, Sugar przeszedł dreszcz, jakby sam diabeł chuchnął na nią lodowatym oddechem. Dickie Ray był niebezpieczny. I nieprzewidywalny. Jeśli nie będzie ostrożny, schrzani wszystko... nie mogła na to pozwolić. Zaniosła pusty kubek do kuchni, wrzuciła do zlewu i usłyszała ryk silnika furgonetki. - Nie rób tego - wyszeptała i ogarnęła ją panika. - Cokolwiek to jest, Dickie, proszę... nie rób tego. Josh Bandeaux. Intruz. Kłamca. Oszust. Trup.

City i wiele innych instytucji, ale ani szpitala, ani kliniki. Fakt, że szkoła jest w Culver City, a parafia na Figueroa nie dawał mu spokoju. W Culver City mieszkał z Jennifer, a na Figueroa, jeśli wierzyć Shanie McIntyre, spotykała się z Jamesem, w moteliku niedaleko kampusu. I właśnie na tej ulicy widział ją na przystanku. Czy to możliwe? Czy naprawdę ją widział? W zadumie pstrykał długopisem. Zbyt dużo zbiegów okoliczności, za dużo punktów zbieżnych. Zbyt wiele możliwości. Szukał wytrwale i wreszcie znalazł. Szpital świętego Augustyna, zamknięty pięć lat temu. Jest! Przez chwilę wpatrywał się w monitor, zapisał adres i ruszył do drzwi. Miał kilka spraw do załatwienia. Po pierwsze, musi pojechać od starego szpitala i tam się rozejrzeć. Potem postara się złapać Fortunę Esperanzo w pracy w Venice Beach, następnie wybierze się do szkoły, w której uczy Tally White. O ile pamiętał, Tally i Jennifer zaprzyjaźniły się, gdy ich córki, Melody i Kristi, trafiły do tej samej klasy. Zapisał adres, wjechał na autostradę i... utkwił w miejscu. Dziesiątka była zakorkowana w środku dnia – wypadek. Ale Bentz nie dał za wygraną i w końcu udało mu się ruszyć. Jechał na wschód, co chwila zerkając w boczne lusterko – wypatrywał ogona, zwłaszcza w postaci srebrnego chevroleta. Świadom, że ryzykuje mandat, bo nie używa zestawu głośnomówiącego, zadzwonił do Monloi i zostawił mu wiadomość. Poprosił, żeby poszukał czegoś o szpitalu świętego Augustyna – może uda mu się wydobyć z archidiecezji, czy kto tam zajmuje się takimi http://www.nabudowie.info.pl śliniaczek z aligatorem. Była to pierwsza rzecz, którą kupiła dla malucha – oczywiście nie licząc testów ciążowych. Wizytę u lekarza ma dopiero za kilka tygodni. To nieistotne. Weźmie się w garść i powie Bentzowi, że ponownie zostanie ojcem. I lepiej, żeby mu to przypadło do gustu. W przeciwieństwie do włoskiej imienniczki Venice – kalifornijska Wenecja – mogła poszczycić się tylko kilkoma kanałami. Większość, powstałą w 1905 roku, zalano betonem, gdy rozwijające się Los Angeles uznało, że potrzeba mu więcej ulic dla samochodów. Jednak nawet kilka kanałów i piaszczysta plaża wystarczyły, by nadać jej charakter nadmorskiej miejscowości. W letni ciepły dzień Venice Beach pękało w szwach. Z pięknej pogody korzystali rowerzyści i skaterzy, a także rozmaici artyści uliczni, którzy przypominali Bentzowi Nowy Orlean pełen muzyków i malarzy. Także i tutaj wyczuwało się atmosferę karnawału, wrażenie, że wszystko jest dozwolone.

– O czym Jennifer myślała przed śmiercią. – Żartujesz chyba. Nie mam pojęcia. – Byłaś jedną z jej najbliższych przyjaciółek. – A jakie to ma teraz znaczenie? – Ktoś do mnie wydzwania. I przedstawia się jako Jennifer. – I co z tego? Ktoś robi sobie jaja twoim kosztem. Podał jej zdjęcia. Przyjrzała się im. Sprawdź Z drżeniem obserwowała jak napastniczka – kobieta, która przyłożyła jej słuchawkę do ucha i lufę do skroni – odłożyła słuchawkę na widełki w salonie. Opuściła wszystkie rolety. Były same. Okłamała Ricka Bentza, błagała go, żeby przyjechał. Powinna była go ostrzec, powiedzieć prawdę, ale bała się, tak bardzo się bała. Zresztą ta wiedźma i tak ją zabije. Z drżeniem patrzyła na kobietę, która celowała do niej z pistoletu. Śmiercionośna lufa znajdowała się zaledwie kilka cali od jej czoła. – Przyjedzie – szepnęła nieznajoma i wyglądała, jakby miała się zsikać z radości. Jak Lorraine mogła być na tyle głupia, że otworzyła drzwi? Dlaczego pozwoliła jej skorzystać z telefonu? Chciała być dobrą samarytanką. Chciała pomóc. Kiedy uchyliła drzwi, kobieta, która twierdziła, że w jej komórce wyczerpała się bateria, a musi wezwać pomoc drogową, zamieniła się w demona z piekła rodem. Pchnęła drzwi z całej siły tak, że uderzyły Lorraine w twarz. Wyjęła z kieszeni pistolet i wcisnęła lufę pod żebro Lorraine. Ledwie weszły do domu, skrępowała jej ręce za plecami, przysunęła telefon do ucha i