Myślał o Yolandzie i samochodzie.

Zmrużyła oczy z wyrachowaniem. Po chwili podjęła decyzję, westchnęła. – Ktoś, kogo znał. Kobieta. – Co za kobieta? – dopytywał się Bentz. Jada zmierzyła Montoyę pogardliwym wzrokiem. – Odłóż to. Schował broń i wyjął z jej dłoni kluczyki do samochodu. – Ktoś ci płacił, żebyś doprowadzała mnie do szału. – Chyba tak. – Wzruszyła ramionami. – Wiesz, że tak! – Boże, najchętniej wydarłby z niej prawdę siłą. – Posłuchaj, jesteś w nie lada tarapatach. – Czy ona tego nie pojmuje? – Zginęli ludzie. – Wyjął z kieszeni zdjęcie uwięzionej O1ivii, podsunął jej pod nos. – Proszę, zobacz moją żonę. Tę, która zaginęła. Porwała ją twój a przyjaciółka, ta, która cię wynajęła. – W jego głosie wyczuwało się wściekłość. Dłoń z fotografią drżała. – To nie jest moja przyjaciółka. – Jada pobladła wpatrzona w fotografię. Skrzywiła się, widząc strach w oczach O1ivii i zdartą skórę wokół jej ust. – Mamy jeszcze inne zdjęcia – ciągnął Bentz niskim, groźnym głosem. – Zwłok. Może chciałabyś zobaczyć Shanę McIntyre w basenie? Albo Lorraine Newell z mózgiem na ścianie? A może Fortunę Esperanzo... – Dosyć! – Miała łzy w oczach. – Na miłość boską, nic nie wiem o morderstwach! To znaczy... zatrudniła mnie wariatka, chciała, żebym kogoś udawała. To miała być rola. http://www.nozoil.pl/media/ w jej oku, uśmiech na twarzy Ricka. Boże, co się z nim stało? Serce bolało ją na myśl o wszystkim, co straciła. A teraz już za późno. Psychopatka nie zadowoliła się śmiercią Jennifer. Jeśli już, to tylko spotęgowało jej obsesję na punkcie Ricka Bentza, a nowym celem stała się O1ivia. A teraz, tak jak kiedyś Jennifer, zginie w starannie zaplanowanym, wyreżyserowanym wypadku. O1ivia zamknęła oczy. W tym momencie poczuła ostry ból w podbrzuszu. Tak ostry, że wstrzymała oddech. Boże drogi. Oparła się o pręty, zacisnęła na nich dłonie, kłykcie pobielały pod wpływem przeszywającego bólu. Czuła, że łódź przyspiesza, pruje wodę, mknie na miejsce ostatecznego spoczynku. Ból powoli ustępował. Uniosła głowę, odetchnęła głęboko. Nic jej nie będzie, ani jej, ani dziecku. Znajdzie jakiś sposób, by ich wyciągnąć z tej mami. Musi tylko pomyśleć... O Boże! Kolejna fala bólu.

Jednak na wyświetlaczu nie było ani numeru, ani nazwiska dzwoniącego i Olivia spięła się lekko. – Halo? W pierwszej chwili nikt się odpowiadał i O1ivia poczuła ukłucie strachu, takie samo, jak zawsze, gdy Bentz rozwiązywał trudną sprawę. – Halo? Sprawdź Montoyqu boku. Odbili do brzegu, płynęli na otwarte morze, ale za wolno, za wolno. Szybciej, do cholery, szybciej! Z niepokojem wpatrywał się w ogrom Pacyfiku. Boże drogi, jak ją znajdą? Zdławił strach, powtarzał sobie, że mają czas, ale klął pod nosem, a każde uderzenie serca niosło grozę. Ledwie oddalili się od brzegu, kapitan dodał gazu. Statek ożył. Za ich plecami szalała feeria świateł, które odbijały się w wodzie i na szczęście gasły, im dalej wypływali w morze. Ślizgacz ciął wodę, bryzgi fal i wiatr oślepiały Bentza, który przeczesywał wzrokiem ciemność, modląc się o życie żony. Ma jeszcze czas. Montoya i Hayes naradzali się, zagłuszał ich szum silników i wiatru. Planowali. Ale Bentz myślał tylko o Olivii i o tym, przez co przechodzi. Był słaby, bezradny. Tyle szkoleń, tyle lat w policji, a nie może nic zrobić, by ją ratować.