gabinecie, natomiast on jeszcze nie zawrócił jej w głowie. Ochłonąwszy nieco, usiadł. - Myślisz, że lord Belton oświadczy się Rose? - zapytała sennym głosem, sięgając po halkę. Żadnej histerii, łez, pretensji. Po prostu brała to, co podsuwało jej życie. Uśmiechnął się. Jego Alexandra. Ciekawe, jak by zareagowała na takie określenie. - Robert ma na to za dużo rozsądku. Po prostu stara się wyprowadzić mnie z równowagi. - W takim razie rzeczywiście powinieneś urządzić przyjęcie urodzinowe dla swojej kuzynki. Spostrzegł, że przygląda mu się z nowym zainteresowaniem. - Wracamy do codzienności? Przyjęcia, kolacje, bale, nowe stroje? - Przepraszam. Ty jesteś ekspertem. O czym się rozmawia po... kochaniu? Zastanawiał się przez chwilę, czy wyznać jej, że już znalazł kobietę, którą chciałby poślubić. - Co będzie dalej? Alexandra, która właśnie podniosła suknię z podłogi, zamarła w pół ruchu. - Sugerujesz, że mam odejść? Zerwał się na równe nogi. - Na litość boską, nie! Skąd ci to przyszło do głowy? http://www.oczyszczalnie-sciekow.info.pl - Wiem. Zapomnijmy o tym. Znowu zapadła cisza. - Ty i Liz... jesteście razem? - zapytała po chwili Gloria. - Spotykamy się czasem. Przygryzła wargę. - Liz bardzo dobrze wygląda... Wydoroślała, dojrzała. - Jak my wszyscy. W jej oczach zalśniły łzy. - Nie miałam zamiaru jej krzywdzić. Nikogo nie chciałam krzywdzić. Nie wiedział, czy powinien czuć złość, czy raczej uwierzyć w jej żal i wzruszyć się skruchą? To iluzja, mówił sobie. Gloria St. Germaine jest twarda, nieczuła, samolubna. - Nie wątpię - rzucił. - Co jednak nie zmienia faktu, że potrafisz... ranić ludzi. - Tak jak ciebie? - Jak mnie.
zrobiła na nim piorunujące wrażenie już w chwili, gdy pierwszy raz ujrzał ją w swoim gabinecie, natomiast on jeszcze nie zawrócił jej w głowie. Ochłonąwszy nieco, usiadł. - Myślisz, że lord Belton oświadczy się Rose? - zapytała sennym głosem, sięgając po halkę. Żadnej histerii, łez, pretensji. Po prostu brała to, co podsuwało jej życie. Uśmiechnął Sprawdź sypialni. Na ogól zawsze zdobywał to, czego pragnął. Alexandra Beatrice Gallant ustanowiła zupełnie nowe reguły gry, a on nie potrafił ich ominąć ani złamać, a w dodatku nie umiał o niej zapomnieć. Na Lucyfera, może rzeczywiście stał się wybredny. - Wszystko się zgadza, milordzie? Lucien zamrugał. - Tak. Dziękuję, panie Mullins. - Nie ma za co, milordzie. Po wyjściu doradcy znowu wyjrzał na ogród. Zanim pogrążył się w marzeniach o Alexandrze, przez uchylone drzwi do gabinetu wpadła biała kulka futra. - Dzień dobry, Szekspirze. - Podrapał teriera za uchem. - Szekspir! Wysoka, smukła postać zatrzymała się w pół kroku.