— Uratowałam cię! — szepnęła z głębi duszy. — Mogłam

W niedzielny poranek do Matthew zatelefonował sam Phil Bianco i poprosił go o przybycie na pilną naradę przy Bedford Square. - Odmowa kosztowałaby mnie więcej niż to warte - powiedział Matthew do Izabeli w kuchni - ale pierwszy raz nie pojechałbym na cmentarz, a nie chcę zostawiać dziewczynek na lodzie. - Nie przejmuj się. - Izabela parzyła kawę. - Jeśli Sylwia nie będzie mogła, sama je zawiozę. - Jesteś pewna? - Spojrzał na nią z wdzięcznością. - Nie macie z Mickiem żadnych planów? Pokręciła przecząco głową. - Dopiero na później. Kiedy rodzina wróciła z cmentarza na lunch, Matthew ciągle nie było w domu. - Zobaczycie, to dopiero początek - zauważyła Flic, kiedy zaczynały jeść. - Czego początek? - chciała wiedzieć Chloe. Siedziały same przy stole; Sylwia została w domu, a Izabela była z Mickiem na górze. 199 - Jego knowań. On chce się nas pozbyć. - Czemu tak mówisz? - zdziwiła się Chloe. http://www.oczyszczalnie-sciekow.net.pl względów bezpieczeństwa. Nie zamierzał dłużej znosić jej ataków i obraźliwych insynuacji. - Czek? - zapytała Bella podejrzliwie. Czyżby chciał ją oszukać? Dowiedziała się już wcześniej od młodego urzędnika, że cena apartamentu oscyluje wokół pół miliona funtów. Dlaczego więc Edward chciał zapłacić dwa razy tyle? Czy przypuszczał, że natychmiast zaakceptuje tę ofertę? Na pewno miał w tym ukryty cel. Być może jego propozycja była jednym wielkim kantem. Wyglądało, że zamierzał zachować apartament bez względu na koszty. Nie miała pojęcia, jak się zachować. Ale zobowiązania wobec Kate i jej synka skłaniały ją do starań, by uzyskać za apartament jak najwyższą cenę. Wzięła głęboki oddech. - Czy tobie się wydaje, że naprawdę jestem taką idiotką? - O co ci chodzi? Bella zignorowała złowieszcze ostrzeżenie brzmiące w jego głosie. - To chyba oczywiste - odpowiedziała prześmiewcze - Dajesz mi czek, ja kwituję sprzedaż apartamentu, a potem odkrywam, że czek jest bez pokrycia. - Oskarżasz mnie o nieuczciwość? - Edward nie wierzył własnym uszom. Bella z determinacją uniosła podbródek. - Najwyraźniej bardzo ci zależy na tym apartamencie. Oferujesz dużo więcej, niż jest wart. Dlaczego? Zdrowy rozsądek wskazuje, że musi być jakiś powód. Bo chyba nie chodzi o akt dobroczynności? - Uśmiechnęła się słabo i potrząsnęła głową. - Najpewniej uważasz, że jestem tak zachłanna, że bez pytania zaakceptuję twoją propozycję.

- Wyszłam za architekta, twoja opinia wiele dla mnie znaczy. Przyjrzał się jej uważnie. - Naprawdę kochasz ten dom, co? - Owszem. - Dziewczynki także go kochają? Potwierdziła. Sprawdź wierzyła. - Stany to przecież taki bogaty kraj - pokręcił głową Tanner. - Jednak jest mnóstwo ludzi, którzy nie są w stanie związać końca z końcem. I dużo takich, którzy nie mają co włożyć do garnka. Tak jak wszędzie. - Gdy na nich natrafiasz, pomagasz im? - bardziej stwierdził, niż zapytał. Shey wzruszyła ramionami. Nie była zadowolona, że ją przyłapał, ale jeszcze bardziej irytowało ją, że robił z tego takie wielkie halo. - To nic takiego. Parę kanapek. Naprawdę nie ma o czym mówić. Każdy może to zrobić.